XV

29 2 0
                                    

Można oskarżyć mnie o wiele, ale na pewno nie o głupotę. Przygotowałam się na to, że mogę kiedyś potrzebować ewakuować się w trybie ekspresowym. Na fałszywe nazwisko miałam założone konto w zagranicznym banku. Na nie raz na jakiś czas wpłacałam gotówkę, którą uprzednio wypłacałam z konta, na które On przelewał mi pieniądze. Takim sposobem było mnie stać na to by wsiąść do autobusu. Wysiadłam dwieście kilometrów dalej aby kupić sobie ubrania, torbę podróżną i inne niezbędne szpargały. Chciałam zrobić pozory, że wyjazd został przeze mnie zaplanowany. Zjadłam obiad i pojechałam na wieś do rodziny. Tak, do tej wioski w której jest stado wilkołaków. Rodzina o nic mnie nie wypytywała. Stać mnie było raptem na to by powiedzieć jakieś trzy zdania na skalę dnia. Powoli wszystko zaczynało mnie przytłaczać. Przed oczami migały mi twarze wszystkich wampirów, których do tej pory zabiłam. Początkowo miałam problem, aby wszystkich spamiętać, jednak z czasem udało mi się przypomnieć każdą twarz. Kto by przypuszczał, że zabijanie jest aż tak szybkie. Chwila adrenaliny, zaczyna ci szybciej bić serce. Widzisz swoją ofiarę. Zaczyna się walka, która często trwa raptem parę minut. Jest dużo krwi. Jest śmierć. Kolejna ofiara z moich rąk. Z jednej strony mam świadomość, że osoby, które pozbawiłam życia były złe. Że jestem trochę jak batman nie pozwalając, aby to zło się zbyt bardzo panoszyło. Jednak w ten sposób odbieram im możliwość na usprawiedliwienie się. Nie mają już możliwości, aby odmienić swoje życie. Moment, kiedy spotykają mnie na swojej drodze jest ich sądem ostatecznym. Oceniam ich w czarno białych barwach. Albo są winni, albo nie. Jeśli są winni to chwilę później już ich nie ma. Czy postępuję słusznie? Czy można zabijać innych zanim da im się szansę na zmianę swojego życia? Niektóre z tych osób nie były złe z wyboru. Po prostu miały pecha. Zostały przemienione przez kogoś kto nie miał skrupułów. Kto nauczył ich takiego postępowania. Nikt nie zajął się nimi wystarczająco, aby mieli wybór. Tak samo jak ja im go nie daje tylko od razu zabijam. To chyba czyni ze mnie mordercę. I to całkiem niezłego. Zamykam oczy po raz kolejny i ponownie przypominam sobie twarze ich wszystkich. Niezależnie od tego co zrobili nie powinni zostać zapomnieni. Z tą myślą parę dni temu kupiłam szkicownik i ołówek. Zdążyłam już zapomnieć jaką radość dawało mi rysowanie. Każdego dnia koncentruję się na twarzy którejś z moich ofiar. Rysuję jej portret. Zapisuje na kartce obok informacje o ich życiu. O wszystkim o czym zdążyłam się dowiedzieć. Chwila odpoczynku i rysuję kolejną osobę.

Nawet nie podniosłam głowy znad kartki, gdy wujek usiadł koło mnie.

- Marta do mnie dzwoniła.

Dalej milczałam i kończyłam szkic. Nie widziałam powodu, by się do niego odzywać.

- Powiedziała mi o wszystkim.

Dorysowałam ostatnie kreski i zaczęłam spisywać jego historię.

- Ponoć całkiem nieźle walczysz, może pokazałabyś mi co potrafisz?

Próbował jak umiał, aby sprowokować mnie do jakiejkolwiek reakcji, ale nie widziałam sensu w tym by chwalić się przed nim swoimi umiejętnościami.

- Widzę, że rysujesz dużo lepiej niż gdy byłaś tutaj po raz ostatni.

- Skończyłam.

Odezwałam się zachrypniętym głosem wpatrując się w swoje dzieło.

- Kogo tak długo rysowałaś, że zajęłaś pięć szkicowników?

- Wszystkie osoby, które do tej pory zabiłam.

- Słucham? A co oznacza ten numer na dole?

- Numerowałam ich według kolejności w jakiej zginęli.

- Rysowałaś ich po kolei?

- Tak.

- Chcesz mi powiedzieć, że przez ten niecały rok zabiłaś siedemdziesiąt sześć osób?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 14, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Obiecaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz