× 13 ×

1.2K 55 11
                                    


- Mamo! Mamo! Mamo! - wbiegłam do kuchni wymachując kartką w dłoni. 
- Tak słonko? - zapytała kobieta w blond włosach spiętych z tyłu głowy.
-Patrz! Indyk! - powiedziałam pokazując odcisk rączki.
-Ślicznie - skwitowała kobieta - jadłaś już obiadek?
- Nie czekaliśmy z tatusiem na ciebie mamusiu
- To co powiesz na... naleśniki hm?
- Tak ! - ucieszyłam się.
- Okej, to idź do łazienki umyj rączki i mi pomożesz co?
- Tak
Szybko pobiegłam do łazienki i umyłam ręce. A potem od razu wróciłam do kuchni gdzie tylko zastałam jakiegoś mężczyznę.
- To co Ash. Przygotujemy składniki co? - skierował się do mnie.
- Tak! - krzyknęłam i podbiegłam do szafki wyjmując z niej mąke. Zaczęłam z nia wirować na lewo i prawo przez przypadek ją wysypując.
- Ojć - powiedziałam.
- Oj mama będzie zła - powiedział i wziął trochę mąki i wysypał mi na włosy śmiejąc się.
- Ejjj to nie fair - powiedziałam i wysypałam na niego resztę mąki.
- Znikam na dwie minuty a tu już taki bałagan - zaśmiała się kobieta wchodząc do kuchni.
- To tata zaczął! - powiedziałam broniąc się.
- Ja? To ty maluchu wymachiwałaś mąką na wszystkie strony
- Ale to ty mnie ubrudziłeś mąka - tupnęła stópką o podłogę.
- Dobrze, dobrze już nie wnikam kto to zaczął... idźcie się przebrać a ja w tym czasie zrobie naleśniki, tylko pożądnie bo jeszcze się was wystraszą i uciekną
- O nie! 

Obudziłam się. To tylko sen jednak... nie po raz pierwszy śnią mi się ci ludzie. Czy to możliwe że to moje wspomnienia a ci ludzie to moi rodzice?
Chwila. Gdzie ja jestem?!
Rozejrzałam się wokół. Byłam w jakimś namiocie. Koło mnie leżały  jakieś trzy puste materace, jakiś stolik a na nim porozrzucane przedmioty, bandaże, tubki z kremami, probówki czy igły. Nigdzie nie widziałam tylko plecaka z moimi rzeczami. Powoli wstałam z łóżka i ból przeszył moje ramię. Kiedy na nie spojrzałam okazało się, że miałam je zabandażowane. To było miejsce w które zadrapał mnie zombiak. Podeszłam do stolika i zabrałam z niego lancet* jako prowizoryczną broń. Odsunęłam materiał i przyjrzałam się temu co jest poza namiotem. Widziałam ludzi chodzących wokół, inne namioty, jakieś stoliki, auta a kilkadziesiąt metrów dalej niewielkie góry.  Zauważyłam kobietę w średnim wieku. Spojrzała na mnie a ja puściłam fragment materiału i zrobiłam trzy kroki do tyłu.  Wyciągnęłam rękę przed siebie gotowa zaatakować przeciwnika.  A może powinnam uciekać? 
Tak, pewnie tak.
Do środka weszła kobieta z uniesionymi do góry dłońmi.
Wydawała się być znajoma. Jej twarz i spokój, ktory zachowywała.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię... - powiedziała spokojnym głosem robiąc  małe kroki w moją stronę.
- Kim jesteś? - zapytałam ani trochę nie opuszczając mojej pozornej broni.
- Znasz mnie. Przypomnisz sobie z czasem. DRESZCZ wymazał ci pamięć tak jak wszystkim przed wejściem do labiryntu
- Skąd wiesz o labiryncie?
- Pracowałam kiedyś dla nich... później zrobiliśmy bunt. Ty też...
- Jesteś... masz na imię Mary... Mam rację? - zapytałam niepewnie i powoli opuściłam lancet.
- Tak, a ty masz na imię Clarie - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.

Never looking back  ||  The Maze Runner || wolno pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz