Widzę go. Otwiera drzwi i widzę jego bujną grzywkę. Widzę jasną, marszczącą się skórę. Uśmiecha się blado, wygląda jak trup. A mi jest go żal. Nienawiść rozpada się na kawałki widząc jego niebieskie oczy. Wciąż lśnią jak dawniej.
- Kate - zaczyna. Mam wrażenie, że zaraz upadnie na podłogę. Nogi drżą mi jak nigdy dotąd. Przecież to chore.
- Tyle czasu... - podnoszę się z krzesła, ale szybko siadam z powrotem. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie rozmawiać na stojąco. Zbyt słaba, by do niego podejść.
Robi kilka kroków w przód. Jest coraz bliżej mnie. Siada na krześle naprzeciwko i przestawia wazon z kwiatami, by móc widzieć moją twarz.
- Przepraszam... - zaczyna, ale nie kończy. Nachyla się nisko nad ziemią i mam wrażenie, że odpływa. Z jego ust wydobywa się cichy, piskliwy głos. Mokra ciecz pokrywa cały obszar jego krzesełka. Jest mu głupio.
- Przepraszam... - mówi po raz drugi. - Nie chciałem, to samo...
Przerwałam mu.
- Zaczekaj - łapię jego dłoń. - Muszę ci coś powiedzieć.
Słucha uważnie. Jest skupiony jak nigdy. Łzy spływają mi po skroniach. Czuję się bezsilna.
- Dzięki tobie straciłam wiarę w siebie. Dzięki tobie straciłam brata, który jest teraz samotny wśród innych dzieci. Dzięki tobie przepłakałam tysiące nieprzespanych nocy i dzięki tobie miałam kilka prób samobójczych. Dziwi mnie tylko jedno. Zawsze pojawiasz się, kiedy próbuję się zabić. Dlaczego?! Gdzie jesteś?! Dlaczego zostawiłeś mnie, skoro nadal tu jesteś?! Wcale nie wyjechałeś?! Wcale to nie był nasz koniec! Chcesz mnie zniszczyć?! Nienawidzę cię! Jesteś dupkiem! Egoistą! Nie zasługuje na takie traktowanie! Jestem sama! Zabrałeś mi wszystko Leo! - przerywam, by przełknąć ślinę i wytrzeć policzki. - Byłeś moim przyjacielem - dokańczam spokojnie, patrząc w jego niebieskie oczy. Lśnią, ale tylko dlatego, że w jego źrenicach pojawiły się łzy. Tak bardzo cierpiał.
- Jestem... - zaczął, ale znowu zwymiotował na podłogę.
- Widzisz?! Rzygasz! Śmierdzisz, jesteś jak trup! Nie umiesz usiąść i normalnie porozmawiać! Jesteś chudszy niż ja! Kim w ogóle jesteś co?! Może Leo, który siedzi przede mną to nie Leo, którego poznałam parę lat temu?! A może jesteś duchem!? - nie panuję nad słowami.
- Uspokój się Kate - mówi poważnie, wycierając chusteczką swoje usta. - Jestem chory.
***
Budzę się zlana potem. Co za okropny koszmar! Szybko sięgam po komórkę i wpisuję numer mojego przyjaciela. Znam go na pamięć. Po trzech sygnałach w końcu odbiera. Oddycham z ulgą.
- Leo, czy ty jesteś chory?! - niemal krzyczę, jakbym chciała usłyszeć jego najcichsze zawahanie.
- Oszalałaś?! Jest trzecia rano kobieto!
Spoglądam na zegarek. Miał racje. Normalni ludzie już dawno śpią, a nie wydzwaniają do ludzi na końcu świata.
- Chwileczkę...U mnie jest trzecia nad ranem, ale...Ty jesteś w Amster... - usłyszałam dźwięk sygnalizujący zakończenie rozmowy.
On tutaj jest.
CZYTASZ
7 samobójstw Kate Cooper |L.D| KOREKTA
Fanfiction'' I przerywana linia na dłoniach to tylko znak, że żyjesz. Ale tak naprawdę to tylko istnienie, a nie życie. Tak naprawdę to koniec. Całkowity koniec. '' ~7 samobójstw Kate Cooper