Zanim przeczytasz: ff zawiera medyczny kontekst (taka wena, nic nie poradzę), ale że moja wiedza medyczna jest znikoma ograniczyłam się w tym polu do minimum. Jeśli posiadasz jakąś głębszą wiedzę na ten temat... potraktuj to opowiadanie jako czystą fikcję literacką ;)
*****************************************************************************************
- Mingyu
Siedział na krześle przy szpitalnym łóżku. Czuwał nade mną cały czas. Był przy mnie od rana do wieczora, czasem udawało mu się ubłagać pielęgniarkę żeby móc zostać także w nocy.Wiedział że się bałam i że przy nim czułam się o wiele bezpieczniej. Miałam tętniaka w mózgu. Na tyle dużego że w każdej chwili mogłam umrzeć. Dlatego Mingyu od paru dni prawie mieszkał ze mną w szpitalu. Ja bałam się umrzeć sama a on bał się że go wtedy przy mnie nie będzie.
Znowu dostałam ataku paniki. Mingyu przysypiał, ale usiłowałam ściągnąć na siebie cała jego uwagę.Potrzebowałam go. Kogoś kto mnie pocieszy, przytuli, powie że wszystko będzie dobrze nawet jeśli to nieprawda.
Otworzył oczy w chwili gdy zaczęłam mówić. Wiedział o co chodzi, już nie pierwszy raz to robiłam, a dzisiaj, w dniu operacji byłam szczególnie przerażona.
Wstał z krzesła i powoli położył się obok mnie. Uśmiechnął się.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze.
Objął mnie ramieniem, ostrożnie żeby nie zahaczyć o kable plączące się po drugiej strony łóżka.Od razu zrobiło mi się ciepło. Pocałował mnie.
- Jak będzie po wszystkim, czeka cię niespodzianka - powiedział.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy wcześniej o tym nie mówił.
- Jaka?
- Nie powiem, dostaniesz w swoim czasie jak się obudzisz po operacji.
Był tego taki pewny. Albo chciał mieć nadzieję.Prawda była taka że szanse były 50:50. Albo uda się mnie uratować, albo umrę na stole operacyjnym.
- Dlatego musisz żyć - dodał
Wzruszyłam się, w oczach miałam łzy, ale starałam się je przełknąć żeby go bardziej nie martwić. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w Mingyu. Oboje zasnęliśmy.
To był najspokojniejszy sen jaki miałam od kilku dni.
Obudziły nas pielęgniarki. Już czas.
Podpisałam wszelkie dokumenty, odpowiedziałam na pytania po czym przygotowano mnie do zabiegu i zabrano na salę. Mingyu nie opuszczał mnie na krok. Nie mogliśmy się nawet pożegnać bo nie było na to czasu. Zdążył tylko ścisnąć za rękę, pocałować i posłać ostatni uśmiech. Potem zostałam tylko ja, lekarze i pielęgniarki.