Rozdział 8

284 23 28
                                    

Dla przypomnienia przeczytaj końcówkę ostatniego rozdziału.                                                                  Ważne info pod rozdziałem!!

          * Oczami Ariany *

Po jakichś piętnastu, strasznie nudnych minutach zadzwonił dzwonek. W tym czasie modliłam się, żeby nie zasnąć. Wolnym krokiem podeszłam do drzwi. W progu zobaczyłam Justina. Miał na sobie zwykły czarny T-shirt i szare spodenki do kolan. Do tego czapkę z daszkiem. Widząc mnie szeroko się uśmiechnął, a ja mu zawtórowałam. Patrząc na jego uśmiech, sama zaczynam cieszyć się jak głupia. To było jeszcze normalne? Dla mnie tak. Chłopak był dla mnie ważny. Ufałam mu bezgranicznie, ale nie czułam do niego nic więcej oprócz miłości przyjacielskiej. Liczyłam, że on też nie czuje do mnie niczego więcej. Trochę słyszałam o takich przyjaźniach. Trwają dopóki jedna z osób się nie zakocha i nie zniszczy wszystkiego. 

Oprócz Justina, byłam w takiej relacji między innymi Scoot'em i Brian'em. Jednak Bieber był jakoś bardziej wyjątkowy. Tak, to mój ulubieniec, ale ciii... Moja przyjaciółka była w takiej sytuacji, tylko że to była odwzajemniona miłość i powstał piękny związek. Szczęściara.

Bez żadnego "hej" czy "cześć" przytuliłam przyjaciela. Objął mnie i przycisnął mocno do siebie. Zamknęłam oczy i poczułam zapach jego perfum. Nieziemskie. Kiedy już zasypiałam na stojąco, Justin zorientował się co robię i zachichotał. 

- Hej, ja nie jestem łożkiem! - zaśmiał się. - Ale mogę być z tobą w łóżku. - zaproponował. Popatrzyłam na niego z uniesioną brwią, a on poruszył swoimi w dwuznaczny sposób. Uderzyłam go w tył głowy.

- Au! Za co to? - zapytał oburzony.

- Za twoje kudłate myśli. - mruknęłam i tym razem uderzyłam go lekko w klatkę piersiową.

- I kto to mówi. Ja takich nie miałem, tylko ty najwyraźniej, zboczuchu. - prychnął, udając niewiniątko.  Przewróciłam oczami i wzięłam go za rękę, prowadząc do środka domu. Poszliśmy na górę do mojej sypialni.

- Idziemy spać. - mruknęłam i wgramoliłam się pod kołdrę. Zamknęłam oczy i byłam już całkiem spokojna. Te parę godzin chciałam wykorzystać jak najlepiej i tak mi już ich dużo nie zostało. Oczywiście chodzi mi o galę, a nie koniec życia czy coś w tym stylu. Leżałam sobie spokojnie, jednak po chwili ktoś zawitał ze mnie. To znaczy w moim łóżku. No wiecie, ja i łóżko to jedność. Nie otwierając oczu, przytuliłam się do Justina,a po chwili po prostu odpłynęłam.

O takk, sen to było to, czego mi właśnie było trzeba. Ciągłe próby, spotkania, nagrania i ani trochę spokoju. Skończyła mi się trasa i niby mam czas na odpoczynek, jednak teraz pracuję nad nowym, czwartym albumem. Kocham to co robię, jednak momentami to wykańcza człowieka. Śpiący obok mnie Justin, wie coś na ten temat. Życie celebryty, to życie bez prywatności, życia osobistego. Zawsze są paparazzi, artykuły w gazetach, na portalach plotkarskich. Nie uciekniemy od tego. To z czasem stało się naszą codziennością, do której musieliśmy się przyzwyczaić. Zresztą nie tylko my. Każda gwiazdka Hollywood.

Nieświadomie, chociaż może i trochę świadomie, położyłam dłoń na kaloryferku Justina. Nie miał koszulki. Zaczęłam jeździć ręką po jego torsie. Miałam zamknięte oczy.

- Rawrr, Ari. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. Jeden z moich ulubionych uśmieszków w jego wydaniu. - Mogę ci tak jeździć ręką po tyłku? - zapytał, dobrze wiedząc, że mnie tym drażni. O to mu właśnie chodziło.

- Jak tylko spróbujesz, to ja przejadę ci Jerry'm po asfalcie. - odpowiedziałam zwycięsko, udając zdecydowaną. Widząc jego minę zachichotałam i miałam zamiar dalej drzemać, jednak nie było mi to pisane.

- To nie fair. - powiedział oburzony, przez co na niego spojrzałam. - Ty możesz, a ja nie! - założył ręce na piersi, zachowując się jak dziecko. Moja ręka jednak cały czas była tam, gdzie wcześniej. Wzięłam głęboki oddech, a następnie wypuściłam powietrze z płuc.

- No strasznie mi przykro. - mruknęłam z sarkazmem. - Lajf is brutal. I wiesz co? Masz rację, to niesprawiedliwe. Kobiety mają przewalone. - pokręciłam głową. - Bo to MY mamy okres, to MY zachodzimy w ciąże i to MY nosimy to dziecko przez 9 pieprzonych miesięcy. A WY mężczyźni, staje wam nie wiadomo dlaczego i robicie dzieci, ale nie męczycie się tak jak MY! - skończyłam moje krótkie kazanie na temat życia. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, widząc jego zakłopotanie.

- Yyyyyy... ty nie sugerujesz, że... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Nie, Justin. Jeśli to masz na myśli, to nie. Nie jestem w ciąży. - upewniłam go, śmiejąc się. Jak na razie, nie wyobrażam sobie siebie jako matka. Za kilka lat na pewno, ale nie teraz. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że już nie zasnę, więc zostało mi tylko leżenie.

 Patrzyłam w sufit, myśląc jak będzie wyglądała gala. Pewnie jak zwykle będzie ustawiona. Za oknem robiło się coraz ciemniej. Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam godzinę. 18.18. Według przesądów jeśli godzina jest równa z minutą, to ktoś cię kocha lub o tobie myśli.

- Albo śni. - szepnęłam do siebie i spojrzałam na Justina, który dalej smacznie spał. 

Jak on to robił? Przed chwilą próbował to filozofować, co mu nie wyszło, a teraz znowu chrapie. Miał lekko otwartą buzię i pomrukiwał. Mój telefon zaczął dzwonić, przez co podskoczyłam ze strachu i szybko go odebrałam, żeby nie obudzić blondyna śpiącego obok mnie.

- Halo? - zapytałam cicho.

- Ariana, przyjeżdżaj już. - po głosie, poznałam mojego stylistę. - Czas się przygotować.

- Ok, już się zbieram. - mruknęłam i rozłączyłam się. Jest jeszcze mały problem. Trzeba obudzić Justina. Zaczęłam lekko uderzać go w ramię, moimi piąstkami.

- Justin, wstawaj. - nic. - Justiiiiin! - jęknęłam,a on lekko się poruszył.

- Te jęki zachowaj na noc, skarbie. - mruknął, chyba nieświadomy, przykrywając głowę poduszką. O, nieee. Tak się nie bawimy.

- Justinie Drew Bieberze. - powiedziałam poważnym tonem i uderzyłam go w plecy. Spał na brzuchu. - Albo wstajesz sam, albo ja ci pomagam, ale ostrzegam. To nie będzie miłe. - chłopak pokręcił głową i westchnął. 

- Dobra, już... - mruknął niechętnie i usiadł. - Chwila, która godzina? - zapytał, przecierając twarz dłońmi. Zerknęłam na telefon.

- 18. 30.

- Ok. Wiesz co? Masz bardzo wygodne łóżko. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.

- Wiem, bo ja wybierałam. - przyznałam dumnie. - A teraz rusz swój seksowny tyłem i jedź szykować się na galę. 

- Spokojnie mała, ja się wyrobię. - prychnął, uśmiechając się głupio. 

- A ja nie, jak jeszcze długo będziesz tu siedział! - warknęłam i zwlokłam go z łóżka. Podałam mu jego spodnie i koszulkę. Chciałam zejść na dół, jednak złapał mnie za rękę, odwracając do siebie, skutkiem czego było to, że wpadłam na jego tors. Popatrzyłam na niego. A ten znowu co?

- A więc uważasz, że mam seksowny tyłek? - zapytał ciekawy z uniesioną brwią. I co mam teraz powiedzieć? Muszę już jechać, a on jak zwykle ma jakieś ale. Co za człowiek... Hmm, zapomniałabym. Moja krew, suki!!

- Tak. - odpaliłam szybko. Pocałowałam go lekko w policzek i odwróciła się na pięcie, z zamiarem odejścia, jednak on jeszcze zdążył klepnąć mnie w pośladki. - Bieber! - warknęłam.

- Twój też jest całkiem niezły. - zignorowałam go i poszłam na dół. Miałam coraz mniej czasu.

--------------------------------------------

Hej. Tak wiem, rozdział miał się pojawić w tamtym tygodniu, jednak nie możliwości, żeby go dodać. Postanowiłam zawiesić opowiadanie, na czas nieokreślony. Nie mam weny, ani czasu na pisanie i dodawanie rozdziałów. Wrócę, kiedy będę gotowa.

Przy okazji, życzę mojej bff @weronika1005 wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! 

Życzę udanej majówki i do napisania!




Love Me HarderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz