Rozdział 14

294 31 60
                                    

- Pa chłopaki! - z przedpokoju wydobył się głos Brooklyn'a, który właśnie wychodził do pracy.
- Zaczekaj, zawiozę Cię! - Mikey dołączył do najmłodszego, od razu wychodząc z farbowanym blondynem, gdy tylko ubrał buty. Zapomniałem wspomnieć, że chłopaki kupili nowy samochód, który swoją drogą jest bardzo fajny. Jest duży i bez problemu zmieści się w nim sześć osób.

Ja, Jack i Rye siedzieliśmy na kanapie, cicho rozmawiając. W pewnym momencie przypomniało mi się pytanie, które od dłuższego czasu krąży po mojej głowie.
- Jack, mam do Ciebie pytanie - chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową na znak, abym mówił dalej. - Co łączy Ciebie i Mikey'ego?
- Skąd to pytanie? - chłopak spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Jego twarz co raz bardziej robiła się blada, a on przerażony. Wiedziałem.
- Nie jestem głupi. Mów, przecież dobrze wiesz, że nikomu nic nie powiemy - uśmiechnąłem się do chłopaka, a on ciężko przełknął ślinę. Siedzący koło mnie brunet chwycił mnie za ręką, przez co zwróciłem na niego uwagę. Chłopak pochylił się w moją stronę i szepnął mi do ucha.
- Nie bądź nachalny - spojrzałem na chłopaka lekko speszony. Kiwnąłem głową w stronę chłopaka, niemo prosząc go o pomoc.
- Jack - brunet zrozumiał o co mi chodziło, a ja byłem wdzięczny za to, że jednak na tym świecie żyją osoby, które potrafią zrozumieć Cię bez żadnego słowa. Młodszy mruknął pod nosem coś niezrozumiałego i spojrzał na bruneta. - Nie zrozum nas źle. Po prostu
- Dobra, nie tłumacz się - nie było dane skończyć dwudziestodwulatkowi, ponieważ przerwał mu w tym Duff. - Powiem wam. I tak musielibyśmy wam to kiedyś powiedzieć, ale to dopiero jak wróci Mikey i Brooklyn.
- Ohh..., okay.

W pomieszczeniu zapadła cisza, której nie potrafiłem znieść. Spojrzałem ostatni raz na bruneta siedzącego koło mnie, puściłem jego dłoń, którą nieświadomie ściskałem i poszedłem do swojego pokoju. Po wejściu od razu rzuciłem się na swoje łóżko i zamknąłem powieki. Głośno westchnąłem i przewróciłem się tak, abym leżał na plecach. Otworzyłem oczy, po czym zacząłem wpatrywać się w sufit. Gdy tak leżałem, miałem ochotę przejść się na ten sam plac zabaw, o co ostatnio. Chciałem poczuć to uczucie, którego nie potrafię opisać. Po prostu chciałem na chwilę wyłączyć myślenie i przestać myśleć. Uspokoić swoje nerwy i się odprężyć. Chciałem tam wrócić, abym znów mógł wspominać czasy, kiedy byłem zwykłym nastolatkiem bez rodziny. Może wydawać to się smutne, ale jakoś specjalnie mnie to nie rusza, może czasami w nie których momentach. Prawda jest taka, że ja sam nie do końca wiem, dlaczego byłem w domu dziecka. Nie do końca wiem kim byli moi rodzice i jak się nazywali. Kiedyś ktoś wspominał coś o tym wszystkim, ale miałem wtedy zaledwie dwanaście lat. To co mi mówiono, nie miało w ogóle sensu, ani składu. Lecz do teraz pamiętam słowa jednej mojej wychowanki. Nie myśl o tym kim oni byli, bo to bez sensu. Kiedyś to wszystko samo wyjdzie na jaw, a Ty dostaniesz odpowiedz na wszystkie pytania, które ciągle kumulują się w Twojej głowie.

- Andy! - spojrzałem na młodszego i szybko pocałowałem go w policzek. Nie wiem nawet co on tam robił, ale to teraz mało istotne. Wstałem pośpiesznie i wyleciałem z pokoju jak torpeda.

- Gdzie idziesz?! - po drodze usłyszałem jeszcze głośne wołanie bruneta, ale nic sobie z tego nie robiąc po prostu wyszedłem. Szybko ruszyłem w tylko mi znanym kierunku. Nie wiem kiedy mój szybki chód przerodził się w bieg, ale już po chwili stałem przed tą samą huśtawką, co jeszcze parę dni temu. Znowu wszystkie wydarzenia z tamtego okresu życia wróciły wraz z bólem. Wiem, że nie powinienem tutaj już nigdy przychodzić, ale widok tego miejsca mnie uspokaja. W tym miejscu czuję się na prawdę spokojny. Pozwala oczyścić mi mów umysł z wszystkich toksycznych myśli. Pozwala choć na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości. Nie wiem co jest przyczyną tego, że tak bardzo mnie tutaj ciągnie.

Usiadłem na zniszczonej już huśtawce i zamknąłem oczy. Wziąłem parę głębokich wdechów, aby uspokoić oddech.
Kiedyś moim największym marzeniem było zdać maturę i iść na studia, na architekturę. Jedno marzenie udało mi się zrealizować, ale na drugie nie było mnie stać. Niestety, ale życie w bidulu nie jest takie łatwe.

Po czterogodzinnym siedzeniu na huśtawce, wolnym krokiem ruszyłem w stronę domu. W połowie drogi skręciłem w przeciwną stronę do naszego mieszkania. Po chwili ukazał mi się park, w którym po raz pierwszy byłem z Rye'em sam na sam. Pamiętam, wtedy była taka piękna pogoda. Dzieci bawiły się przy fontannie, a my rozmawialiśmy na różne tematy przez parę godzin.

Po raz kolejny tego dnia, westchnąłem. Spojrzałem ostatni raz na ławkę, przy której wtedy siedzieliśmy i z lekkim uśmiechem na ustach poszedłem do domu. Gdy tylko przekroczyłem próg drzwi, dostałem mocny opierdol od młodszego bruneta.

- Andy! Gdzie Ty, do cholery jasnej, byłeś?! Wiesz jak się o Ciebie martwiłem?! Nawet telefonu nie wziąłeś! - podszedłem do wyższego chłopaka i przytuliłem go tak mocno, jak tylko potrafiłem. Dwudziestodwulatek oddał uścisk równie mocno co ja. Głęboko westchnął i jeszcze mocniej mnie objął.

- To powiesz mi gdzie byłeś? - odsunąłem się lekko od bruneta i spojrzałem mu w oczy.
- Może kiedyś - widziałem w oczach bruneta zawód. Wiem, że robię mu tym przykrość, ale nie chcę żeby wiedział, że mieszkałem w domu dziecka i nie chcę, żeby wiedział o tym miejscu. Jest to mój mały azyl i niech tak zostanie.
- Chodź, zjesz coś. Mikey ugotował obiad - brunet chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę kuchni. Usiadłem na małym krzesełku przy stole.
- Hej, Andy - pierwszy do pomieszczenia wszedł Jack, a zaraz za nim brunet w tym samym wieku.
- Hej - posłałem im lekki uśmiech i czekałem, aż Rye poda mi talerz, na który nakładał jedzenie.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować - jeszcze raz posłałem uśmiech niebieskookiemu i zacząłem jeść. Kocham jak Mikey gotuje. Jego dania są wyśmienite.
Na przeciwko mnie usiadł Jack wraz z brunetem, a obok mnie młodszy o dwa lata chłopak. Położył rękę na moim udzie, a ja odruchowo się spiąłem. Spojrzałem na niego, a ten tylko posłał mi jeden ze swoich cudnych uśmiechów.

----------------------------------------------------

Cześć kochani! 🐀

Macie tutaj kolejny rozdział, a teraz ogłoszenia parafialne.

Z racji tego, że w czwartek jadę do szpitala, nie wiem czy w tym tygodniu dam rade dodać jeszcze jakiś rozdział w jakimkolwiek opowiadaniu. Postaram się napisać jeszcze jeden rozdział do Unplanned love.
Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.

Kocham Was! ❤

Randy - I Want To Be With You!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz