#9

1K 62 13
                                    

-Powiedz mi dokąd jedziemy- upierała się Łucja.
-No dobrze, jedziemy do mnie.
-Do Lux?
-Nie do mojego mieszkania. Chciałbym zjeść z Tobą kolację w moim domu....
-Zatrzymaj się!- krzyknęła dziewczyna.
-Dlaczego?- zdziwił się mężczyzna
-Jeśli myślisz, że zaciągniesz mnie do łóżka to się mylisz.
-Łucjo czy myślisz, że jestem aż tak zepsuty? Chce spędzić z Tobą czas i zagrać Ci coś na fortepianie. Czy możesz spędzić ze mną ten wieczór w spokoju i miłej atmosferze? Proszę- uśmiechnął się słabo
-Dobrze- Łucja odwzajemniła uśmiech- dlaczego chcesz żebym spędziła z Tobą wieczór?
-Łucjo, już pisałem, że mnie zaintrygowała Twoja osoba. Masz coś w sobie i chciałbym Cię poznać.
-Okay....

10 minut później byli już w mieszkaniu Lucyfera. Dziewczyna była oszołomiona elegancją i bogactwem tego miejsca.
W centrum pomieszczenia stał duży czarny fortepian, cała ściana na prawo od windy była podświetlona i znajdowały się na niej półki na których stały butelki różnego rodzaju alkoholu. Ściany były do połowy czarne a od połowy w dół obłożone były ciemnym łamanym kamieniem, gdzie nie gdzie można było zobaczyć złote smugi. Za fortepianem były dwa schodki po których schodziło się do otwartego salonu z przeszklonymi ścianami za którymi był balkon z którego można było podziwiać panoramę miasta. Na lewo od salonu był otwarty gabinet, na jednej z jego ścian od góry do dołu były książki. W pewnym momencie książki ustępowały wycięciu w ścianie które jak się okazało było przejściem do kolejnego pomieszczenia, w którym Łucja jednak nie była. Natomiast na prawo od fortepianu były dwa wejścia; jedno prowadziło do sypialni a drugie krótkim korytarzykiem do dużej białej kuchni z jadalnią. To właśnie w jadalni przygotowany był stół na ich kolację.

Lucyfer zdjął płaszcz dziewczyny i odwiesił go do garderoby, po czym udał się do kuchni, a dziewczyna zajęła miejsce przy stole.
-Gotowałeś czy zamówiłeś?- zapytała Łucja
-No wiesz co? Oczywiście że gotowałem, gotowanie to coś co lubię robić- powiedział z uśmiechem Lucyfer. Dopiero teraz Łucja przyjrzała się mężczyźnie. Miał na sobie eleganckie czarne spodnie i kamizelkę od garnituru, ciemno fioletową koszule i czarne pasujące do stroju buty. Na prawym serdecznym palcu nosił sygnet, ale dziewczyna nie mogła mu się przyjrzeć.
-Zawsze nosisz się tak oficjalnie?- zapytała Lucyfera.
-Oficjalnie? To moje ubrania na co dzień, elegancja przede wszystkim. Poza tym dobrze się czuje w takim stroju- uśmiechnął się- mam nadzieję,że będzie Ci smakować. Szef kuchni poleca: sałatka grecka i szwajcarskie fondue- uśmiechał się ponownie.
-Żartujesz? To moje ulubione jedzenie!- krzyknęła Łucja
-Diabeł wie co dobre. Łucjo czy możesz mi coś o sobie opowiedzieć?
-A zagrasz mi potem na fortepianie? Uwielbiam słuchać jak ktoś gra, ale w moim domu poza mną nikt nie potrafi.
-Oczywiście, co tylko zechcesz.
-To tak nazywam się Łucja Everden, mam 18 lat, uczę się w technikum. Profil architekt krajobrazu...
-Architekt krajobrazu, to pewnie lubisz kwiaty?
-Uwielbiam, marzy mi się dom z dużym ogrodem i oranżerią.
-Co jeszcze lubisz?
-Grać na fortepianie, słuchać muzyki, czytać, uwierz mi czytam bardzo dużo książek. Kocham śpiewać i zajmować się roślinami..... A i lubię spędzać czas w miłym towarzystwie- puściła mu oczko i pociągnęła łyk czerwonego wina- jestem w niebie... To wino jest cudowne!
-Kochana takiego wina w niebie nie podają- zaśmiał się chłopak- to Chateau Petrus z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego, najdroższe wino świata
-Co?- dziewczyna lekko się zaksztusiła- stać Cię na to?
-Oczywiście, diabeł ma wszystko co najlepsze. A teraz chodź do salonu,potem możemy dokończyć jedzenie- Lucyfer chwycił wino i poszedł do salonu. Usiadł przy fortepianie i zaczął grać "Hymne a l'amour" Edith Piaf. Łucja słuchała jego pięknej gry i nie zwróciła uwagi gdy zaczęła śpiewać

"Le ciel bleu sur nous peut s'effondrer
Et la terre peut bien s'écrouler
Peu m'importe si tu m'aimes
Je me fous du monde entier
Tant qu' l'amour inondera mes matins
Tant qu' mon corps frémira sous tes mains
Peu m'importent les problèmes,
Mon amour, puisque tu m'aimes...."

-Przepraszam, ale zapominam się czasami.
-Przyjemność po mojej stronie, pięknie śpiewasz Łucjo- powiedział urzeczony głosem dziewczyny Lucyfer.
-Dziekuję, pozwól, że teraz ja coś zagram.
-Proszę bardzo- mężczyzna ustąpił miejsca przy fortepianie i oparł się o instrument całym ciałem. Spoglądał na Łucję która trochę się wstydziła ale w końcu zaczęła grać "Clair de Luna" Claude'a Debussy. Lucyfer rozpłynął się w tych kojących dźwiękach. Pod koniec utworu zapomniał się i pocałował zdziwioną dziewczynę. Łucja szybko odepchnęła go, zabrała płaszcz i bez słowa wyszła z mieszkania.

Lucyfer pov:
Ty kretynie co narobiłeś- krzyczał Lucyfer- jak mogłeś tak zniszczyć ten wieczór.

Łucja pov:
Boże to było niesamowite!- uśmiechnęła się dziewczyna- muszę jakoś wrócić do domu,niechce żeby Lucyfer mnie odwoził.

********
-Już po Ciebie jadę skarbie- dziewczyna usłyszała w słuchawce głos swojego taty

Chwilę później siedziała już w aucie i opowiadała tacie co się wydarzyło.
-Córeczko czy ten człowiek Cię skrzywdził?!- wrzasnął tata.
-Nie, on tylko mnie pocałował a ja się trochę wystraszyłam.
-Czujesz coś do niego?
-Nie, to tylko ekscytacja, ja go nawet nie znam
-Wiem, ale wydaje mi się, że powinnaś dać temu szanse, może coś z tego będzie- mężczyzna uśmiechnął się do córki. Resztę drogi spędzili na rozmowie o wszystkim i o niczym.

Take an Angel by the wings...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz