Rozdział 1

719 38 3
                                    

Hej jestem Andy, Andy Fowler.
Mam 24 lata i uwielbiam grać na gitarze. Mam średniej długości włosy, pofarbowane na blond.

Mam trzech przyjaciół. Mikey, Jack i Brooklyn. Przyjaźnimy sie już od jakich dwóch, może trzech lat. Jesteśmy jak bracia. Mieszkamy razem, mamy pokój razem, robimy szalone rzeczy też razem.

Zawsze gdy sie pokłóciliśmy to po pięciu minutach było okay, jednak wczoraj Mikey i Jack pokłólici się o coś ale nie chcą nam powiedzieć o co. Bardzo mnie i Brooklyn'a to ździwiło, zawsze mówimy sobie o wszystkim.
Prosiłem ich przez 15 min ale nie chcieli mi powiedzieć. Rozczarowany poszedłem do Brooklyn'a:
- Brook, idziemy na spacer?? - zapytałem smutnym głosem.
- Pewnie i tak nie mam co robić.

Wraz z Brooklyn'em poszliśmy się ubrać. A, że było lato, ubraliśmy tylko trampki.

Szliśmy w ciszy przez dłuższą chwile, chciałem sie odezwać ale Brook mi przeszkodził:
- Andy? - powiedział ze smutkiem w głosie.
- Tak? - zapytałem.
- Jak myślisz?? Pogodzą się?
- Mam nadzieje, że tak. Jesteśmy naprawde fajną paczką i niechciałbym ich stracić! - powiedziałem prawie krzycząc.
- Ja też nie.

W pewnym momencie zaczeło robić sie ciemno, jednak to nie przeszkadzało ani mi, ani Brooklyn'owi w dalszym spacerze.

Gdy wróciliśmy do domu była godzina 22:34. Jack spał, a Mikey był w kuchni. Podszedłem do Mikey'go i przytuliłem go tak mocno jak tylko potrafiłem, Mikey odwzajemnił uściś a ja w między czasie zapytałem:
- Mikey, wszystko okay?
- Tak. - Mikey wyrwał sie z uścisku i poszedł do naszego pokoju. Ja stałem jak osłupiały i nie wiedziałem co mam zrobić. Brook podszedł i powedział:
- Andy. Co się z nimi dzieje??
- Nie wiem Brook, ale bardzo mi smutno.
Brooklyn przytulił mnie i powiedział:
- Wszystko będzie okay.

Zapomniałem wspomnieć o tym, że jestem dość wrażliwym człowiekiem, bardzo łatwo i szybko idzie mnie zranić.

Przytulaliśmy sie tak przez dobre 10 minut. W końcu się od siebie odkleiliśmy i powiedziałem:
- Boje sie, że ich straciliśmy.
- Nie straciliśmy ich, obiecuje Ci to.
Po tych słowach poszedłem do pokoju, widziałem jak Jack śpi opatulony jak tylko się da, Mikey leżał i patrzył się w "nicość", jak by wszystko straciło sens. Mam nadzieje, że im to przejdzie.

Wziąłem swoje rzeczy, czystą bielizne, koszulke i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Stałem przed lustrem, spoglądałem w nie i zastanawiałem sie co jutro będe robił. Po długich namysłach zdecydowałem, że pójde gdzieś, gdziekolwiek tylko sie da. Wziąłem długi prysznic i poszedłem do pokoju. Położyłem sie na łóżku i zasnąłem.

Następnego dnia obudziłem sie o 9:20, tak jak budzik zadzwonił. Nie miałem ochoty wstawać. Nagle poczułem zapach dobiegający z kuchni. "Mikey", - powiedziałem w myślach. Jednak za nim ruszyłem do kuchni, spojrzałem na łóżko na przeciwko. Nikogo nie było, byłem tylko ja. Usłyszałem głosy dobiegające z kuchni, były to głośne śmiechy. Ździwiło mnie to, przecież wczoraj była nie fajna atmosfera. Ruszyłem w strone kuchni. Zobaczyłem tam Brook'a, Jack'a i gotującego Mikey'go. Wszyscy śmiali się w niebo głosy. Podszedłem do nich i zapytałem:
- Co was tak bawi??
- Bawisz nas Ty. - stwierdził Jack
- Jak to ja?!
- Tak Ty, bo jak spałeś to miałeś otwarte usta! - powiedział Mikey z wielkim uśmiechem na twarzy i śmiejąc się głośniej niż ja, a ja na prawde głośno się śmieje.
Zmieniając temat, zapytałem:
- A co z waszą wczorajszą kłótnią??
Chłopaki bez jakiegokolwiek zastanowienia chórem odpowiedzieli:
- A, to już stare dzieje!
- O...to - to fajnie - odpowiedziałem ze ździwieniem.
- A... jest możliwość, abym dowiedział sie o co poszło? - zapytałem.
- Yyy.... to nic takiego - odpowiedział Mikey z wielkim zakłopotaniem.
- A.. okay.

Podszedłem do Brook'a i szepnąłem mu do ucha:
- Wiesz o co poszło?
- Nie mam bladego pojęcia. - powiedział ze stwierdzeniem - W sumie to mało mnie to interesuje, ważne, że się pogodzili.
- W sumie racja. - odpowiedziałem.

- Chłopaki idę zaraz do sklepu, chcecie coś?? - zapytałem.
- Ja chce żelki - powiedział Mikey
- Ja też - stwierdził Jack.
- A ja chce orzeszki - powiedział ze śmiechem Brook.
- Okay.

Poszedłem do łazienki. Pierwsze co zrobiłem to spojrzałem w lustro, następnie przemyłem twarz wodą, ułożyłem włosy i się ubrałem. Gdy zrobiłem wszystko co musiałem, udałem sie w strone drzwi, przy okazji zabierając słuchawki i telefon, które leżały na pułce przy drzwiach. Ubrałem trampki i zawołałem:
- Wychodze! Wróce za pół godziny!
- Okay! - wszyscy równo odkrzykneli.
Założyłem słuchawki i wyszedłem.

Po dość długiej drodze odnalazłem swój cel. Zamyślony wszedłem do sklepu. Nagle czuje, że ktoś łapie mnie za ramie:
- Hej, wszystko okay? - zapytał nieznajomy. Był to wysoki brunet z brązowymi oczami, ubrany w niebieską bluze, czarne spodnie i miał kaptur na głowie.
- T-tak, prze - przepraszam - powiedziałem oszołomiony. Nie wiem co się w tamtym momencie stało, jąkałem sie i stresowałem, jak bym spotkał swojego ulubionego aktora czy piosenkarza.
- Nic sie nie stało - powiedział z uśmiechem na twarzy. Jego uśmiech był cudowny, miał cudnie białe zęby i miał malinowy kolor ust. - Musze już iść, ale myśle, że kiedyś się jeszcze spotkamy. - powiedział posyłając mi oczko i uśmiech od ucha do ucha. Byłem w raju? Tak, tak to chyba można nazwać.
- To cześć! - odpowiedziałem.

Po tym incydencie nie mogłem otrząsnąć sie jeszcze przez najbliższe dwie godziny.

** Mam nadzieje, że pierwszy rozdział się spodobał. ** sorka za orto **

Randy - I Want To Be With You!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz