Szarość przeciw czerni.

3K 308 32
                                    

  Do tym, jak Świstoklik przeniósł go do jego domu, Severus niemal automatycznie sięgnął po różdżkę i wyczarował patronusa, by zaalarmować Malfoy'ów. Tuż przed nim, pojawił się wielki, srebrzysty wilk, którego nei widział od tak dawna. Zachwiał się i odpadł na sfatygowany fotel. Nie miał pojęcia, że widok animagicznej postaci Regulusa tak do uderzy.

A potem nagle jego szok przerodził się w irracjonalny gniew skierowany w stronę Blacka. Miał wybór, mógł wybrać swoje życie, a nie chłopca. Mógł zostać z Severusem i oboje byliby szczęśliwi...

– Nie mogłeś choć raz wybrać mnie, prawda? – warknął w stronę cichego patronusa. – Nie mogłeś choć raz wziąć mojej strony, zrozumieć jak się czuję. Najpierw bachor odebrał mi Lily, potem ciebie, a teraz jeszcze muszę patrzeć na ciebie w tej formie... Wiedzieć jak wielka część mnie umarła bezpowrotnie...

Wilk warknął głucho szczerząc zęby, a potem zaskomlał i położył uszy po sobie. Snape mógłby przysiąc, że w błyszczących, eterycznych oczach dostrzegł ból i zawód. Miał wrażenie, że jego wnętrzności zamieniły się w poskręcany supeł. Nie potrafił już nawet wziąć głębokiego oddechu, bo jego gardło zaciskało się boleśnie. Zamknął oczy, kiedy wilk wyrzucił głowę w górę i zawył cierpiętniczo.

Przez chwilę w umyśle Snape'a pojawiła się myśl, którą przez cały ten czas spychał daleko w odmęty swojej świadomości. Gdyby to on był na miejscu Blacka? Gdyby zamiast Harry'ego była Katrina? Czy potrafiłby odwrócić wzrok od umierającego dziecka? Jego dziecka? Gdyby miał wybierać między życiem swoim, a dziewczynki, czy potrafiłby uciszyć swoje serce i sumienie?

– Przepraszam – szepnął. – Wybacz mi Regulusie... Wybacz wszystkie te słowa... To nie ty byłeś samolubny, tylko ja... Wybacz mi...

Nie potrafił powstrzymać płaczu. Łzy spływały po jego policzkach, opadały na chłodną, leśną ściółkę, nie niosły jednak ukojenia. Nie tym razem. Miał na sumieniu zbyt wiele grzechów, zbyt wiele nieodpowiedzialnie wypowiedzianych słów.

I nagle jego mózg przebił się przez emocje. Słowa Albusa sprawiły, że zaczął myśleć, składać kolejne elementy układanki w całość. Związek Alpharda z artefaktami, zachowanie chłopca, to co widział przy spotkaniu z nim w Malfoy Manor... Zrozumienie błysnęło w czarnych oczach, a zaraz potem pojawił się w nich strach. Ignorując wcześniejszy zamiar wysłania patronusa, po prostu aportował się do posiadłości swoich przyjaciół.

Odetchnął z ulgą, kiedy jego stopy znalazły się na żwirowej ścieżce w ogrodach Malfoy Manor. Szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi. Nim zdążył choćby dotknąć chłodnego drewna, do środka wpuścił go mały, wielkooki skrzat.

– Zgredek cieszy się widząc profesora Snape'a. Stworek chciał, żeby zgredek przekazał to profesorowi, kiedy profesora spotka. To od panna Blacka. – Stworzonko wyciągnęło ku niemu czarną kopertę z herbem rodu Blacków na laku. Zmarszczył brwi i schował list do wewnętrznej kieszeni.

– Zabierz mnie do Lucjusza – powiedział, ignorując iskierki płonące w oczach skrzata.

– Stało się coś, Severusie? – Jak na zawołanie w drzwiach prowadzących do salonu, pojawił się arystokrata.

– Gdzie jest Alphard? – Snape ledwo powstrzymał przewrócenie oczami, na grymas, który wypłynął na twarz Malfoy'a.

– Sev, nie uważam żeby to był dobry moment...

– Gdzie jest Alphard?! – Drzwi skrzypnęły ponownie i tym razem zza progu wynurzył się czarnowłosy szesnastolatek. W ślad za nim podążał Draco, Syriusz i Tom. Szmaragdowe oczy obserwowały czujnie mężczyznę, ale na usta błąkał się uśmiech.

Oczy które spoglądają w dal.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz