Gdybym miała teatr
Wyglądałby raczej marnie
Naprzemienność dramatów
Z przewagą tragedii
Bo nawet Czajkowski
Nie ubrałby tego w biały puch
Chyba że marny
Potrafię jedynie rozłożyć niechęć
Na cztery pory rokuMożna było pieprzyć
Bycie dobrym człowiekiem
Trzeba mi było
Zbratać się z dulszczyzną
Bo chociaż z zewnątrz
Przypomina to wszystko Mayday
Ja czuję się chora z urojeniaI gdzie mój blask z okna
I moje róże?
Podobno człowieka
Nie można pokonać
A jednak wciąż tkwię
Między być czy nie być
Tak trwam szukając
Skrzypka na dachu
Zamykając marzenia
W śnie letniej nocyAtmosfera makkartyzmu
Bunkruje mnie w Salem
Mam dość igraszek z diabłem
Moja świeczka zgasła
Patrzysz teraz na mnie
Zakochując się w słowach
Bez możliwości zobaczenia twarzyZatańcz więc ze mną
W moim teatrze
Może będzie to komedia
Z tragicznym zakończeniem
Na miarę dzikiej kaczki
Jednak wszystko warto
Dla jednego aktuZatańcz ze mną teraz
Gdy czuję się jak Laura
Lecz moje figurki są z porcelany
A przed spuszczeniem kurtyny
Chcę z nadzieją śpiewać o jutrze
CZYTASZ
Porcelanowe słonie
PoetryGdyby tak do wszystkiego i wszystkich podejść z chłodną psychiatryczną diagnozą okazałoby się, że wszyscy jesteśmy szaleni.