Wyszło na to, że siedzę teraz na przeciwko tego śmiecia. Nadal nie mogę uwierzyć, że on przeżył! To jest nie możliwe! Usłyszałem otwieranie drzwi i stukot łap o podłogę. W końcu przyszły! Nie dość, że wyglądają przepięknie, to jeszcze umiał zachować kulturę. Tylko można pomarzyć o takich dostojnych kotach!
Wszystkie usiadły wyprostowane przy stole, zachowując gracje. Jak pięknie wyglądają! Ta ich różnorodność, wielkość i wiele więcej, sprawiają, że zaraz odpłynę. Araine uwielbiam cię za to, że mnie tu przyprowadziłaś.- Sebastian, jeśli chcesz to możemy któregoś wziąć. - spojrzałem na fioletowo włosą. Ona chyba żartuje? Oby nie. - Tylko przy nich potrzeba wiele pracy. Muszą brać swoje leki, odwiedzać regularnie weterynarza, dostawać odpowiednie posiłki, mieć wystarczająco dużo ruchu. - wymieniając te wszystkie rzeczy jej wyraz twarzy był dość smutny. Nie przypomina teraz siebie.
- Niby czemu trzeba przy nich tyle pracy? Wyglądają za zdrowe, zadbane koty. - uśmiechnąłem się, by ją choć odrobinę pocieszyć. Taka smutna wydaje się nie być sobą.
- Nie zauważyłeś? - niby czego? Wyglądają normalnie. - Wszystkie z nich przeżyły traumatyczne przeżycia i niektóre ledwo uszły z życiem. Jak White. Kiedy została znaleziona, miała zgniecione tylne łapy, była również wygłodzona i odwodniona. - patrzyła na siedzącego obok mnie tygrysa.
To wyjaśnia wiele. Ale żeby tak piękne i dostojne stworzenia musiały przeżyć coś tak strasznego? Jak ludzi nie jest mi szkoda, to te zwierzęta poruszyły moje serce. Biedactwa. Tyle przeżyć. Gdybym mógł to bym teraz rozpaczał nad ich losem. Zaraz po tym drzwi za nami się otworzyły i ta wstrętna szuja weszła do środka. Zaczął kłaść nasze dania, ale mój instynkt wyczuł ogromny gniew obok mnie. To w niej uwielbiam. Gardzi tym gołębiem tak samo jak ja. Jak to dobrze poznać kogoś z takimi samymi wrogami. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem. Ta chwyciła za talerz z daniem. Czy ona ma zamiar...?
- Ty pierdolony śmieciu! Wypierdalaj stąd, albo tak ci wyjebię, że własna matka cię nie pozna! - rzuciła na koniec w niego talerzem.
Tak się teraz wstrzymywałem by się nie roześmiać. Ile bym dał by zobaczyć to jeszcze raz! I jeszcze raz. I jeszcze.
- Araine! - jej babka podniosła się, patrząc na nią wściekle. Dziewczyna obok mnie zrobiła dokładnie tak samo. - Co ty wyprawiasz!? Zachowuj się! Nie widzisz, że mamy gościa!? - spojrzała chwile na mnie. Znam Araine dopiero dzień, można powiedzieć, i już wiem, że tak tego nie zostawi.
- Od dziecka nienawidzę tej szumowiny, która nie powinna istnieć! Może i jesteś moją babcią i wiem, że mamy gościa, ale nigdy nie zaprzestane mojej nienawiści! - zaraz po tym usiadła i zaczęła w spokoju pić herbatę.
Zaczynam ją coraz bardziej lubić. No i coraz bardziej mnie zaskakuje. Na to wszystko jej brat Leo i ten pająk, nic sobie nie robili. Czyli musi to być normą u nich.
- Może zaczniemy w końcu jeść? - wtrącił się Leo.
- Dopiero jak dostane coś bez cebuli i z mięsem kurczaka. - założyła ręce na nie małej piersi, patrząc na miejsce gdzie było wcześniej jej jedzenie.
Czyli można śmiało mówić, że nienawidzi cebuli i uwielbia kurczaka, a przygotowane jedzenie zawierało owe warzywo i kacze mięso. To można wziąć też jako powód jej poprzedniego wybuchu. Ciekawe czy na mnie też by tak krzyczała, gdybym zapomniał?
Po kilku minutach dostała ciasto truskawkowe, które miało być na deser. Chyba lubi stawiać na swoim. Zostańmy przy tej wersji, zapominając o kłótni pomiędzy nią a tym razem Leo. Ciężko mi jest przy niej powstrzymywać śmiech, szczególnie jeśli obraża tego śmiecia. Zaczynam coraz mniej żałować, że znowu tutaj jestem.
Kiedy zjedliśmy, był już wieczór. Nawet nie zauważyłem, kiedy czas minął mi tak szybko. Wstaliśmy od stuło i na szczęście pożegnaliśmy się z innymi w jadalni. Na zewnątrz czekał na nas ten sam samochód, który nas tutaj przywiózł. Wsiedliśmy do niego bez słowa.
- Zapniesz tym razem sama pasy? - spojrzałem na nią z uśmiechem. Ta z obrażonym wyrazem twarzy, chwyciła za pas. - Grzeczna dziewczynka. - zaśmiałem się patrząc na jej nadal obrażoną twarz. Mam przeczucie, że i tak zaraz jej przejdzie i wszystko wróci do normy.
No i miałem racje. Po części. Zasnęła w połowie drogi, więc i się nie gniewa. Chyba. Ważne jest, że w końcu jesteśmy na miejscu. Wyszedłem pierwszy i skierowałem się w jej stronę. Nie zostawię jej na pastwę losu i tych idiotów, co nas przywieźli. Odpiąłem ją i wziąłem powoli na ręce, by się przypadkiem nie obudziła. Zacząłem z nią iść do wejścia, gdzie drzwi otworzyłem nogą, a raczej lekkim kopnięciem. Z windą było podobnie. W środku, kiedy już jechaliśmy w górę, złapała mnie za kawałek koszuli i można powiedzieć, że się we mnie wtuliła. Eh... oby tylko się nie przykleiła.
W naszym apartamencie otworzyłem drzwi od jej pokoju i wszedłem do środka. Ostrożnie położyłem ją na łóżku, zdjąłem buty i przykryłem kołdrą. Kiedy śpi wygląda tak niewinnie, kiedy na prawdę jest zdolna zabić. Ciekawe czy zawarcie z nią kontraktu byłoby odpowiednie? Nie. Panicz by się zdenerwował. Pewnie nie długo się zjawi.
- Dobranoc. - szepnąłem z uśmiechem i wyszedłem z jej pokoju.
Teraz, to potrzebuje relaksu. Gdzie moja książka?
CZYTASZ
Na nowo |Kuroshitsuji|
FanfictionZastanawiacie się może, jak to jest mieć demona za przyjaciela, bo ten się nudził w piekle? Ja nie... ale niestety tak się stało. Poznajcie moją historie życia z demonem pod jednym dachem... Nie jestem właścicielem postaci i anime "Kuroshitsuji". Je...