× 31 ×

625 38 6
                                    

- Jesteś pewna, że dasz sobie radę sama? - zapytał Gally i podał jej zdalny detonator.
- Jak zawsze - powiedziała i wysiliła się na uśmiech.

Ani trochę nie była pewna czy da sobie radę sama. Jednak to była jej ostatnia nadzieja. Nie chciała wplątywać w to jeszcze Gally'ego. Była zdana sama na siebie i swojego szczęście a raczej jego brak. W takich kwestiach nigdy nie miała szczęścia.
A jeśli nawet się zdarzyło - to było zbyt łatwo a później wszystko się sypało. Tak jak zawsze.
Wyjęła z kieszeni zawiniątko papieru.

- Gally, jeśli się mi nie uda to przekaż to im. Ogej? - zapytała i podała mu list.
- Sama im przekażesz, że znalazłaś lek. Z resztą, jakbym miał im to dać?
- Masz tu podane współrzędne geograficzne. Tak ich znajdziesz. Nie dopuść, żeby wpadły one w ręcę DRESZCZu
- Jakby to miało się stać? - zapytał i zmarszczył brwi biorąc kawałek papieru do dłoni.
- Nie wiem, mówię na zaś... Tak w ogóle to dzięki, za wszystko - uśmiechnęła się i nie spuściła ani na chwilę wzroku z chłopaka.

Gally odsunął się od krzesła i podszedł do niej. Był bardzo blisko, za blisko. Dziewczyna chwyciła jedną ręką stołu i odsunęła głowę do tyłu.

- Zbliż się jeszcze bliżej a cię uderzę moim prawym sierpowym - zagroziła i jej wyraz zmienił się na poważny.
- Spokojnie, nie zrobię tego. Nie chcę ponownego zetknięcia się twojej pięści z moją twarzą. I czujesz coś do Newta, więc tego nie zrobię. Chciałem cię tylko przytulić
- Ty mnie przytulić? - zapytała zdziwiona.
- To aż tak dziwne?
- Tak - odparła bez zawahania i parsknęła.

Wszystko się zmieniło - pomyślała i mocno przytuliła chłopaka.

***

- To była jej decyzja Newt. Dobrze postąpiła, nie ryzykowała, że zarazi któreś z nas - powiedział Vince spokojnym głosem bacznie obserwując chłopaka.
- Nie postąpiła ani trochę dobrze! - krzyknął i uderzył otwartą dłonią w stół.

Wyszedł z budynku zdenerwowany próbując uspokoić swoje nerwy chociaż w tym momencie - nie szło mu to ani trochę dobrze. Szło całkowicie odwrotnie niż dobrze.
Podszedł do morza i zaczął wszystkim co popadnie rzucać w stronę wody.
Z jednej strony był zdenerwowany, a z drugiej chciało mu się płakać i krzyczeć. Obwiniał się o to, że dziewczyna zniknęła. Gdyby jej wtedy nie powiedział, gdyby ona tego nie zauważyła... Powinien być bardziej ostrożny z tym! Ona by tu była, bezpieczna. Wszystko poszło nie tak jak miało. Jeszcze Minho...
Wszystko poszło nie tak. Gdyby to też usłyszał, gdyby bardziej się skupił, gdyby bardziej uważał...
Krzyknął poddając się i upadł na kolana. Spojrzał na dłoń, na której znajdowała się rana. Jedyne miejsce, po którym można stwierdzić, że jest chory. Z każdym dniem stawała się to co raz większe. Po ucieczce Clarie i feralnej akcji z Minho powiększyła się jeszcze bardziej niż przez wcześniejsze dni. Co raz trudniej jest to ukrywać.
Usłyszał, że ktoś się zbliża od tyłu a po chwili poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił głowę i spotkał się z wzrokiem przyjaciela.

- Vince po części ma rację - powiedział smutnym głosem Thomas - chociaż prawda jest, że mogła wcześniej o tym powiedzieć. Mogliśmy coś zrobić... Coś zauważyć, mogłem ją zatrzymać. Przepraszam Newt
- To nie twoja wina. Tylko moja Tommy. To ja... - wstał z piasku i zaczął patrzeć w wodę - mogłem coś zauważyć. Byłem najbliżej z nią...
Nic nie zauważyłem

Nie zauważyłem, co kombinuje. Mogłem się spodziewać przecież czegoś takiego po niej - pomyślał i zacisnął pięść.

***

Dziewczyna stała w bezpiecznej odległości od budynku i obserwowała wszystko co się dzieje. Stresowała się, że jej plan nie wyjdzie. A musiał. Wszystko musiało się udać.
Zacisnęła ręce i weszła do najwyższego wieżowca w środku miasta.

Już nie ma odwrotu - zacisnęła powieki próbując skupić się na działaniu.
Kiedy tylko przekroczyła próg budynku, wszystko wokół zaczęło pikać i mrugać na czerwono. Byli lepiej przygotowani niż się spodziewała.
Mężczyźni w kombinezonach zaczęli się zbiegać i ją otaczać, mierzyć w nią bronią.
Popikoliło mnie - bacznie obserwowała ludzi rozstawionych wokół.

- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - zapytał ironicznie Janson z uśmieszkiem na twarzy, który mówił : Wpadłaś jak mysz w pułapkę, bez żadnego odwrotu. Gratulacje.
- Stęskniłeś się co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i nie spuszczała gardy. Nie będzie się płaszczyć przed takim idiotą!
- Zaraz w parują tu twoi koledzy czy co?
- Jestem sama. Chce rozmawiać z Paige
- A to niby czemu?
- A to temu - odpowiedziała i rozpięła kurtkę pod która znajdowały się bomby. Była cała w nich oplątana - strzelicie do mnie, one wybuchną i zniszczą budynek i najbliższe trzy przecznice. Pluuuus - przyciągnęła słowo - zdetonuje inne bomby ukryte po mieście. Ruchu oporu i poparzeńcom ułatwi to drogę wejścia. Ty decydujesz, albo porozmawiam z Paige i może nikt nie zginie albo zginą wszyscy ocaleni w tym mieście

Szczurowaty zdenerwowany zrobił trzy kroki w jej stronę i był gotowy uderzyć ją w twarz jednak powstrzymał go głos kobiety.

- Janson! Zostaw ją. Ja z nią porozmawiam - powiedziała blondynka, której ledwo udało się przejść przez tłum - Witaj Clarisso
- Paige


Never looking back  ||  The Maze Runner || wolno pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz