V

22 1 0
                                    

Jak wstałam to zegarek wskazywał czternastą. Ku mojemu zdziwieniu byłam wypoczęta i rześka. Nic mnie nie bolało. Nie miałam żadnych zadrapać, czy siniaków. Może jednak nie jest on aż tak chamski i wredny jak myślałam? Na biurku znalazłam karteczkę.

„Bądź gotowa na trening. Przyjdę po ciebie o dwudziestej. Do zobaczenia słonko.

Twój Michał".

Gdyby podpisał kretyn to bardziej bym to zrozumiała. Zjadłam śniadanie połączone z obiadem, przebrałam się i położyłam się na kanapie przed telewizorem. Miałam całkowitego lenia. Nic mi się nie chciało. Dopiero o siódmej przypomniałam sobie o treningu. Wzięłam szybki prysznic. Przebrałam się. Spakowałam i punkt dwudziesta zeszłam na dół. Przez całą podróż byłam maksymalnie spięta. Patrzyłam się tylko za szybę samochodu. Cisza między nami była nienaturalna, ale nie miałam żadnego pojęcia jak ją przerwać, więc nic innego prócz milczenia nam nie pozostawało. Pojechaliśmy w to samo miejsce i znowu zaczęliśmy od ćwiczeń rozciągających. Jednak tym razem stracił cierpliwość już na samym początku.

- Dziewczyno jak ty chcesz ćwiczyć jak jesteś maksymalnie spięta? Nie ufasz mi.

- Trochę krótko się znamy, a jeszcze cztery noce temu chciałeś mnie zabić.

- Obiecałem przecież, że cię nie zabiję, ani nie ugryzę. A dodatkowo uleczyłem cię wczoraj, by cię rano nic nie bolało.

- Ty to zrobiłeś?

- Tak. Więc wyluzuj się w końcu.

Moje myśli szalały. Michał wyglądał na złego, ale bardziej na smutnego. Westchnęłam. Ma rację. Jeśli mu nie zaufam chociaż trochę to nic z tego nie wyjdzie. Rozluźniłam się całkowicie, zamknęłam oczy i zaczęłam lecieć do tyłu. Zanim dotknęłam ziemi wampir zdążył mnie złapać.

- Do diabła, dziewczyno co ty wyrabiasz?

- Sprawdzam, czy mogę ci zaufać. Test zaliczony.

- A gdybym cię nie złapał?

- To miałabym kilka dodatkowych siniaków, wzięłabym plecak i więcej być mnie nie zobaczył.

- Nie rób mi więcej takich testów.

- Dziś już nie.

Spojrzał na mnie zły, jakby samym wzrokiem chciał mi powiedzieć, że nigdy więcej mam się nie ważyć, by coś takiego wymyślić. Jednak jak zwykle miał rację. Teraz o wiele lepiej mi się ćwiczyło. Szybciej uzyskiwałam efekt, który go zadowalał.

***

Do końca tygodnia odbywałam z nim ćwiczenia rozciągające, bo stwierdził, że giętkie ciało jest podstawą do czegokolwiek. Wieczorem leczył mnie poprzez położenie dłoni na moim czole. Zazwyczaj nie byłam tego świadoma, ale już wiedziałam dlaczego nic mnie nie boli.

***

Od poniedziałku zaczęliśmy ćwiczenia wytrzymałościowe. Począwszy od biegów. Pierwszy był sprint. Później długodystansowy, a kończyliśmy w siłowni. On był sadystą. Nie dałam rady dojść do domu. Zemdlałam i chyba przeniósł mnie, bo znalazłam się dziwnym trafem w łóżku. Jego szczęście, że zdjął mi tylko buty.

***

Kolejnego dnia znów zaczynaliśmy od biegów.

- Mam biec jak najszybciej, czy jak najdłużej?

- Patrząc na to, że obu rzeczy nie jesteś w stanie połączyć, to zaczynamy od sprintu.

Wkurzył mnie. Zaczęłam biec najszybciej jak tylko mogłam, starając się przebiec jak najdłuższy dystans.

Obiecaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz