15. Chłopiec

167 15 4
                                    

Znowu znalazłam się nie wiadomo w jakim kraju i jak daleko. Muszę trochę nad tym popracować, bo inaczej kiedyś wyląduję na dnie oceanu. Chyba będę też zmuszona rzadziej używać portalu, widząc jak mnie denerwuje. Za dużo trzeba w niego włożyć mocy i wysiłku, by cię nawet na jakieś odludzie wysłał. Chciałbym mieć już teraz całą moc boga od razu, już teraz, kiedy tego potrzebuję i jestem na tyle dorosła, by używać jej rozważnie. Niestety, ale muszę jeszcze poczekać. Nadal nie odkryłam swojej dziedziny i miejsca, więc pewnie zajmie mi to kilka lat. Rozejrzałam się na wszystkie strony, patrząc na biedotę miasteczka. Brud, smród i chaos. Czyli jak kiedyś, gdzie mieszkałam. Ciekawe jak tam w Parthevii? Jak tam w mojej starej wiosce? Poradzili sobie, kiedy najpierw odeszłam ja, a później Sin i musieli się sami sobą zająć? Pewnie wrócili do swojego wcześniejszego stanu, czyli całkowitej biedy, bo pewnie zebrali już wszystkie owoce i warzywa, jakie pozostawiłam po sobie w lesie i w kilku ogródkach. Wzniosłam się na kilka centymetrów, lecąc po drogach wioski. Ludzie patrzyli na mnie ze strachem, chowając się w swoich domach. Zamykali drzwi i okna, co chwile też coś do siebie krzycząc o intruzie i że wszystkich ich pozabija. Chyba aż tak strasznie nie wyglądam? Nie jestem jeszcze aż takim potworem.

Przechadzając się kilkoma uliczkami po pewnym czasie poczułam pociągnięcie za łańcuch na prawym nadgarstku, więc spojrzałam na tego, który to spowodował. Mały, czarnowłosy chłopiec z przybitym wyrazem twarzy. Odwróciłam się w jego stronę, zastanawiając się kto jest tak odważny, by mnie zatrzymywać.

- K-kim jesteś? - zapytał przestraszony i lekko drżąc. 

Dopiero teraz się zorientowałam, jak zimno musi być przez porę dnia i wiatr, a do tego ten mały jest strasznie lekko ubrany. Ma na sobie jedynie jakiś kawałek brązowej szmaty, która jest brudna, a na stopach nie ma nawet butów. Ja już nie odczuwam temperatury na swoim ciele, a raczej nic mi nie robi. Stanęłam na ziemi i uklękłam obok niego, nic nie mówiąc. Okrężnym ruchem mojej ręki zaczęłam czarować i przede mną zaczęło rosnąć niewielkie drzewo. Na wysokości prawie metra, przestałam i je podpaliłam.

- Jest zimno. Powinieneś na siebie uważać. - spojrzałam na niego moim martwym wzrokiem. 

Spojrzał na mnie na chwilę zdziwiony i przestraszony, ale nie pewnie do mnie podszedł i się dosiadł. Siadł blisko ogniska, ale trochę dalej ode mnie. Pewnie nadal się mnie boi lub myśli, że coś mu zrobię. Nie musisz się bać młody, ja dzieci nie krzywdzę.

- Kim jesteś? - spuścił głowę, przystawiając dłonie bliżej ciepłych płomieni.

- Maria. - odpowiedziałam, słysząc po chwili jego żołądek. 

Za mną zaczęło rosnąć inne drzewo, z którego zerwałam dwa jabłka. Podałam mu jedno, na co chwilę się wahał, ale wziął po głębszych rozmyśleniach. Sama zaczęłam jeść swoje, patrząc w ciepły ogień. Najwyraźniej nie ma ochoty ze mną rozmawiać, ale dobrze, że przynajmniej je. Dostrzegłam lekki odcień różu na jego policzku, kiedy zauważył, że mu się przyglądam. Nagle usłyszałam głośny trzask nie daleko nas, dobiegający z jednego z domów. Było to głośne oddychanie i niby warczenie, a zaraz po tym głośne kroki. Chłopiec przede mną zadrżał i wypuścił owoc z rąk. Czyli on wie kto to jest i się boi tej osoby. Z domu obok nas wyszedł wysoki i barczysty mężczyzna o ciemnych włosach i lekkim zaroście. Po jego twarzy widać, że jest wściekły i patrzy się na chłopca obok mnie. Zaczął iść w naszą stronę, warcząc pod nosem i zaciskając mocno ręce w pięści.

- Ty mały gówniarzu! Wracaj z powrotem, albo tak ci... ! - nie dokończył, kiedy zauważył mnie. Skrzywił się ze złości. - Wynocha stąd, pierdolona dziwko!! - zamachnął się, kiedy był przy mnie, z zamiarem uderzenia mnie. 

Zapomnij nawet o dotknięciu mnie tymi twoimi brudnymi łapami. Nie pozwolę by jakiś obleśny facet mnie uderzył i pewnie jeszcze chciał to samo zrobić temu chłopcu obok mnie. Jego pięść zatrzymała się w połowie swojej drogi do mojego policzka. Wstałam z ziemi, na chwilę spuszczając z niego wzrok. Nie mógł się teraz ruszyć, będąc pod moją kontrolą. Stał bez ruchu w pozie w jakiej go zostawiłam. Jednak jego twarz nie zmieniła się za bardzo, nadal był wściekły, ale teraz doszło do tego przerażenie. Nie trzeba było denerwować obcej ci osoby

- Takie zachowanie w stosunku do dziecka jest nieodpowiednie i powinno być karane. Zdenerwowanie obcej ci osoby też nie było najmądrzejsze, więc spotka cię kara. - mówiłam spokojnie. 

Jego strach mi się podoba i pokazuje według mnie moją wielkość i siłę. Cudowny widok i chciałabym go widzieć częściej. Cholera, znowu nie myślę normalnie. Ruchem jednej ręki wprawiłam go w ruch, unosząc ponad ziemią. Kolejnym ruchem rzuciłam nim z powrotem tam skąd przyszedł. Jest w szoku i obolały przez zderzenie z drzwiami, które rozwalił swoim ciałem. Widać też, że złamał sobie przy tym rękę i kilka połamanych desek się w niego wbiło, raniąc go. Prychnęłam na ten widok, czując satysfakcję z tego widoku. Usiadłam krzyżując nogi tam gdzie wcześniej i spojrzałam na chłopca. Był przerażony, drżał ze strachu i był bliski płaczu. Chyba przesadziłam, nie powinien tego widzieć. Pewnie to był jego ojciec lub ktoś bliski, a ja tak go potraktowałam na jego oczach.

- Wybacz za to. - zaczęłam dalej jeść moje jabłko, spuszczając wzrok z chłopca.

Poczułam czyjeś małe rączki na moim wolnym przedramieniu. Spojrzałam w tym kierunku, natrafiając na twarzyczkę tego małego. Patrzył na mnie ze szczęściem i wdzięcznością, co mnie lekko zdziwiło. Jednak nadal górował u niego strach.

- Dzi-dziękuję! - zachlipał, ocierając łzy. - Gdyby nie ty, to pewnie znowu by mi coś zrobił. - klęczał przy mnie, patrząc w moje oczy.

Widok jego w takim stanie podał mi tylko jedną myśl na tę chwilę - jest uroczy i potrzebuje kogoś, kto się nim zajmie. Raz dałam radę wychować prawie sama jednego chłopaka, który wyrósł na dobrego mężczyznę, więc może i dam radę zrobić to drugi raz? 

- Jak ci na imię? - chwyciłam go pod pachami i podniosłam do góry, by posadzić go na moich nogach.

Odwrócił głowę by na mnie spojrzeć, mając lekkie rumieńce na policzkach i wstyd w oczach. Oparłam się o wcześniej wyczarowane drzewo, patrząc na pomarańczowe niebo i znikające słońce obok nas. 

- Nie mam imienia. - spuścił głowę, mocniej zaciskając kawałek szmaty jaką nosił jako ubranie.

- Rozumiem. - położyłam rękę na jego głowie, na co drgnął. - Co powiesz na imię Judal? - znowu na mnie spojrzał zdziwiony, ale zaraz się uśmiechnął.

- Jest ładne. - pokazał swoje ząbki w uśmiechu, na co zaczęłam go powoli głaskać po włosach.

- Tak jak ty. - powiedziałam tym razem spokojniej i cieplej.

Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, aż młody nie usnął w moich ramionach. Lekki uśmiech wkradł się na moją twarz, patrząc na jego spokojną i zadowoloną twarz. Nie mogę go zostawić na pastwę tego człowieka. Nie chcę by dalej cierpiał i był dalej raniony. Chcę by był szczęśliwy i nie musiał się już więcej martwić. Chwyciłam mocniej małego i wzbiłam się najpierw na kilka centymetrów. Zgasiłam ogień i odwołałam drzewo z jabłkami, by nikt więcej nie spróbował czegoś takiego lub nie wziął go tylko dla siebie. Po tym spojrzałam jeszcze raz na malca i poleciałam wyżej. Niech dostanie to na co zasłużył, czyli życie.

Wyrzucona |Magi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz