Riley siedziała na szczycie wieży kościelnej i rozmyślała nad bardzo wieloma rzeczami - mniej lub bardziej ważnymi.
Po pierwsze: ile jej jeszcze zostało czasu do dnia przesilenia wiosennego, gdy nadejdzie Zrównanie Światów. Trzy przejścia z tego świata do krain demonów połączą się, a na Ziemię dostanie się Treavor, Wielki Demon. Breyne powiedział jej, że żyją ludzie, którzy dążą do połączenia się portali poprzez otwarcie ich.
Jeżeli portale będą otwarte w dniu Zrównania, połączą się na pewno. A wtedy będzie koniec.
Misja Riley poległa na tym, by dziewczyna odnalazła winnych i ich wymordowała nim nadejdzie pierwszy dzień wiosny. Miała jeszcze pół roku. To całkiem sporo czasu, jednak Riley nie mogła odepchnąć od siebie myśli, że to wszystko wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Że za tym wszystkim stało coś jeszcze. Ale co?
Po drugie: jak teraz sprawy się mają w Czarnym Zakonie.
Czy Kanda i Lenalee złamali się po jej "śmierci"? A może pogodzili się z tym i żyli dalej mając siebie nawzajem? Riley wolała to drugie. Kochała ich oboje i wolała, aby żyli szczęśliwi razem, niż rozpaczali nad kimś, kto i tak do nich nie wróci.
Dzisiaj akurat przypadały Urodziny Trio. Piąte. Zastanawiała się czy, mimo wszystko, jednak go obchodzą. Bardzo chciała, by tak było.
Westchnęła i wypuściła trochę pary z ust.
Minęło szesnaście lat od dnia, w którym jej dziadkowie zginęli. Niestety Riley nie miała zbyt wielu żyjących krewnych; jej rodzice umarli w dniu, w którym się urodziła. Zatem to Reever musiał się nią zaopiekować. Tego dnia Riley trafiła do Czarnego Zakonu.
Szybko znalazła sobie przyjaciół.
Ludzie uważali, że była słodka i miła i uprzejma. Taka w sumie była prawda. Riley lubiła być właśnie taka. Lubiła czarować ludzi swym urokiem, tą słodyczą wymalowaną na jej pięknej twarzyczce. Dzięki temu była powszechnie lubiana, wręcz kochana, pośród otaczających ją ludzi.
Nikt jednak nie był taki jak Kanda. Jedyna osoba poza Reeverem, na której zależało jej najbardziej i dla której potrafiła uczynić absolutnie wszystko.
Riley doskonale pamiętała dzień, w którym trafił do jej pokoju. Zgubił się i wszedł do jej pokoju zamiast do swojego. Dziewczynka od razu go polubiła. Nie wiedziała czemu. Przecież był niby taki niemiły i nieprzyjazny, wrogo nastawiony do każdego. A jednak było w nim coś jeszcze. Coś, co tylko Riley była w stanie dostrzec.
Wrażliwość... Poczucie winy... Honor... Smutek... Dobroć... Współczucie...
Kanda nie był tylko złym, nie czującym niczego draniem, za którego mieli go wszyscy dookoła. Riley wiedziała, że nawet jeśli takim wszyscy go widzieli, był on w rzeczywistości zupełnie inny niż mogłoby się wydawać. To prawda - bywał niemiły. Jednak była to maska. Riley chciała się dowiedzieć, czemu Kanda taki był. Zbliżała się do niego powoli, bez żadnego naciskania. Wiedziała, że na takich jak on nie należy naciskać. Kroczek po kroczku. Spędzała z nim coraz więcej czasu. Zakolegowali się po tygodniu. Kanda nawet śmiał się w jej towarzystwie, co bardzo ją radowało. Jednak musiały minąć cztery miesiące, nim chłopak w końcu jej zaufał. Wtedy powierzył jej pierwszy sekret.
Widzi lotosy.
Riley czuła się zaszczycona tym, że jej to powiedział. On jednak czuł, że mu nie wierzy. Wierzyła mu. Słuchała jego opowieści i nawet podarowała mu kwiatek lotosu w klepsydrze. Tak na pamiątkę i dowód tego, że mu wierzy. I że może jej zaufać.
CZYTASZ
Czarna Zabójczyni
FanfictionRiley uchodzi za zmarłą, ale tak na prawdę pobiera nauki u mistrza czarnoksięstwa, by móc stać się członkinią Rycerzy Mroku. Jednak by tego dokonać, musi przezwyciężyć największy koszmar... który powoli przeistacza się w prawdę. Dziewczyna nie może...