Każdy zasługuje na więcej niż jedną szansę.

2.5K 250 55
                                    

Dumbledore stanął jak wryty, kiedy tylko wszedł do swojego gabinetu. Wszystko wewnątrz, począwszy od delikatnych instrumentów służących tylko jemu znanym celom, a skończywszy na obrazach byłych dyrektorów, zostało roztrzaskane i zamienione w strzępy. Cień siedzący za jego biurkiem nie był w żadnym stopniu materialny, a przynajmniej nie powinien być. Czarna postać nie posiadała żadnego konkretnego kształtu. Była niska, przez co na początku można byłoby ją pomylić z cieniem rzucanym przez dziecko, ale na tym kończyły się podobieństwa. Wszystkie jej kontury rozpływały się i falowały, co jakiś czas sięgając do zalegającej w kątach pomieszczenia ciemności. Jedynym jasnym punktem były krwistoczerwone oczy, jarzące dwa rubiny, przez które przepuszczono wiązkę światła.

– Dałem ci wybór... – Jego głos brzmiał jakby ktoś drapał gwoździem o metal. Dumbledore skrzywił się, kiedy jego bębenki uszne zapłonęły bólem.

– Pozwoliłem żyć w spokoju i nadal manipulować ludźmi według swojego uznania, nadal ciągnąć tą bezsensowną grę usprawiedliwień „Dla większego dobra". Czy naprawdę żądałem tak wiele w zamian? Trzymania gówniarza w szkole i pozwolenia mi żerować na jego wspomnieniach? Miałbyś swojego Złotego Chłopca, JA bym się nim stał. Zabiłbym Riddle'a tak jak chciałeś. Miałbyś swój pokój, a ja miałbym życie. Czy to naprawdę był taki zły układ? – syczał nadal horkruks.

– Sam jesteś częścią Riddle'a. Nie mógłbyś go zabić, bo to ty pozwalasz mu być nieśmiertelnym – sprzeciwił się Albus. Odpowiedział mu jedynie opętańczy śmiech.

– Naprawdę jesteś głupcem Dumbledore. Nie jestem w żaden sposób podobny do pozostałych kawałeczków tego skrzywdzonego przez życie śmiecia. Ja jestem czymś, czego on sam obawia się bardziej od śmierci. Jestem jego nienawiścią, grzechem, szaleństwem, bólem, wszystkim, co uczyniło z niego Lorda Voldemorta! Ja jestem Czarnym Panem! Każda tortura, każde morderstwo, które popełnił wzmacnia mnie i dodaje mocy. Potrzebuje tylko ciała...

W następnej chwili coś z niewyobrażalną szybkością pomknęło w stronę Dumbledore'a. Skłębiona masa cieni nabrała fizycznej materii i wbiła się w pierś starca, aż po same serce. Mgła przytępiająca umysł dyrektora opadła. Chwilowy strach i ból zastąpił żal... Patrząc na wypływającą z rany krew, strzec pogodził się ze swoim losem. Karą za jego błędy i przewinienia.

Dzieciak zniknął z głośnym śmiechem.

Siedzący na żerdzi Fawkes zaskrzeczał boleśnie i momentalnie znalazł się przy czarodzieju. Głowa ptaka opadła na krwawiącą pierś, kolejne łzy wsiąkały w ranę, ale nie mogły jej uleczyć. Dumbledore pogłaskał feniksa po głowie i uśmiechnął się ciepło.

Życie uchodziło z niego z każdą chwilą, a on patrzył jak to oddane stworzenie na daremno próbuje ratować mu życie. Jego najszczęśliwsze chwile były związane właśnie z owym ptakiem. Pamiętał, jak Fawkes po raz pierwszy wykluł się przy nim, kiedy jeszcze miał przy sobie Gellerta. Towarzyszył im wszędzie, a podczas ich walki obojgu uratował życie, kiedy niektóre zaklęcia okazały się zbyt nieprzemyślane.

– Ach Gellert... Teraz już nikt nie będzie nam kazał ze sobą walczyć, przyjacielu. Teraz oboje będziemy już wolni – szepnął, a jego głowa opadła bezwładnie na ramię.

***

Dumbledore zaniósł się mokrym kaszlem i zaskoczony podniósł z twardej podłogi. Umierał. Był pewien, że to koniec, a teraz jak gdyby nigdy nic siedział na ziemi w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Nie miał pojęcia co się dzieje.

– Nareszcie się obudziłeś, co? – Dopiero teraz stary czarodziej dostrzegł postać siedzącą w fotelu naprzeciwko kominka. Niemal od razu, Albus rozpoznał w chłopaku Toma Riddle'a. Nie mógł on mieć więcej niż osiemnaście lat, a więc był tuż po skończeniu Hogwartu. Czarne włosy przycięte krótko, zaczesane były na prawą stronę, w czerwonych oczach błyszczała pogarda.

Oczy które spoglądają w dal.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz