Rozdział 2

543 16 0
                                    

Usłyszałam jadący samochód, wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Po drodze dołączyli do mnie Alfa, Luna oraz Beta, którzy wyszli z gabinetu. Wyszliśmy na zewnątrz stanęłam obok Chestera i obserwowałam samochody, pierwszy to Kia terenowa za to drugi to ciemno granatowy Ford pickup. Z pierwszego pojazdu wysiadł kierowca i otworzył tylnie drzwi od pasażera z których wyszedł Victor, nikt więcej nie wysiadł. Podszedł do nas przywitał się i poszedł z Jamesem do Gabinetu. W tym samym czasie zniknął gdzieś Chester, zostałam tylko ja i Luna nie wliczając wilkołaków w pojazdach.

- Mam nadzieje że u Victora będzie ci dobrze - powiedziała przytulając mnie - Może tam znajdziesz swojego mate.

- Dlaczego teraz poruszasz ten temat? – spytałam.

- Bo zasługujesz na miłość, której ci brakuje - wyjaśniła.

Nic jej nie odpowiedziałam. W tej chwili wrócił Beta w rękach trzymał moją torbę, którą położył obok mnie.

- Dzięki Chester

- To nie wszystko - odparł.

- Więcej bagaży nie miałam... – nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak objął mnie ramionami, po raz pierwszy okazał mi jakąś czułość.

- Jak widać nie tylko ja będę tęsknił - usłyszałam dobrze mi znany głos Roniego. Odwróciłam się do chłopaka chciałam go przytulić ale on był szybszy - Jesteś taka mała.

- Powiedział Gamma z metrem osiemdziesiąt - zaśmiał się i ścisnął mnie mocniej.

- A ty za to masz metr siedemdziesiąt. - powiedział roześmiany.

- I co z tym faktem zrobisz? - spytałam.

- A to - chłopak złapał mnie za uda i podniósł do góry musiałam go objąć za kark żebym nie spadła. I oczywiście nogi w rozkroku, bo jak inaczej miałam go chwycić. - No teraz jesteśmy na równym poziomie - zaśmiał się.

- Roni postaw mnie na ziemie!

- Nie - zaczął śmiać się jeszcze bardziej.

Zaczęłam bić chłopaka po łopatkach, ramionach i po głowie.

- Odłóż mnie na ziemie! - powtórzyłam.

- Jak dasz mi buziaka - chłopak się wyszczerzył.

Pocałowałam go w policzek, Roni postawił mnie na ziemi.

- No, a drugi to co? Też mu się należy - powiedział robiąc oczy szczeniaka.

- No to schyl się - chłopak wykonał polecenie nastawiając policzek.

Roni zamiast dostać pocałunek otrzymał uderzenie z liścia. Jego policzek był cały czerwony.

- Twoja wina nie powiedziałeś że chcesz buziaka. Tylko że drugiemu się też należy, ale co ma dostać nie powiedziałeś - teraz to ja się szczerzyłam. I po chwili oboje zaczęliśmy się śmiać.

W tej chwili dołączyli do nas mężczyźni, Victor jednym ruchem ręki wydał polecenie swojego kierowcy, który wziął moją torbę i włożył do bagażnika.

- Gotowa? - spytał.

- Tylko jeszcze pożegnam się z Jamesem - kiwnął głową i stanął obok auta

Podeszłam do mojego byłego Alfy, ten mnie przytulił.

- Pamiętaj w razie problemów dzwoń – powiedział, ja tylko kiwnęłam głową twierdząco

- Odwiedź nas jeszcze kiedyś - powiedziała Luna.

- Odwiedzę, możesz być tego pewna

Podeszłam do Victora, który ruchem ręki zaprosił mnie do środka, a później sam wszedł zamykając za sobą drzwi.

Wyjechaliśmy z terytorium klanu „Black Moon". Gdy wjechaliśmy na główną drogę zaczęłam rozmowę z Alfa.

- Po co ten pickup za nami jedzie? – spytałam zaciekawiona.

- To dla twojego bezpieczeństwa. Jesteś zbyt cenna.

- Dla ciebie? – spytałam.

- Jesteś tak samo ważna dla mnie jak i dla mojej watahy, a zabójcy twojego klanu będą chcieli cię zabić bo to jest dla nich najważniejsze.

- A jaki masz plan jak by nas zaatakowali? – kontynuowałam.

- Przesiadła byś się do pickupa, chłopacy by cię obronili mają ostry arsenał i srebrną amunicję.

- A ty co byś w tedy robił?

- Osłaniał cię jako wilk – wyjaśnił.

- Czy jest coś co powinnam wiedzieć o wahacie, na przykład gdzie nie mam wchodzić?

- Mój klan i moje terytorium jest twoim nowym domem możesz chodzić gdzie chcesz, jak chcesz i z kim chcesz.

- Dobrze

Po paru minutach ciszy.

- Jak daleko znajduje się wasza wataha? – spytałam.

- Jakieś 150 km z terytorium „Black Moon", czyli około 2 godziny jazdy – powiedział kierowca spoglądając w lusterko z uśmiechem.

- Więc w tym czasie możesz mi opowiedzieć o swojej pierwszej przemianie. James chciał abyś sama mi opowiedziała.

- Dobrze, więc... - gdy skończyłam mówić. W aucie rozległ się chichot kierowcy i Victora.

- James mówił mi że byłabyś świetną Luną w przyszłości – był zadowolony z tej informacji.

- O ile kiedyś nią zostanę – powiedziałam z lekkim smutkiem.

- Z twoim charakterem zostałabyś wybrana na Lunę przez watahę, nawet gdybyś nie była partnerką Alfy – mówił pocieszająco kierowca.

- A tak się da? – zdziwiłam się.

- Jeżeli Alfa nie znajdzie swojej mate to Luna zostaje wybierana przez klan – wyjaśnił Victor.

- Więc masz szanse – powiedział kierowca puszczając mi oczko w odbiciu lusterka.

- Ale czy wasza wataha by mnie wybrała na swoją Lunę? – spytałam.

- Na pewno jak cię poznają i po obserwują parę dni nie będą mieć problemu z dokonaniem wyboru – odparł Kierowca.

- Chyba że nie będą musieli wybierać. Jeżeli będziesz partnerką jednego z moich synów – odpowiedział Alfa.

- A ilu ich masz? – spytałam zainteresowana.

- Zobaczysz – zdążył odpowiedzieć kierowca zanim zrobił to Victor. Ale nie wyglądał na złego jak widać chciał żebym sama się dowiedziała.

Przez resztę drogi siedzieliśmy cicho w tle grała muzyka z radia. Ja patrzyłam na widoki zza okna, raz były widoczne łąki później lasy iglaste, liściaste i mieszane. Zjechaliśmy z głównej drogi. Około kilometr tak jechaliśmy zatrzymaliśmy się przed rzeką. Kierowca dał znać mężczyźnie po drugiej stronie aby opuścił most, gdy już przez niego przejechaliśmy od razu został podniesiony. Dalej rozciągała się równina pokryta wysoką trawą w oddali było widać sarny wpatrujące się w nasze auto. Później znowu zaczął się las, ale miał około 50 metrów wzdłuż drogi. I znowu otwarta przestrzeń, a w oddali był piękny krajobraz gór z białymi szczytami i ciemno szarymi zboczami.

- Wiedziałem że zwrócisz na to uwagę – powiedział Alfa.

- Jak bym nie mogła zauważyć tak pięknego widoku –odpowiedziałam nadal wpatrując się w krajobraz.

- Za chwilę będziemy na miejscu – poinformował kierowca.

Obraz gór i łąk zmienił się w kolejny las. Znowu się zatrzymaliśmy tym razem widziałam tylko wysoki mór pokryty pnącym bluszczem. Do okna podszedł mężczyzna.

- Witamy z powrotem – powiedział strażnik i odszedł dając znak aby otworzyć bramę.

Reine: Potomkini Białego KłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz