Rozdział 7

145 9 0
                                    

Riley opadła ziemię, całkowicie tracąc wszelką władzę w nogach. 

Bitwa o Londyn zakończyła się zwycięstwem. Posiłki niestety nie zdążyły przybyć, jednak ona i kapitan Leve okazali się być niepokonani. Olbrzymy nie miały najmniejszych szans przeciwko wielkiemu kapitanowi Rycerzy Mroku; "najsilniejszemu magowi ludzkości", który powybijał ich setki i tysiące. Riley również znacznie przyczyniła się do zwycięstwa. Olbrzymy, na które się natknęła, nie były w stanie jej pokonać. 

Lily czekała na Riley na dachu zrujnowanej londyńskiej szkoły. Kiedy dziewiętnastolatka w końcu zdecydowała się pokazać, młoda Lionheart wrzasnęła. 

Sukienka Riley była postrzępiona, włosy - ubłocone i w strąkach. Nie mówiąc już o rękawiczkach i getrach, z których nic nie zostało. Na buty, niegdyś emanujące pięknem, aż szkoda było patrzeć. Jeden z koturnów skrócił się o połowę, a drugi - całkowicie odpadł. Przynajmniej jej SDMP wciąż było całe. Aż strach sobie wyobrazić co mogłoby się stać, gdyby uległo zniszczeniu. 

Kiedy Riley stała w odstępie od Lily nie większym niż metr, Lionheart wrzasnęła:

- Co, do cholery, sobie wyobrażasz!? Coś ty wyrabiała, że tak cię pokiereszowało?!

Riley zatkała uszy dłońmi i zmrużyła oczy. 

- Czy ty musisz tak krzyczeć, Lily? Boli mnie głowa. 

Oblicze dziewczyny nieco złagodniało, jednak nie na tyle aby można było uznać, że Lily skapitulowała.

- Co ci się stało?

Riley wzruszyła obojętnie ramionami.

- To co zawsze. Wpadłam na trudną sztukę. Złapała mnie i rzuciła o mur, ale na szczęście nie pękły mi żadne kości. Jestem w sińcach, nie przeczę, ale nie jestem jakoś poważnie ranna. Bułka z masłem.

Lily poczerwieniała.

- Bułka z masłem? BUŁKA Z MASŁEM?! Dziewczyno mogłaś zginąć, a zachowujesz się tak, jakby nic się nie stało! Wiesz co by się stało, gdybyś umarła? Wiesz?

- Prawdopodobnie Far i George byliby w siódmym niebie na myśl, że ich przeszkoda do zajęcia pierwszego miejsca pośród adeptów Manguna Breyne'a została usunięta - odparła.

Tamta poczerwieniała jeszcze bardziej.

- A czy obchodzi cię w ogóle to, co ja bym czuła gdyby coś ci się stało? 

Riley westchnęła.

- Daj spokój, idiotko. Przecież widzisz, że żyję. Moje SDMP jest całe. Nie rozumiem więc, co znowu cię ugryzło. 

Lily wybuchła.

- JESTEŚ MOJĄ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ! PIEPRZYĆ SDMP! NAWET NIE ZDAJESZ SOBIE SPRAWY Z TEGO, JAK SIĘ O CIEBIE MARTWIŁAM! KIEDY ZNIKNĘŁAŚ MI Z OCZU... MYŚLAŁAM, ŻE COŚ CI SIĘ STAŁO! A KIEDY USŁYSZAŁAM KRZYKI... WTEDY... wtedy... - przerwała. Rozpłakała się. 

Riley wciąż obojętnie wpatrywała się w Lionheart. 

Czasy, kiedy należało się o nią martwić, już dawno minęły. Riley nie była już dłużej tą samą, uroczą dziewczynką, którą była za czasów Zakonu. Ta, której należało chronić i martwić się o nią, umarła w Irlandii. Została zmiażdżona głazami, a jej plecy pękły. Panienka, która potrafiła jedynie szukać i się ukrywać, odeszła na wieki. Zastąpiła ją silna i odważna kobieta, która nie potrzebowała już dłużej niczyjej opieki. Sama potrafiła o siebie zadbać. Osiągała to czego chciała i była najlepsza. 

Jakaś część Riley czuła skruchę oraz wdzięczność wobec Lily, jednak z drugiej strony, Riley wciąż była brana przez wszystkich jako mała, słodka dziewczynka. Nie była nią. Już nie. I musiała uświadomić to wszystkim, którzy sądzili inaczej. W przeciwnym razie pozostanie bezbronnym dzieckiem na zawsze. 

Czarna ZabójczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz