W pierwszej chwili, Harry'ego dopadło bardzo silne uczucie deja vu. Siedział w głębokim fotelu, w jednym z salonów Czarnego Dworu. Po jego prawej stał Draco, a na wprost tłoczyła się prawie cała Sfora. Prawie, ponieważ brakowało w śród nich Kat. Harry już wcześniej postanowił, że ona i Fred nie wezmą udziału w walce. Ich sytuacja już i tak była wystarczająco skomplikowana. Gdyby Ministerstwo lub Zakon dowiedzieli się po czyjej stronie się opowiadają... Chłopak nie chciał nawet myśleć, jaka mogły spotkać ich kara.
Wszystkie swoje plany zachował w tajemnicy, a fakt, że po raz kolejny praktycznie nie spotykał się z Voldemortem, tylko ułatwił mu sprawę. Unikał także kontaktu z Syriuszem i Remusem. Widział, że Lupin niemal od razu zorientowałby się, że coś się święci, a Syriusz ostatnio był nadzwyczaj cichy i chłopiec podejrzewał, że jego również cała ta wojna zaczyna przytłaczać.
– Alphard? – Cichy głos Draco przywołał go do rzeczywistości. Blondyn położył mu dłoń na ramieniu, starając się zwrócić na siebie, jego uwagę .
– Odleciałeś na chwilę. – Na twarzy nastolatka pojawiło się autentyczne zmartwienie. Harry uśmiechnął się uspokajająco i skinął głową w podziękowaniu. Ostatnio często zdarzało mu się odlatywać, a czasem nawet zasypiać w dziwnych okolicznościach. Działo się tak głównie przez masę nieprzespanych nocy i ciągłe przetrzepywanie trzech rodowych bibliotek w poszukiwaniu czegoś, co ułatwiłoby mu pozbycie się Dzieciaka.
Przebiegł wzrokiem po całej zgromadzonej w pomieszczeniu grupie. Mimo że wszyscy starali się nie okazywać strachu, jedynie nielicznym, starszym Ślizgonom jakoś się to udawało. Aury mieszały się i drżały ukazując to, co skrywały twarze. Niepokój i obawa wręcz dusiły Pottera i tworzyły zbitą gromadę szarego dymu, ściśle przylegającego do ciała czarodziei.
Wziął głęboki oddech i pozwolił by wraz z wydechem, jego magia rozeszła po całej grupie. Dostrzegł kilka rozluźniających się ciał i przynajmniej dwa nieśmiałe uśmiechy. Pansy i Blaise skinęli mu w uznaniu głowami. Teraz przyszedł czas na tą mniej przyjemną część.
Podniósł się ze swojego miejsca, pilnując by trzymać ręce na widoku i zmuszając je do trwania w bezruchu. Liczyli na niego, więc nie mógł pokazać strachu i niepewności. Nagle w gardle mu zaschło i ścisnęło tak mocno, ze bał się wypowiedzieć choć słowo.
Draco, jakby wyczuwając targające nim emocje, przesunął się za jego prawe ramię, niczym cień. To, w jakiś irracjonalny sposób, dodało mu otuchy i pewności.
– Ta walka będzie o wiele bardziej niebezpieczna, niż wszystkie, które stoczyliśmy do tej pory. Nadal jednak podtrzymuję u was zakaz zabijania, chyba że zostalibyście do tego zmuszeni broniąc własne życie – zaczął. – Jak zwykle staracie się trzymać z dala od centrum bitwy. Ochraniacie Śmierciożerców i obserwujecie strategię wroga. Flora, Hestia, Roger, Zachariasz i Theo wy będziecie mieli zadanie specjalne. Szczegóły wyjaśnię wam po spotkaniu.
Pięć osób skinęło mu głowami.
– Draco, ty trzymasz się swojego ojca i starasz unikać Dzieciaka najbardziej jak to możliwe – zastrzegł, odwracając do blondyna. – Najchętniej w ogóle zostawiłbym cię tutaj razem z twoją matką i Kat, ale wiem, że i tak postawiłbyś na swoim, a wolę wiedzieć gdzie jesteś.
Przez chwilę studiował twarz Malfoy'a, a potem jego głos stwardniał.
–Tym razem nie będzie miejsca na odwalanie samowolki. Jeśli dasz mi powód, żeby choć podejrzewać nieposłuszeństwo, siłą zaciągnę cię do domu, choćby spetryfikowanego i połamanego – zagroził. – Tutaj nie ma miejsca na błąd. Inaczej wszyscy możemy przypłacić to życiem, a gwarantuję wam, że nie będzie to szybka i bezbolesna śmierć.
CZYTASZ
Oczy które spoglądają w dal.
FanfictionPięć lat minęło... Pusty wzrok wbity w ścianę, pięści zbielałe od kurczowego trzymania się krzesła, usta zaciśnięte w wąską linię... pustka, rozpacz, zagubienie. Ileż można wpatrywać się w jeden punkt? Ileż można udawać, że wszystko jest w porządku...