On
Martin wysadził mnie przed Piwnicą. Poza moim zwięzłym podziękowaniem, rozstaliśmy się w zasadzie bez słowa... Kiedy odjeżdżał, zastanawiałem się, czy kiedykolwiek jeszcze zaproponuje mi pomoc, skoro już jesteśmy kwita. Czy spłacił już swój dług wdzięczności?
Odszedłem nieco od domu i wyglądałem Masona i Tylera, którzy lada moment mieli wrócić - tym razem bez choinki.
Zanim Martin odjechał, pozwoliłem mu zabrać ze sobą piwniczną bieliznę Jane. Zaraz po powrocie do domu miał ją spalić. Musiała zniknąć, aby nikt jej nigdy nie odnalazł. Ani policja, ani Piwnica. Żadna ze stron. Nie chciałem, by ktokolwiek miał jakiekolwiek dowody na to, czego się właśnie dopuściłem. Nie chciałem nawet, by mieli jakiekolwiek przypuszczenia. Nie wiedziałem jeszcze tylko, jak wytłumaczyć zniknięcie starych ubrań Jane ze schowka, ale wątpiłem w to, że ktokolwiek pamiętał, jak one wyglądały.
Zaraz spostrzegłem zmierzającą w moim kierunku sylwetkę Masona. Dziwiłem się, że jest sam. Nie mógł przecież nieść tak ogromnej choinki samodzielnie. Szczególnie, że choinki z Piwnicy zawsze trzeba było nieść w górze, a nie wleźć po ziemi z powrotem do lasu, by jak najmniej igieł opadło w okolicach Piwnicy, gdzie przecież nie rosną żadne iglaki. Czy nie byłoby podejrzane, jeśli od jednego, konkretnego punktu w ziemi ciągnęłaby się droga usłana igłami, sięgająca lasu? Woleliśmy nie pozostawiać nawet tak drobnego dowodu na naszą obecność, zwłaszcza że nigdy wcześniej policja nie interesowała się zniknięciem jakiejkolwiek dziewczyny tak bardzo, jak zniknięciem Jane.
- A Tyler? - spytałem, gdy Mason był już wystarczająco blisko.
- Powiedział, że musi załatwić jeszcze jakąś sprawę w mieście.
Dobrze się składa. Powiedziałem przecież paru osobom z Piwnicy, że wychodzę tylko z Masonem. Tyler więc w oczach innych liderów załatwiał jakąś inną sprawę. Pytanie jaką... Tak, w pewnym momencie podejrzenia na pewno padną na niego. A jeśli padną na mnie, przynajmniej poprze mnie Mason, który przecież wynosił ze mną choinkę. Co do Tylera, miałem nadzieję, że jednak nie wygada się Bossowi, kiedy obarczą go winą zamiast mnie. W końcu nie po to zaufałem jemu i Masonowi tak bardzo, aby teraz wszystko legło w gruzach.
Nie wyobrażałem sobie życia poza Piwnicą, dlatego nie chciałem nawet wyobrażać sobie, co by było, gdybym został Wygnańcem.
*
Razem z Masonem weszliśmy do Piwnicy, śmiejąc się z niewypowiedzianego żartu i starając się nie budzić jakichkolwiek podejrzeń.
Skierowałem się do kuchni i sięgnąłem po jabłko. Nie myśl o Jane, nie myśl o Jane, powtarzałem. A mimo wszystko wyobrażałem sobie Jane, jak dociera do domu i wpada w ręce swojej mamy, jak tuli swoją maleńką siostrę. Zastanawiałem się, czy ma więcej rodzeństwa, którzy ją powitają, i jak wygląda jej ojciec, jeśli go w ogóle ma. Wyobrażałem sobie, jak mama otula Jane kocem i podaje jej kubek herbaty, którym dziewczyna zaraz rozgrzewa dłonie. Usiłowałem odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Jane teraz płacze czy się śmieje. I czy dotarła do domu. I czy już pojawiają się w internecie pierwsze wzmianki o jej niespodziewanym powrocie.
Wyszedłem z kuchni, walcząc o odrobinkę skupienia na przeżuwaniu jabłka. Byle tylko nie płakać. Byle tylko nie wyglądać podejrzanie. Byle tylko nie czuć tego bólu w sercu. Choć przez chwilę zatrzeć rysy Jane, które widzę, gdziekolwiek bym nie spojrzał.
Kiedy natknąłem się na Ryana, który wyglądał na zaniepokojonego, jedynym moim celem było wypaść naturalnie.
- Hej, bro. - rzuciłem, przeżuwając jabłko. - Jak było? Gdzie Susan? - spytałem, aby miał pewność, że przyszedłem jedynie spytać o Susan, którą obiecał mi pożyczyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/139339019-288-k717431.jpg)
CZYTASZ
The Cellar | JB
FanficJedyne co pozostało to blizny. One będą już zawsze. * Jest to opowiadanie z bloga. Nie jest mojego autorstwa. Wstawiam to na wattpada, oczywiście za zgodą od autorki, tylko po to aby więcej osób mogło je poznać.