3. Camphrier i zaginione Pokémonowe jaja

77 5 1
                                    

Droga nr 5 Czwartek, 23 lipca
Była godzina dwudziesta. Szedłem drogą nr 5 z Arleonu. Po dwudziestu minutach ujrzałem miasto. A raczej miasteczko. Dotarłem do Camphrier. Gdy tylko przekroczyłem wejście do miasta, ujrzałem na szczycie wzniesienia wielki zamek. Według tego przewodnika, którego dostałem od profesora, to miasto miało bogatą historię, a władcą tego zamku było niejaki lord Shabboneau (to chyba tak się pisało). To miasteczko było jeszcze spokojniejsze niż Arleon.

Pewną rzeczą, która mnie zaciekawiła, były wielkie graffiti narysowane na prawie wszystkich domach. „Wymień, nie porzucaj!", „Ludzie to największe bestie!", „W każdym Pokémonie tkwi ukryte piękno". To tylko niektóre, bo było jeszcze wiele innych. Przypomniało mi się, że przecież napis z podobnym przekazem widziałem wczoraj. Zastanawiało mnie, czy w Arleonie było ich znacznie więcej i czy ta grupka Pokémonów, którą widziałem, za to odpowiadała. Musiała się kryć za tym jakaś dłuższa historia. To prawda, te graffiti miały dobre przesłanie, ale to nie zmieniało faktu, że było to naruszanie cudzego mienia.

Moją pierwszą myślą było to, aby zgłosić to na policję, ale później stwierdziłem, że tutejsza sierżant Jenny na pewno się już tym zajęła.

Zacząłem spacerować po mieście. Dowiedziałem się z przewodnika, że kilka dni temu miał tu miejsce festiwal dożynkowy. Podobno Snorlax, który zwykle leżał na środku głównego placu, pomagał zaorać pola, a w nagrodę mieszkańcy dawali mu część zebranych plonów.

Wyciągnąłem z plecaka mój aparat, aby zrobić parę zdjęć. Jednak w momencie, gdy go wyjąłem, coś przykuło moją uwagę. Z Centrum Pokémonów wychodziła policja, z sierżant Jenny na czele. Już zacząłem się zastanawiać, czy to aby nie miało jakiegoś związku z graffiti, ale przecież Centrum Pokémonów nie miałoby z tą sprawą nic wspólnego. Chyba...

Podszedłem do jakiejś pani, która akurat przyglądała się tej sprawie.

– Przepraszam, co się tutaj stało? – zapytałem, wskazując na centrum.
– Siostra Joy zgłosiła na policję sprawę zaginionych jaj – wyjaśniła.
– Jak to zaginionych?
– W naszym Centrum jest też oddział opieki nad jajami Pokémonów, gdzie sprawdzamy stan ich zdrowia. Można się tam zgłosić, jeżeli chce się zbadać stan jaja, lub gdy Pokémon się niedługo wykluje. Od trzech dni, co noc, jakaś banda kradnie te jaja stamtąd. Lord Shabboneau od początku próbował interweniować, ale od jakiegoś czasu ta szajka zostawia mu listy z pogróżkami, że jeżeli lord będzie dalej węszył w tej sprawie, to „oni" zaatakują jego zamek, nie zostawiając nic, co jest wartościowe.
– To straszne – odpowiedziałem z przejętym tonem.
– Tak. I dlatego lord boi się wychodzić ze swojego zamku. To w sumie jest powód, czemu to policja się zajmuje tą sprawą.
– Rozumiem. Dziękuję, proszę pani.
– Nie ma za co.

Po tej rozmowie wszedłem do środka i rozejrzałem się dookoła. Siostra Joy, stała przy swoim panelu, wymuszając uśmiech od ucha do ucha.

– Witamy w Centrum Pokémonów – odezwała się pielęgniarka. – W czym mogę pomóc?
– Chciałbym zatrzymać się tu na noc. Jest jakiś wolny pokój?
– Zobaczmy... Tak, jest jeden.

Różowowłosa jeszcze spytała mnie o moje imię, po czym wpisała parę rzeczy do komputera. Po chwili wręczyła mi klucz. Powędrowałem do pokoju. Odstawiłem plecak i rzuciłem się na łóżko. Zacząłem się patrzeć bez większego powodu w sufit.

***

Camphrier Piątek, 24 lipca
Dochodziła godzina ósma. Szybko zjadłem śniadanie, a następnie poszedłem na chwilę na komisariat, ponieważ chciałem się dowiedzieć więcej o tej sprawie. Nie wiem, czy dobrze robiłem, ale miałem poczucie, że powinienem coś zrobić w tej sytuacji. Musiałem być jednak przygotowany na to, że policja nie przyjmie mojej pomocy.

Pokémon: Przygody Teamu KalosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz