Rozdział 9

125 8 0
                                    


                  Młody, dobrze zapowiadający się lekarz, niejaki doktor Sagruaro, skończył swój dyżur i miał zamiar iść pięknie na piwo. Oczywiście nie chciał iść sam, dlatego umówił się z kumplami z oddziału na „po pracy". Zdążył właśnie ułożyć papiery na biurku, a swój strój do pracy odwiesić na wieszak i wyjść z gabinetu gdy to się stało. Pisząc „to" mam na myśli pojawienie się młodej (atrakcyjnej!) pielęgniarki. 

- Panie doktorze! Dobrze, że pana złapałam! – wyspała zziajana blondynka starając się złapać oddech. Przecież nienadaremno biegła przez pół szpitala, prawda? 

- Ta? Czego chcesz... Sally? Skończyłem dyżur. 

- Ale pana pacjentka... ta mała Nicola Maf... Muf... Alf...! Nie wiem, zapomniałam! Taka mała blondynka – główna pana doktora pacjentka - trafiła na ostry dyżur z reakcją alergiczną! 

David Sagruaro, bo tak naprawdę się nazywał „doktorek" spojrzał na nią po czym szybko pobiegł za pielęgniarką do małego pacjenta...

***

- Cwendzi! – wysapało dziecko patrząc na Dracona oczami pełnych łez. Malfoy czuł się zagubiony. Nie żeby przejmował się dzieckiem, ale... Kogo ja chcę oszukać? Pomyślał Dracon. Obchodzi mnie to dziecko chociażby z tego powodu, że dzięki niej, Granger może mnie powiesić... i mam wrażenie, ze raczej nie za głowę. Draco westchnął. 

- Flaczeko klestem w klopki? – Nicola popisała się znajomością dialektu mandaryńskiego. Jednak zanim Malfoy zdążył odpowiedzieć ubiegł go inny męski głos. 

- Dlatego, że zjadłaś coś czego nie mogłaś, mam rację dziecko? – Spytał jakiś facet ubrany normalnie.

- Kim pan jest i gdzie jest... doktor Sagruaro? – Spytał Malfoy, robiąc minę złego dobermana gotowego ugryźć dowolną część ciała. 

- To raczej ja powinienem się pytać kim pan jest panie...? – lekarz spojrzał znad karty pacjent i prawie dostał zawału serca. Wszyscy go tu znali, albo kojarzyli z datków, jakie dawał na szpital... Był zwykłym bogatym gnojkiem, który łaskawie dawał jakieś „resztki" na szpital. 

- Malfoy. Dracon Malfoy, jednak ja nadal nie wiem kim pan – jest odparł poirytowany Smok.

- To ja jestem doktor Sagruaro. A ta miła pani, to pielęgniarka Sally Agrar, i to jej pan powinien podziękować, ze w ogóle tu jestem. Przed chwilą skończyłem dyżur i miałem zamiar iść do domu, ale wezwano mnie do nagłego wypadku. – odparł, jak najuprzejmiej potrafił, David.
Draco nic nie powiedział, ale za to jakieś pomruki od strony dziecka odwróciło wszystkich uwagę od tejże miłej konwersacji.

- No młoda, powiedz mi – lekarz usiadł na brzegu kozetki, całkiem blisko dziecka. - czego pod żadnym pozorem nie miałaś jeść? Mamusia, lub tatuś – szybkie zerknięcie na Dracon – na pewno ci mówili. – mówił przyjaźnie lekarz. 

- Ałych, okłongych drzeczy, bo moka mi dzaskodzicz – odparło potulnie dziecko, jakby co najmniej recytowało jakąś strasznie popularną epopeję narodową. 

- Dokładnie...!

- Ale, Daco mi ozwolił!

- Na pewno nie zrobił tego naumyślnie – doktor mrugnął radośnie do dziecka, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego ona do ojca mówi per „Draco"?!

- To... pan to rozumie?

- Lata praktyki, panie Malfoy – odparł David nawet nie patrząc na Smoka. – Dobra. Nicola, za chwilę dostaniesz szczepionkę, która zniweluje skutek zjedzenia orzechów, dobrze? Potem będziesz brać pewien syrop, przez 4 dni, a po czterech dniach na kontrole przyjdziesz, tak?
Dziecko pokiwało głową i wystawiło prawą rączkę gotową do zastrzyku. Pielęgniarka podeszła do dziewczynki i... było już po sprawie.

furia || dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz