Rozdział 10

287 19 6
                                    

Podszedłem bliżej chłopaka. 
- Rye? Co Ty tutaj robisz? - byłem na prawdę zaskoczony jego widokiem. 
- Jesteśmy z chłopakami w nowym mieszkaniu, więc stwierdziłem, że po Ciebie przyjdę. Nie chcę, żebyś był jeszcze bardziej zły na nas, o to, że nawet nie wiesz, gdzie jest nowe mieszkanie - chłopak lekko się uśmiechnąłem. Ja również się uśmiechnąłem. 
- Dziękuję, ale pójdziemy najpierw coś zjeść? Nie jadłem nic od wczoraj - lekko się zaśmiałem, a mój brzuch, jakby czytając mi w myślach, odezwał się. Brunet, także się zaśmiał i skinął głową. 
- To może knajpka koło poczty? 
- Mi pasuje, byle żeby było jedzenie - oboje, ponownie, się zaśmialiśmy. Skręciliśmy w odpowiednią uliczkę, wraz z towarzyszącą nam ciszą. Droga do wybranej, przez nas, knajpki nie była długa. Dziesięć minut drogi od mojej pracy. Wiadomo, samochodem byłoby szybciej, ale dlatego, że nie mam pieniędzy na niego, muszę żyć tylko z prawo jazdy w portfelu. 


- Jak mogłeś nie widzieć tego filmu? 
- No przepraszam, że nie oglądam seriali - brunet zaśmiał się, a ja skrzyżowałem ręce w udawanym fochu. Siedzę w knajpce, razem z Rye'em, od dobrych dwóch godzin.
- No już, nie dąsaj się skarbie - spojrzałem na niego groźnym wzrokiem.  Chłopak ponownie się zaśmiał. - Już nic nie mówię.
- Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. 

Chwilę jeszcze rozmawialiśmy z brunetem na różne tematy, czasami głośno się przy tym śmiejąc. 

- Trochę się zasiedzieliśmy, nie uważasz? - powiedziałem do chłopaka siedzącego na przeciwko mnie, sprawdzając przy tym godzinę na telefonie. 
- Ymmm... trochę tak.
- Lepiej będzie jak już wrócimy do domu, albo inaczej. Lepiej będzie jak mnie do niego zaprowadzisz - ponownie wybuchliśmy falą śmiechu. Mimo tego, że jestem cholernie zmęczony, humor mi się poprawił. Poprawił mi się, bo jest ze mną Rye. Chcąc, lub nie chcąc muszę się przyznać. Chłopak mi się podoba. Nie ma, co ukrywać. Dziwnie się czuję z tym, że podoba mi się chłopak. Teraz powinienem wiedzieć jakiej jestem orientacji, ale tak na prawdę, nie jestem pewien. Nie wiem, czy jestem homoseksualny, czy biseksualny. Bo heteroseksualny na pewno nie jestem. Nie jestem też żadnym homofobem. Nigdy nic nie miałem do osób innej orientacji. To po prostu nie jest moja sprawa, jakiej, kto jest orientacji. 

Wstaliśmy od stołu, a później poszliśmy zapłacić. Przy wychodzeniu z knajpki, cały czas śmialiśmy się, a ludzie patrzyli na nas jak na kretynów. 

Droga do nowego mieszkania, trwała nie całe 10 minut. Z tego, co zauważyłem, mieszkanie znajduje się na dość bogatej dzielnicy. Nie jestem pewien, czy, aby na pewno, to mieszkanie jest w przystępnej cenie. Ale jest jeden plus. Teraz do pracy nie będę chodził 25 minut, tylko 10. Przy czym nie będę już musiał chodzić, po "uliczkach morderstw".   

- Księżniczki przodem - chłopak zaśmiał się i otworzył drzwi, abym poszedł pierwszy. Ja tylko obrzuciłem go gniewnym spojrzeniem, po czym wszedłem do środka. 

- Wow - wyrwało mi się, gdy zobaczyłem wnętrze mieszkania. Ściany były białe, a na nich przeróżne obrazy. Meble były te same, co w poprzednim mieszkaniu. Ogólnie mieszkanie było dwu piętrowe. Na dole była kuchnia, salon i łazienka. 
Ruszyłem na górę. Od razu, gdy wszedłeś po schodach, na przeciwko, jak i po obu stronach było widać drzwi. 

