Katrina wzdrygnęła się, kiedy ciepłe dłonie mężczyzny spoczęły na jej skórze. Fred trzymał ją tak mocno, jakby się bał, że zaraz rozpłynie się w powietrzu i zniknie. Ukryła twarz w jego rudych włosach, podświadomie wdychając zapach owoców tropikalnych z jego szamponu.
Wyswobodziła ręce i obeszła sofę, siadając na najdalszym jej końcu. Weasley widząc to pokręcił głową i przybliżył się tak, by siedzieć naprzeciwko niej. Wyciągnął dłoń i uniósł jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.
– Nie jestem wściekły... – powiedział spokojnie. – Może trochę rozczarowany, na pewno zszokowany, ale nie wściekły. Szczerze, zawsze zastanawiałem się, jak, mając ojca Śmierciożercę, sama nie skłaniałaś się ku Czarnej Magii i czystokrwistym, skoro tyle innych rzeczy wyciągnęłaś od Snape'a. Teraz porostu łatwiej mi to wszystko poukładać.
– Fred ja... Przepraszam. Wybacz, że cię okłamywałam... Nie miałam pojęcia, jak mogłabym ci powiedzieć i... – Kat ukryła twarz w dłoniach. Dodające otuchy słowa Harry'ego ani trochę jej teraz nie pomagały. Podskoczyła zaskoczona, kiedy Weasley zbliżył się jeszcze bardziej i objął ją ramionami.
– Widziałem cię tam. Nie zaatakowałaś żadnego aurora, czy członka Zakonu. Obroniłaś Lucjusza Malfoy'a przed moją klątwą... – Mężczyzna pokręcił głową w niedowierzaniu. – Gdyby cała ta wasza grupa walczyła na poważnie, zmietlibyście nas w pył. Dlaczego nie atakowaliście?
– To nie... – Katrina westchnęła głośno. – Zresztą chrzanić to! Nie jesteśmy jak Śmierciożercy. Odpowiadamy tylko i wyłącznie przed swoim przywódcą, nie przed Voldemortem. Obowiązują nas zupełnie inne zasady. W walkach takich jak tamta, jesteśmy jedynie wsparciem ochronnym. Do tego nie wszyscy biorą w tym udział.Jedynie ci, którzy są pewni tego, że będą w stanie bronić siebie i innych w prawdziwej konfrontacji.
– Czyli tam w Hogsmeade to nie była cała wasza grupa? – zrozumiał niemal natychmiast Weasley. Kat skinęła głową.
– Czym jeszcze to się różni od Śmierciożerców? – W oczach mężczyzny błyszczało podekscytowanie i nagle Kat zdała sobie sprawę, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.
– Nie zabijamy i nie torturujemy... – powiedziała ostrożnie. –Jesteśmy wysyłani głównie na bardziej... delikatne misje. Zdobyć jakiś przedmiot, informacje...
– Tak jak w Departamencie Tajemnic – dodał Fred. – Właściwie... W Hogwarcie tworzyło się w zeszłym roku coś podobnego... Armia Dumbledore'a... Ron mi o tym opowiadał. Podobno on, Neville i Hermiona stworzyli to jako szkolny odpowiednik Zakonu. Na początku chodziło głównie o dodatkową naukę zaklęć poza zajęciami...
Kat przez chwilę przyglądała się swojemu narzeczonemu z uśmiechem. Fred, kiedy już coś go zainteresowało, stawał się naprawdę gadatliwy. Cień troski pojawiał się na jej twarzy. Westchnęła i oparła głowę o bark mężczyzny.
Fred, wyczuwając targające nią wątpliwość otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
– Wszystko będzie dobrze – obiecał. – Pamiętasz co ci obiecałem, kiedy wręczałem ci pierścionek?
Kat spojrzała na niego zdziwiona, a potem zaśmiała się płaczliwie.
– Że nie zdejmiesz tego pierścionka, chyba że kiedyś upodobnię się do Filcha i stanę zgrzybiałą staruchą, bez cienia poczucia humoru. – Rudzielec uśmiechnął się do niej ciepło i opuszkami palców starł, błyszczące w oczach łzy.
– Nie wydaje mi się, żebyś w jakikolwiek sposób przypominała Filcha, stara też nie jesteś, a twoje poczucie humoru chyba nadal jest na swoim miejscu – wymienił, a potem pochylił się do przodu i delikatnie pocałował Kat. – Nie chcę żebyś kiedykolwiek mnie okłamywała w obawie przed moją reakcją... Nie mógł bym cię znienawidzić... Zniósłbym nawet najgorszą prawdę i pomógł ci w najgorszej sytuacji... Nawet, jeśli kiedyś musiałabyś odebrać komuś życie...
CZYTASZ
Oczy które spoglądają w dal.
Fiksi PenggemarPięć lat minęło... Pusty wzrok wbity w ścianę, pięści zbielałe od kurczowego trzymania się krzesła, usta zaciśnięte w wąską linię... pustka, rozpacz, zagubienie. Ileż można wpatrywać się w jeden punkt? Ileż można udawać, że wszystko jest w porządku...