*Oczami Justina*
Ledwo podniosłem głowę i uchyliłem jedno oko, a natychmiast zostałem przyparty znów do łóżka. Złapałem za część ciała, w której powinien być mózg. Czy był, to tego nie byłem pewien. W każdym razie łeb mnie bolał jak cholera, jebany. Dawno nie miałem takiego kaca, ale warto było. Cel tego upicia był słuszny. Oblewałem kolejną wygraną. Nie tylko moją i nie sam.
- Cholera - jęknąłem, ciągnąc za końcówki swoich blond włosów. Chyba przyda się coś na tego mordercę. Powoli zszedłem do kuchni i wyciągnąłem jakieś prochy na ból głowy. Wziąłem od razu dwie i bez popijania, wróciłem do łóżka. Miałem zamiar nadal spać, ale najpierw sprawdziłem która godzina. 14.28. Zważając na to, że wróciłem jakoś wpół do piątej to i tak krótko spałem i dalej jestem zmęczony.
- Dobranoc - mruknąłem sam do siebie i zakopałem głowę w poduszkach, przenosząc się do krainy, w której byłem ja i tylko ja. No i moje łóżko... No dobra, Esther czasami też. Ledwo co zamknąłem oczy, a do moich uszu dotarł głośny jazgot. Olałem to, ale dźwięk nie ustawał. Nawet się nasilał. Wkurzony zerwałem się na nogi i w mgnieniu oka otworzyłem drzwi, chcąc już krzyczeć. Odruchowo spojrzałem w dół i co zobaczyłem? Małego kudłacza. Patrzyła na mnie pokornie i przestała szczekać, z czego byłem zadowolony.
- Esther - westchnąłem i skierowałem się w stronę, z której przyszedłem. Suczka momentalnie znalazła się obok mnie i zwinięta w kulkę, zasnęła w moich nogach. Nie była najwyraźniej chętna na zabawę, tak jak ja, więc bardzo mi to odpowiadało.
- Dobranoc mała - wymamrotałem sennie, nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi od psa. Tak jak mówiłem. Czasami dzielę moje wielkie łóżko z tą małą gnidą.
Obudziłem się chwilę po szesnastej i czułem się jak nowo narodzony. Głowa nie bolała, co znaczyło, że tabletki zadziałały i kac powoli przechodził. Od razu w lepszym humorze poszedłem do łazienki. Po załatwieniu swoich spraw, odezwał się mój brzuch. Domagał się jedzenia.
- Zjadłbym kebaba - burknąłem i podrapałem się po głowie. Szybko udałem się znów do sypialni. Z szafki wziąłem telefon i wybrałem numer do przyjaciela. Minęło kilka sygnałów i usłyszałem jego głos.
- Stary, co powiesz na wieczór z grami u mnie? - zapytałem bez większego przywitania.
- Nie mam nic do roboty, więc bardzo chętnie - odpowiedział i w tle słyszałem, że zapewne zaczyna się zbierać. - Wziąć to co zwykle?
- No raczej. Kup gdzieś kebsa po drodze - odparłem, czując coraz większy głód.
- O, kebab to dobry pomysł. Za jakieś dwadzieścia do trzydziestu minut będę. Nara - pożegnał się i szybko rozłączył. Nie opłacało mi się nigdzie wychodzić czy nawet jeść, więc usiadłem na kanapie w salonie i zacząłem przeglądać social media. Dałem parę follow na Twitterze i jak nigdy odpisałem na kilka wiadomości. Ostatnio zaniedbywałem trochę moje Beliebers i było mi z tego powodu głupio. Musiałem im to jakoś wynagrodzić. Bardzo kochałem je wszystkie i nie chciałem, by moje dziewczynki czuły się zaniedbywane. Wiedziałem, że na początek mała rzecz je ucieszy, ale myślałem nad czymś większym i chciałem polepszyć z nimi kontakt. Przecież bez nich nie byłoby mnie. Bez dłuższego namysłu napisałem na TT: "Kocham Was moje Beliebers! Pamiętajcie o tym! " Momentalnie mój telefon zaczął wibrować (jakby nie robił tego wcześniej). Już wiedziałem, że je uszczęśliwiłem. One tego potrzebowały. Potrzebowały bym o nich pamiętał, a nie miał głęboko w dupie. Chciałem je uszczęśliwiać, dawać im radość, a nie smucić i dołować. Na pewno część była na mnie cholernie zła, a ja nie miałem nic na obronę. To moja wina. To ja zjebałem sprawę i to ja muszę ją naprawić. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Minęło już tyle czasu? Pokręciłem głową z niedowierzaniem i poszedłem otworzyć drzwi.