-Podoba Ci się? - odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka. Miał minę, która mówiła "Błagam, powiedz, że Ci się podoba". Lekko chichocząc, pokiwałem głowa.
- Bardzo - chłopak od razu się rozpromienił. 
- Cieszy mnie to. 
- Mnie też, ale po pierwsze, musisz mi pokazać od kogo jest, który pokój. Po drugie, czy aby na pewno te mieszkanie nie jest za drogie? Nie wiem, czy dam radę z mojej wypłaty utrzymać nas wszystkich. Ledwo umiałem naszą czwórkę utrzymać w starym mieszkaniu. 
- Andy - chłopak podszedł do mnie, a później położył mi ręce na ramionach. Spojrzałem mu w oczy. Miał przepiękne, brązowe oczy. Czułem jak się w nich roztapiam. - Nie musisz się o nic martwić - chłopak słodko zmarszczył nos i przyciągnął mnie do siebie, tym samym zamykając mnie w szczelnym uścisku. - Znalazłem pracę, więc damy rade. Mikey i Jack obiecali, że też coś znajdą. Brooklyn na razie niech się uczy, on poszuka czegoś w przyszłym roku. A teraz chodź, pokaże Ci, jaki pokój należy do kogo. 
Bez zastanowienia, przystałem na tą propozycje. 

- To tak, ten pokój - chłopak pokazał na pierwsze drzwi po lewej - jest Jack'a.
- Yhym... a tak w ogóle, to gdzie są chłopaki? - niegrzecznie mu przerwałem, ale odkąd weszliśmy do mieszkania, nie daje mi to spokoju. 
- Chłopaki - brunet podrapał się po karku i niezręcznie zaśmiał. - Oni... poszli na spotkanie z jakimś chłopakiem. 
Poszli na spotkanie? Z jakimś chłopakiem? Coś tu nie gra. Brązowooki ewidentnie coś kręci. 

- Yhym... rozumiem. Możesz kontynuować - lekko się uśmiechnąłem, aby chłopak nabrał pewności siebie, którą przed chwilą stracił. Nie musiałem długo czekać, ponieważ brunet zaczął dalszy swój monolog. 
- Okey, pokój na przeciwko Jack'a, czyli ten po prawej stronie, jest od Mikey'ego. Obok pokoju Mikey'ego jest pokój Brooklyn'a, a ten na przeciwko Brooklyna jest mój. Za to ten pokój - tym razem pokazał na drzwi, znajdujące się na przeciwko nas - jest Twój. 
- Mogę do niego wejść? - wiem, że to głupie pytanie, ale jakoś tak samo z siebie wyszło.
- Oczywiście, że tak, ale dużo rzeczy, to Ty tam nie masz - brunet zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.
- Jestem tego świadom. 

Podszedłem do, wskazanych wcześniej przez bruneta, drzwi. Otworzyłem je. Rzeczywiście nie było tam zbyt wiele. Była tylko mała, czarna szafeczka, na której leżała mała, także czarna lampka nocna. Nic więcej. 

Nie mając, co więcej oglądać, odwróciłem się do chłopaka, który stał przy drzwiach i uśmiechał się lekko.
- A, co z reszta rzeczy?
- Resztę rzeczy trzeba kupić. Ja mam wszystkie meble te same, co w moim poprzednim mieszkaniu, więc mój pokój jest już urządzony. Za to Ty i reszta chłopaków nie macie żadnych mebli. No oprócz Jack'a i Brooklyn'a, bo oni mają swoje stare łóżka. Ale tylko tyle.  
- Taaa, tylko ciekawe skąd weźmiemy pieniądze na nasze łóżka i szafy. 
- Mówiłem Ci już, nie martw się. Wszystko jest już załatwione. No... prawie wszystko - brunet ponownie dzisiejszego dnia mnie przytulił. Nie żebym narzekał, bo tak wcale nie jest. Jest to po prostu zaskakujące, ale także miłe uczucie. Ten chłopak to jest czysta przytulanka. 
- Chodź, pójdziemy do mojego pokoju. 

Pokój chłopaka był cudny. Białe ściany (n/a we wszystkich pomieszczeniach jest taki sam kolor ścian), idealnie pasowały do ciemnych mebli i firanek. Obok łóżka stała szafeczka, na której stała srebrna, mała lampka nocna. Łóżko chłopaka było dwuosobowe, a szafa z lustrami, rozciągała się na całą ścianę. 
Brunet usiadł na swoim łóżku, po czym gestem ręki, zawołał mnie, abym zrobił to samo, co on. 
- Gramy na konsoli?
- Pewnie, a w co? 
- Może... w Resident Evil Revelations 2?
- Mi pasuje.

Brunet podszedł do telewizora, a później do konsoli, aby obydwie rzeczy włączyć. Włożył odpowiednia płytę, po czym zabrał dwa pady do gry. Przy siadaniu, z powrotem na łóżko, podał mi jednego z nich. I takim oto sposobem, spędziliśmy dobre trzy godziny na graniu w Resident Evil Revelations 2. 

Randy - I Want To Be With You!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz