Rozdział 12

83 8 0
                                    

Riley rozpakowywała się dość powoli, co jakiś czas spoglądając ku niebu, widniejącemu za szybą okna. Było słonecznie. Nie szło spostrzec chociażby jednego maleńkiego obłoczku, co oznaczało niezwykle dobrą, jak na tę porę, pogodę. 

Październik zachwycał w tym roku swym pięknem. 

Dziewczyna na sam widok się rozpromieniła. Kochała jesień. Akurat wtedy wypadały jej urodziny. Następne, dwudzieste, będą dopiero za rok. Oczywiście, o ile do tego czasu dożyje. Natomiast jej dziewiętnaste urodziny, wypadały jutro. Albowiem dziewczyna nie ukończyła jeszcze dziewiętnastu lat. Miała tyle rocznikowo. I nie bardzo się na nie cieszyła.

Słowem nie wspomniała o tym kapitanowi Leve'owi, a co dopiero pozostałym z grupy.

W prawdzie i tak nie spodziewała się, że cokolwiek by od nich dostała, jednak wolała by nie wiedzieli. Chciała przesiedzieć ten dzień, w pocie i krwi, trudząc się na wyczerpującym treningu, aż nie padnie z wycieńczenia. Miała nadzieję, że właśnie tak będzie wyglądać cały jutrzejszy dzień. Przynajmniej będzie mogła skoncentrować się na czymś użytecznym. 

Westchnęła i opadła na łóżko.

Odkąd była małym dzieckiem, uwielbiała swoje urodziny. Jedyny dzień, w którym mogła stać się księżniczką, dostającą w prezencie wszystko, czego tylko zapragnie. Riley zastanawiała się, czy byłaby w stanie postrzegać ten dzień w taki sposób, gdyby tylko wiedziała, że jest prawdziwą księżniczką, prawdziwego narodu. Czy potrafiłaby cieszyć się tym jednym dniem w ten sposób, jak do tej pory? A może patrzyłaby na to z innej perspektywy? Tego nie wiedziała. Zastanawiała się jednak, jakby to wyglądało, gdyby nie doszło do rebelii sprzed dwudziestu lat.

Rok przed jej narodzinami, jej rodzice żyli razem w Szklanym Zamku. Zasiadali na prawdziwym tronie, rządząc każdym czarnoksiężnikiem. Strzegli prawa i sprawiedliwości, a także pilnowali, by ciemność nie pochłonęła zbyt głęboko ich ludu. Dlatego ich szanowano. Nie wiedziała czemu doszło do buntu i kto go wszczął. Mangun powiedział jej tylko, że osobą tą był czarnoksiężnik, który zapragnął potęgi Treavora. Czarnoksiężnik, który sprzymierzył się z demonem i wyzbył się resztek człowieczeństwa. Potwór. Jednak, czy gdyby do tego nie doszło, jej rodzice nadal by żyli? Gdyby Riley urodziłaby się wtedy, w rzeczywistości idealnej i pozbawionej wszelkich trosk, czy wszystko to miałoby miejsce?

Czy dołączyłaby do Czarnego Zakonu, gdyby już wtedy wiedziała, co się stanie?

Jak to wszystko by się dla mnie potoczyło, gdyby mama i tata żyli? Może byłabym księżniczką z bajki, dostającą czego tylko chce, ale czy nauczyłabym się wówczas żyć? Czy potrafiłabym patrzeć na świat z perspektywy osoby pokonanej, gdyby nie przytrafiłoby mi się tyle zła? 

Czy poznałabym Kandę? Mojego Kandę? 

To jedno pytanie wystarczyło, aby przywrócić umysł Riley na miejsce.

Przecież stało się to, co się stało. Dwadzieścia lat temu, jej ojciec zginął, zaś matka uciekła. Zabrała syna i rodziców, po czym uciekła. Porzuciła swoje prawdziwe nazwisko, Historia Revenshield, aby móc chronić swego pierworodnego potomka. A kiedy zaszła w ciążę niecałe trzy miesiące od tragedii, urodziła się jej córka. Riley. Takie imię nadali jej dziadkowie, ale czy nazwaliby ją tak... zwyczajnie, gdyby nie mieli po temu powodów? Czy takie imię nadałaby jej matka, gdyby przeżyła poród? 

Wenhamm... Riley Wenhamm...

Rozumiała.

Przez te wszystkie lata... Całe życie począwszy od dnia narodzin, okłamywano ją. By ją chronić. Aby ukryć jej niesamowite  zdolności i odciąć od świata, który powoli pochłania ciemność. Ale przecież nie tylko czarnoksiężnicy staczali się. 

Czarna ZabójczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz