On
Nie trzeba było długo powtarzać. Na samo słowo ,,policja" wszyscy rozpierzchli się w popłochu. Żałuję, że nie przyjrzałem się twarzom dziewczynek - czy były zadowolone, że pomoc nadchodzi, czy raczej zszokowane i przerażone, nie wiedząc, co je czeka? Jedyne co pamiętam to bezsilny, ale sfrustrowany wyraz twarzy Bossa. A i tak jedyne, o czym myślałem, to...
Emily? Moja Emily? Tutaj?
Skorzystałem z chwili chaosu i zaciągnąłem Jane do pokoju. Przygwoździłem ją do drzwi.
- Co ty tu robisz? - pytam poddenerwowany. - To naprawdę nieodpowiedni moment.
- Jak widać, wprost przeciwnie. Chyba właśnie uratowałam ci tyłek. - co dziwne, nie wyglądała na przestraszoną.
- Powiedziałem ci, żebyś nie wracała.
Coś obija się o drzwi z drugiej strony. Słychać krzyki i przepychanki.
- To wszystko przez tą sukę! To ona nasłała na nas policję!
- Będziemy walczyć! Nie poddamy się tak łatwo.
- Ta kurwa zginie albo my zginiemy za Piwnicę!
Nie chcę wierzyć własnym uszom. Em nie mogła mnie zdradzić. Nie moja Em. Nie ona. A jednak żadna inna opcja nie wpadła mi do głowy. Nagle pojawiła się Jane i zaraz potem gang odnajduje policja? To nie mógł być przypadek.
- Przyprowadziłaś tu ich... tak?
- Nie, Justin. - zaprzecza wszystkiemu.
Ona
- Wydałaś mnie. - tym razem odzywasz się o wiele bardziej stanowczo. Poczułam się jak dawniej, kiedy drżałam na każde twoje słowo i byłam skłonna całować cię po stopach, byle byś nie zrobił mi krzywdy i nie patrzył na mnie w ten sposób.
- Nie wydałam.
- Więc wyjaśnij mi to!
Patrzysz na mnie wyniośle i niezachwianie. Przewiercasz mnie nieubłaganym spojrzeniem, aż mam ochotę się z tobą zgodzić. I tym samym skłamać.
- Nie mogę.
- Dlaczego?!
- Nie wiem, jak to się stało! Ale to nie ja, rozumiesz?!
Wpada mi do głowy, że moja mama mogła zadzwonić na policję i kazać mnie wyśledzić.
- Słuchaj. Być może tak miało być. - mówię. Przezwyciężam niezrozumiały strach i chwytam twoją dłoń. Nie boję się twojej reakcji. Nie mam się już czego bać, skoro zbliża się policja. - Przyszłam, by cię uratować. Więc uciekajmy.
- Nie, Jane. Ty uciekaj! Uciekaj i nigdy nie wracaj.
- Dobrze. A ty pójdziesz ze mną.
Chwytam cię za drugą rękę - twoja skóra jest tak delikatna pod moimi palcami i przez chwilę mam wrażenie, że wszystko się układa. Widzę już nas. Nareszcie wolnych. Zatopionych w tej wolności we dwoje. Widzę, jak spędzamy razem czas i układamy sobie życie od nowa, jak się razem uczymy, chodzimy na kawę, karmimy kaczki i filozofujemy razem na ławce, by zaraz robić sobie żarty z najgłupszych rzeczy świata. Widzę bardzo powolny proces, w którym stajesz się normalny i podążasz drogą, której celem jest bycie dobrym człowiekiem. Widzę, jak spotykasz swoją matkę, a potem twoja matka spotyka po latach moją i nagle wszystko zaczyna się układać, gdy nagle...
Odrzucasz moją dłoń i wgniatasz mnie w drzwi.
- Nigdzie z tobą nie idę, Jane! - krzyczysz, a mój nadgarstek czerwienieje pod twoimi zaciśniętymi na nim palcami. - Pamiętaj, że to tylko durny syndrom sztokholmski.
CZYTASZ
The Cellar | JB
FanfictionJedyne co pozostało to blizny. One będą już zawsze. * Jest to opowiadanie z bloga. Nie jest mojego autorstwa. Wstawiam to na wattpada, oczywiście za zgodą od autorki, tylko po to aby więcej osób mogło je poznać.