31.Help people

2.2K 195 44
                                    

      Wysoki blondyn schyla się razem ze mną, by pozbierać zakupy, które wcześniej zrobiłam w sklepie. Kilka pomarańczy wypadło na chodnik. Patrzę na chłopaka, który pomaga mi zbierać rzeczy i w pośpiechu przeprasza za swoją winę. 

To wcale nie jest Twoja wina. 

Spoglądam w jego oczy i poznaje go. Blondyn, który uratował mi życie w parku. Chcę wpaść mu w ramiona i podziękować za ten czyn, ale odnoszę wrażenie, że mnie nie rozpoznał. 

Kiedy w końcu udaje nam się schować wszystko z powrotem do torby, uśmiecha się i przedstawia. Jest mu bardzo głupio.

- Max - mówi krótko.

Podaję mu rękę i dziękując za pomoc, chcę odejść jak najszybciej. Ale kiedy jestem już za rogiem, czuję czyjąś dłoń na moich biodrach i pewna, że to poznany przed chwilą mężczyzna, obracam się i uśmiecham. Ale to nie jest on. Starszy facet, około trzydziestu lat właśnie rozbiera mnie wzrokiem. Chcę uciec, ale jego mocna ręka przyciąga moje ciało do jego. Zaczynam krzyczeć, ale kilka sekund później zostaję spoliczkowana przed prześladowcę. Boję się, kiedy jego dłoń dochodzi do mojego brzucha, a druga trzyma mocno moje usta. W końcu mężczyzna wbija się w moje usta, swoimi, a ja szybko reaguję i gryzę go w język.

1:0 dla mnie.

Biegnę najszybciej jak mogę, w miejsce gdzie mogliby być ludzie. Ktokolwiek, kto mógłby mi pomóc. Ale zanim zdążam wybiec na ulicę, mężczyzna zaciąga mnie z powrotem do ciemnej uliczki. Zdążam jedynie zawołać o pomoc, ale żaden głos się nie odzywa. Tracę siły, kiedy dostaję kolejne uderzenia w twarz i brzuch. Coraz bardziej mgła przed oczami pozwala mi zasnąć. Źrenice zamykają mi się i już odpływam, kiedy nagle czuję wolność w biodrach i upadam spokojnie na ziemię. Wysoki blondyn okłada pięściami zbudowanego gwałciciela i tym samym ratuje mnie od tragedii. Chcę podziękować mu po raz drugi, lecz głęboko skaleczony brzuch nie pozwala mi wstać. 

Max podbiega do mnie i delikatnie uderza w policzki, by mnie nie skrzywdzić, ale obudzić. Jestem zbyt słaba, by coś powiedzieć. Ukradkiem widzę jak gwałciciel zabiera moją torebkę i ucieka.

Świetnie! Brak jedzenia, telefonu i dokumentów! 

- Kate, co cie boli? - pyta z troskliwością i spokojnie masuje miejsce na brzuchu, w które zostałam uderzona. 

- Co ty tu robisz? - nieprzytomna nie do końca zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. 

- Cały czas zastanawiałem się czy poprosić cię o numer telefonu...Nie byłem daleko, kiedy nagle usłyszałem twój głos. 

Przeszły mnie ciarki. Zostałam prawie zgwałcona, pobita i okradziona. Dzień, nie mógł być lepszy! 

- Zabiorę cię do domu - mówi i unosi mnie na rękach. 

Obejmuję go wokół szyi i pozwalam, by dźwigał mój ciężar, wiedząc, że nie dam rady wstać o własnych siłach. 

Jestem mu taka wdzięczna...

                                                                                                 ***

Budzę się w łóżku i czuję się lepiej. Ból brzucha minął, a moje policzki nie paliły mnie od środka. Rozglądam się dookoła, lecz nie jest to mój dom. Przypominam sobie wczorajsze wydarzenie, kiedy słyszę jak otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi blondyn, który uratował mi życie. Podaje mi kubek ciepłej herbaty i pyta o moje zdrowie, co powoduje rumieńce na moich policzkach.

- Naprawdę jest lepiej - uśmiecham się, popijając łyka napoju.

- Zrobiłem zakupy i kupiłem nowy telefon. Karta do niego jest już w środku - siada na łóżku obok mnie i okrywa kołdrą.

- Nie musiałeś, to moja wina, że...- spoglądam na jego czerwone oko - że teraz masz śliwę pod okiem - chciałabym się zaśmiać, ale naprawdę czuję się winna. 

- Daj spokój. Na moim miejscu, każdy zrobiłby tak samo - jest radosny.

Dokańczam herbatę, w łóżku mojego wybawcy i dziękuje Bogu, że mnie usłyszał, kiedy wołałam o pomoc. 

  *Leo*

Dzwonię do niej po raz setny, ale nie odbiera. Czyżby nie chciała ze mną rozmawiać? Czy tylko wydaję mi się, że Kate mogłaby tęsknić? A może ułożyła już sobie życie i nie chce widzieć na oczy człowieka, który ją zostawił samą? Jest mi ciężko, bo przecież kocham Kate najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie, że mogłaby odejść. Nie chciałem jej zostawić! Byłem zmuszony kłamać...ale ja tego nie planowałem...

Otwieram szafkę z gazetami i z pośród nich wyjmuję czerwone pudełeczko ze wstążeczką.            W środku znajduje się pierścionek zaręczynowy kupiony rok temu za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zawsze chciałem, by moje oświadczyny wyglądały idealnie. Żebym był ubrany w garnitur, w restauracji grałaby piękna muzyka...

Spoglądam na pierścionek, a następnie zdjęcie moje i Kate w ramce na parapecie. Kilka łez spływa mi po policzku.

Teraz po prostu chciałbym się zapytać...Czy zostaniesz moją żoną, Kate? 



Dziękuje za przeczytanie! Jesteście niemożliwi!!! Tyleeeeeeeeeee wyświetleń, mnóstwo gwiazdek i ponad 200 komentarzy! Szanuję taką robotę i czekam na rozpierdziel od was! ^^ A ja obiecuję, że więcej rozdziałów będzie i coraz ciekawsze! Niedługo poznacie całą prawdę o Leo, podejrzewacie już coś? ^.^

7 samobójstw Kate Cooper |L.D| KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz