1,5 miesiąca wcześniej.
Zeszłam z hamaka. Georga już nie było. Czyli on dzisiaj wbiegł do labiryntu.Namówiłam go żeby został biegaczem. Jest na serio szybki.
Był taki szczęśliwy kiedy chłopacy go mianowali na biegacza...Poszłam do przebieralni i się przebrałam.
Cóż minęły już jakoś trzy lata od kiedy tu jestem. Zżyłam się z wszystkimi. Jesteśmy jak taka jedna rodzina. Uwięziona w labiryncie. Ale rodzina.
- Cześć Galli - krzyknęłam przechodząc koło niego.
- Cześć - odpowiedział - jak się spało?
- W porządku a tobie?
- Też
- Gdzie jest Newt?
- Em chyba pomaga zbierać warzywa
- Okej to do późniejWracając do sytuacji z labiryntem. To tak... próbowaliśmy chyba wszystkiego. Nawet jakąś drabinę ale nie... nic się nie udawało...
Ale szukamy wyjścia.
Razem z chłopakami stworzyliśmy już miniaturkę labiryntu.
Najgorsze jest to że co noc on się zmienia. I nie wiadomo jak będzie zbudowany kolejnego dnia.
- Hej chłopaki pomóc wam w czymś? - zapytałam gdy doszłam do Newta i Zarta.
- Nie nie trzeba i tak już kończymy
- Okej... to ja pójdę się przejść...
Czasem czuję się tu nie potrzebna.
Ale zawsze znajduje jakiś sposób na nudę. Poszłam w stronę lasu w "moje" miejsce. Wyjęłam zza krzaka mój mały sprzęt wspinaczkowy.
Tak. Próbuję się wydostać górą. Cóż drabina nie podziałała ale może to podziała... ewentualnie spadnę z... paru metrów.
No dobra... jedziemy... powoli...
Trzymałam sznur i powoli wspinałam się na drzewo. Gdy byłam prawie na samej górze chwyciłam się bluszczu. Tutaj jest najmocniejszy. No... przynajmniej jak ostatnio sprawdzałam.
Kolejno zmieniałam ręce na tym. Byłam co raz wyżej.
Nagle bluszcz pękł a ja spadłam.
- Ał... purwa... - chwyciłam się za łokieć. Spadłam z paręnastu metrów. Jak się kiedyś nie zabije to będzie cud.
Podniosłam się na rękach i spojrzałam w górę.
Ten mur mnie nie lubi...
Ale kiedyś wejdę na górę. Przysięgam.
- Prędzej czy później mi się to uda...
Wstałam z ziemi i otrzepałam się z piachu, błota i liści. Odwróciłam się do tyłu.
- O George wystraszyłeś mnie... - podskoczyłam gdy zobaczyłam przyjaciela - tak szybko wróciliście z labiryntu? - zdziwiłam się. Jeszcze jest parę godzin do zamknięcia go.
- To twoja wina!
- Co..? George, o czym ty... - przerwał mi i się na mnie rzucił.
Spojrzałam w jego oczy.
Dozorca go dziabnął.
W moich oczach pojawiły się łzy.
- George nie!
- To ty! Pomagałaś im! Razem z tamtą dwójką!
- George!
- To twoja wina
Szybko zaczęłam uciekać przed nim.
- Pomocy! - darłam się na całe gardło a z oczu leciały mi łzy.
On ma rację to moja wina...
Przeze mnie dozorca go ugryzł.
To moja wina.
Wybiegłam do strefy.
Rzucił się na mnie i upadliśmy na ziemię. Szybko mnie złapał i zaczął mnie dusić. Szarpałam się. W końcu go zabrali i odsunęli ode mnie.
Powoli oczy zaczęły mi się zamykać.
- Clarie nie odlatuj! - to ostatnie co usłyszałam.Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na jednym z łóżek u Plastra. Podniosłam się na rękach. Nikogo nie było. Wstałam z łóżka i wyszłam z mini szpitala. Zaczęło się...
Szybko podbiegłam do wyjścia ze strefy. Zaczęli go wpychać do labiryntu.
- Nie, proszę nie róbcie tego! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
- Clarie znasz zasady - powiedział Alby zdecydowanie.
- Przepraszam... - szepnęłam.
Spojrzał na mnie. Gdzieś w nim wiedziałam że jest jeszcze w pewnej części sobą. Mur się zamknął. Chłopacy się porozchodzili, a ja podeszłam do muru.
Oparłam głowę o mur.
Znowu zaczęłam płakać.
To przeze mnie... gdybym go nie namawiała na to... to by się nie zdarzyło. By żył.
- Clarie... - usłyszałam głos Newta. Spojrzałam na niego - wszystko będzie dobrze..
- Nie będzie... - odepchnęłam się od muru i poszłam w stronę lasu.
Poszłam znowu w moje miejsce. Usiadłam pod moim ulubionym drzewem.
To przeze mnie...
To moja wina...
Wstałam z ziemi i mocno kopnęłam w kamień. To był błąd...
- Purwa, cholera, purwa! Ugh!
Upadłam na tyłek.
Chciałabym żeby to był sen.
I chcę się z niego już obudzić.Przepraszam że na samym początku uśmierciłam człowieka.
Zapalmy znicz dla Georga
[*]Ps. Piosenka u góry pasuje mi do tego rozdziału więc... :')(
CZYTASZ
Never looking back || The Maze Runner || wolno pisane
Fanfictionobudziłam się w ciemnej klatce, która wydawała się jechać w górę prowadząc do nikąd. tak trochę jak z życiem, też nie wiem dokąd to wszystko prowadzi, ale wspólną cechą która łączy obie te rzeczy w moim wypadku byl DRESZCZ KSIĄŻKA WOLNO PISANA KSIĄ...