Czuję jego dotyk. Dotyk jego gorącej skóry. Jego oddech tuż obok mojego. Dopiero teraz czuję jak całuje mój policzek. Jest tu. A ja obok niego jestem taka bezbronna i jednocześnie taka bezpieczna. Jego tors był wręcz gorący, ale nie przeszkadzało mi to. Przejechałam dłonią po jego brzuchu, kiedy upewniłam się, że to Leondre.
Szybko czuje pieszczotę i jak najszybciej przysuwa się do mnie, przykrywając mnie swoją bluzą i obejmując mnie. Czuję się lepiej. Jednak zauważam w jego oczach łzy. I w tym samym momencie kuje mnie serce.
- Jesteś moim światem, moim życiem, moim sercem - zaczyna i spogląda w moje zmęczone oczy - Jesteś moim wszystkim - dokańcza.
Ignoruje to. Uśmiecham się, ale milczę. Co mam mu powiedzieć? Widzę, że jest zmęczony, ma podkrążone oczy, jest blady i słaby. Jakby miał zaraz zemdleć. Martwię się o niego, ale nie zapytam go co się dzieje. On musi zacząć.
Jak na zawołanie, znów zaczął mówić.
- Miałem ci coś powiedzieć, ale... - przerywa. - To chyba nie najlepszy moment.
- Jeśli chcesz uniknąć tego co było...Wyjaśnij mi wszystko. - mówię stanowczo, choć jestem taka bezsilna. Nic nie mogę. Jedynie poprosić go o szczerość.
- Kocham cię i taka jest prawda - przytula mnie bardziej.
- Proszę, powiedz mi - nalegam.
Podnosi się z łóżka i ubiera koszulkę. Boję się, ze wyjdzie. Kolejny raz chce mnie zostawić?
- Nie odchodź - mówię błagalnym tonem. Chce mi się płakać. - Tyle na ciebie czekałam.
Przerywa zawiązywanie sznurówek u swoich adidasów i spogląda w moje oczy. Natychmiast w powiekach mam mokro. Widzę jego ból jaki doznał przeze mnie. Chcę powiedzieć jak bardzo go kocham i przeprosić, że mnie poznał, ale nie daję rady. Nie mogę wstać i go objąć.
- Nie odchodzę - odwraca się i z powrotem siada na rogu łóżka. Chwilę potem nie patrzy już na mnie, a tylko gdzieś daleko przed siebie.
- Jestem chory, Kate. Mam nowotwór. Umieram. - słyszę jak pociąga nosem. Wyobrażam sobie jak łzy lecą po jego policzkach i mam ochotę je szybko wytrzeć zanim zdążą upaść na ziemię. Dopiero po chwili dociera do mnie jego informacja. Leżę nieruchomo i analizuje jej treść.
Nowotwór. Śmierć. Choroba.
Pomimo braku sił, podnoszę się i siadam obok mojego przyjaciela.
Mojego chorego przyjaciela.
Jego oczy, tak samo jak moje straciły blask i widać w nich tylko błyszczące się łzy. Nie chciał, żebym cierpiała, widząc jak go to boli. Nie chciał, żebym patrzyła jak traci siły, włosy, swoje niebieskie, iskrzące się źrenice.
- Pojawiałem się kiedy słyszałem o twojej próbie. Wcale nie pojechałem do Amsterdamu. Wcale nie koncertuje. I wcale nikogo bardziej nie kocham od mojej jedynej przyjaciółki z dzieciństwa. Tęskniłem codziennie.
- Więc gdzie byłeś, kiedy cie nie było? - oparłam głowę na jego ramieniu.
- W szpitalu. Często wypisywałem się na własne żądanie, żeby się z tobą spotkać i cię uratować.
- Jezus Chrystus, nie jestem samotna - wybucham płaczem i moczę koszulkę Leo, ale on jedynie śmieje się z moich słów.
- Pamiętasz jak zabrałem cię na spotkanie z moim przyjacielem? - nie zwraca uwagi na moje łzy.
- Byłeś taki zazdrosny - uśmiecham się przez mgłę, widząc w głowie to wspomnienie.
- Tak bardzo chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. Ale nie umiałem - spuścił głowę w dół.
- Możesz mi to powiedzieć teraz - dotykam jego policzka i zmuszam by się na mnie spojrzał.
Leo łapie mnie za ręce.
- Kocham cię, Kate...Ale...
- Jest jakieś ,,ale''? - przerywam mu.
- Ale! - podkreśla to słowo - Jestem chory. Nie ma już nas. Nie mogę cię kochać.
- Przeżyjemy to razem!
- Ale ja nie przeżyje! Nie rozumiesz?! - podnosi głos. - Ja umieram!
Bierze kurtkę i wychodzi trzaskając drzwiami. Sięgam po ramkę ze zdjęciem. Uśmiechnięty, energiczny Leo, dziś smutny i bez chęci do życia. Spoglądam głęboko w oczy mojego przyjaciela.
- Ty zawsze walczyłeś dla mnie...więc ja teraz powalczę dla ciebie.
CZYTASZ
7 samobójstw Kate Cooper |L.D| KOREKTA
Fanfiction'' I przerywana linia na dłoniach to tylko znak, że żyjesz. Ale tak naprawdę to tylko istnienie, a nie życie. Tak naprawdę to koniec. Całkowity koniec. '' ~7 samobójstw Kate Cooper