- Siema, Biebs - przywitał się i wszedł do domu, podając mi siatkę z małymi zakupami. Kiwnąłem głową na powitanie, zamknąłem drzwi i dołączyłem do chłopaka. Skubany zdążył się już rozłożyć na mojej kanapie, w moim salonie, w mojej willi. Machnąłem na niego ręką i zacząłem wyciągać z szafek jakieś smakołyki. Popcorn, chipsy, ciastka, piwa i inne pierdoły. Mój wzrok przykuła reklamówka na stole w kuchni i już wiedziałem, że jest tam to na co tak bardzo czekał mój brzuch. Położyłem cały ekwipunek na stoliku przed sofą.
- Suń się, Fredziu - mruknąłem i usiadłem. - Pora na jedzonko! - zawołałem wesoły i wyciągnąłem dwa, ciepłe kebaby, podając jednego Alfredo. - Co ja bym bez ciebie zrobił, Flores? - powiedziałem i wziąłem dużego gryza mojego śniadania, jak i pewnie obiadu.
- Siedziałbyś teraz beze mnie i tych kebsów - wymamrotał z pełną buzią. - Jesz jak świnia, Bieber.
- A ty to niby nie. To nie ja mówię teraz z pełną gębą - prychnąłem. Nasz główny posiłek szybko się skończył,a moje samopoczucie się poprawiło. A to wszystko przez mięso i warzywa w bułce. Coś pięknego.
- To co, gramy? - zerwałem się z miejsca, podchodząc do szafki pełnej gier na konsolę.
- Po to tu jestem - powiedział i poruszył brwiami, a ja już wiedziałem jaką grę wybrać. Oh, Fredziu... Jesteś taki przewidywalny. Wyciągnąłem najlepszą grę z hokejem i włączyłem ją. Załatwiliśmy wszystkie sprawy wstępne i zaczęliśmy. Jak zawsze byliśmy bardzo skupieni na grze i nic nas nie dało rady odciągnąć od tego. Nawet Scooter, który czasami sam się do nas przyłączał. Najlepszy było to, że takie zabawy nigdy nam się nie nudziły. Mogliśmy tak grać całymi dniami, a i tak byłoby za mało. Może to już uzależnienia? Nie, jesteśmy normalni pod tym względem. Po każdym innym już nie.
- Wygrałem! -krzyknąłem, po kilku godzinach. - Ja wygrałem, a ty nie, a ty nie! - zacząłem tak śpiewać i biegać po całym salonie jak jakieś dziecko.
- Biebs, ogarnij hormony. Wygrałeś, ale to był ostatni raz - burknął i założył ręce na piersi.
- Znamy się nie od dziś i oboje wiemy, że ze mną nie wygrasz - powiedziałem pewnie. Taka była prawda. Byłem najlepszy w tej grze i jak na razie nikt ze mną nie wygrał.
- Ty i twoje wielki ego. Uważaj, bo przerośnie twojego kutasa - mruknął, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Jego nic nie przerośnie - odpyskowałem dumnie. Była już jakaś dwudziesta pierwsza i Alfredo postanowił wracać do domu.
- Dzięki za super wieczór - odparłem, uśmiechając się promiennie do chłopaka.
- Zawsze do usług - pożegnał się i wyszedł.

CZYTASZ
Love Me Harder
FanfictionPo zerwaniu z chłopakiem, Ariana czuję się wolna. Zbliża się jej ostatni koncert, na którym spotyka swojego dawnego przyjaciela. Wszystkie wspomnienia wracają... Oni zbliżają się do siebie. Czy coś z tego będzie? Zapraszam do czytania.