9. "Łazienka"

1.1K 103 6
                                    

W dobrym humorze i z uśmiechem na twarzy, otworzyłam drzwi na dole. Jak to dobrze być w domu. Nawet jeśli mam przed sobą jeszcze dziesięć pięter, zanim tam dojdę. Nacisnęłam guzik od windy, który jeszcze wczoraj tak maltretowałam. Dzisiaj się to nie powtórzy. Jestem dzisiaj oazą spokoju.

— Do kurwy nędzy! Niech to cholerstwo w końcu kurwa tu przyjedzie, bo zaraz komuś wypierdolę! — znowu zaczęłam molestować ten guzik.

No nie moja wina, że ta winda jest tak wolna! Mogliby coś z nią zrobić! Inaczej muszę tu czekać z pustym brzuchem o siódmej rano. Chyba po schodach byłabym wcześniej, ale nogi mnie bolą. W końcu się zjawiła! Ile można czekać? Tylko co drzwi się otworzyły, nie zwracając na nic uwagi, weszłam do środka z zamiarem maltretowania kolejnego guzika. Moja ręka została zatrzymana centymetry przed celem, przez już wcześniej mi poznaną rękę w czarnej rękawiczce bez palców. Westchnęłam poddając się i rozluźniłam się.

— Na samej górze słychać twoje przekleństwa i jak psujesz guziki. — spojrzałam na niego. Uśmiechał się lekko i patrzył mi w oczy.

Ciekawe co by zrobił, gdybym mu przywaliła? Puścił mój nadgarstek i sam wcisną guzik z naszym piętrem.

— Czyli od teraz tak będzie wyglądać moje przemieszczanie się windą? — uśmiechnęłam się zakładając ręce na piersi. Czemu musi być tak wysoki? Przez to muszę zadzierać głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy.

— Jeżeli nauczysz się panować nad emocjami, to sama będziesz mogła wciskać guziki. — razem się zaśmialiśmy. Ma rację, musze wziąć się w garść! Nie dam się tak łatwo! — Teraz powinnaś iść spać. Strasznie wyglądasz. — chwycił mnie za podbródek i strasznie się przybliżył, oglądając mnie z każdej strony.

— Zapomnij. Najpierw idę się umyć, przebrać i wychodzę. Jestem głodna i muszę wyładować nadmiar energii. — marudziłam zakładając ręce na biodra i nie odrywając moich oczu od niego.

Ten westchnął, ale nadal mnie nie puścił. Staliśmy jak staliśmy i nic nie zdawało się tego przerwać. Mi to wszystko jedno. Puki nie czuję do niego niechęci, złości czy innej miłości, nie przeszkadza mi to. W końcu jesteśmy współlokatorami.
Winda stanęła, wydała swój typowy dźwięk i drzwi się otworzyły. Sebastian puścił mnie i razem wyszliśmy.

W pokoju szybko wzięłam swoje najpotrzebniejsze rzeczy, jak bielizna, ubrania, kosmetyczkę i suszarkę. Muszę się szybko zebrać. Ręcznik powinien być w łazience, jeśli dobrze pamiętam.

Gotowa wyszłam spod prysznica i zaczęłam szukać ręcznika. Tylko gdzie on jest...

— Kurwa!! — zdenerwowałam się.

Mogłam sprawdzić czy na pewno jest zanim weszłam pod prysznic! Mam mózg, a go nie używam!

— Araine? Coś się stało? — usłyszałam zza drzwi od łazienki. Aż tak głośno krzyknęłam? Ups.

— Nie, nic. Wszystko w porządku. — odpowiedziałam. Po co mam się wydzierać? Jest tylko po drugiej stronie drzwi, a nie na końcu apartamentu.

— Na pewno? Zwykle jak przeklinasz, to coś się stało. — usłyszałam w jego głosie rozbawienie.

Nie musi nic wiedzieć. Wyschnę za pomocą suszarki. Tą wzięłam ze sobą! Widzę ją, więc jest.

— Spokojnie, Sebastian, zapewniam cię, że wszystko jest w idealnym porządku. — powiedziałam z rozbawieniem i wzięłam suszarkę do rąk.

— Rozumiem. — i tyle z naszej rozmowy.

Sucha i ubrana wyszłam z łazienki. Z pokoju wzięłam jeszcze mój plecak, gdzie mam telefon, portfel i klucze i już zaczęłam zmierzać do drzwi.

— Serio chcesz tak wyjść? — spojrzałam za siebie, na Sebastiana, który patrzył na mnie zrezygnowany. Źle wyglądam? Czarne jeansy z kilkoma dziurami, czarna bluzka z długim rękawem i moje kochane czarne glany. Dobrze wyglądam. Jest mi wygodnie. — Ma później padać, więc uważaj. — westchnął rozmasowując skronie i odszedł. To było trochę dziwne.

Nie zaprzątając sobie głowy tym przystojnym brunetem, wyszłam z mieszkania. Londynie, przygotuj się!

Na nowo |Kuroshitsuji|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz