2. Ryby

300 16 0
                                    

Maria

Biegłam z jedzeniem zrobionym przez Pani... znaczy przez mamę. Chciała bym tak ją nazywała, by nikt nie myślał, że jestem jakimś przybłędą. Tłumaczyła wszystkim i swojemu synowi, że przez ciężką chorobę pewna czarownica wzięła mnie ze sobą by mi pomóc, dlatego tak wyglądam. Zwykle to wystarczało i nikt nie pytał o szczegóły, ale kiedy chcieli wiedzieć dlaczego akurat ktoś obcy mi pomógł, mama mówiła, że to dlatego, że ja też urodziłam się z mocą i nie chcieli stracić swojego pobratymca. Niestety kiedy większość mieszkańców wioski Tison się o tym dowiedziało, chciało wykorzystać moją moc do swoich celów. Tylko, że ja pomagałam tylko tym potrzebującym i osobom, które na to zasłużyły. Ale wszystko się kiedyś kończy. Kiedy zaczęli mi rozkazywać i krzyczeć na mnie, że powinnam im pomagać, skończyłam z taryfą ulgową dla wszystkich. Jasno się wtedy wyraziłam, mówiąc, że nikomu już nie pomogę za takie traktowanie. Nie spodobało im się to, ale miałam to gdzieś i jedyni, którzy mogą mnie prosić o pomoc w czymś, to moja nowa rodzina.

Zauważyłam Pana Badr'a, którego też miałam nazywać ojcem, choć ciężko mi to przechodziło przez gardło. To słowo jest dla mnie ciężkie do powiedzenia, od razu mając w głowie mojego prawdziwego rodziciela, a raczej stwórcę. Bogowie się nie rodzą, jesteśmy tworzeni z mocy dwóch lub więcej innych bogów. Dlatego też mamy wiedzę podstawową od początku, nie mając też procesu niemowlaka i małego dziecka, tak jak jest u ludzi. Od razu jesteśmy dziećmi, które są gotowe na podjęcie się nauki i wpajaniu wiedzy. W wieku siedmiu lat zostałam wygnana i odesłana do tego świata, co znaczy, że od siedmiu lat miałam nauki wiedzy podstawowej w krainie bogów i w otchłani. Nie lubię wspominać tych pierwszych sześciu lat u ojca, ale dużo się tam nauczyłam. Niestety były to tylko rzeczy zabronione w krainie bogów, gdzie spędziłam rok, zostając wygnana. Najwyraźniej nie lubią mieszańców.

- One-san! - krzyknął Sin, widząc jak do nich biegłam.

Badr słysząc słowa swojego syna odwrócił się w moją stronę, uśmiechając się lekko i wstał z piasku. Szczęśliwa szybko do nich podbiegłam, odstawiając przygotowane jedzenie. Sin od razu się na mnie rzucił, przytulając mnie, co oczywiście odwzajemniłam. Spojrzałam na spokojną twarz Badr'a, który mógł chodzić w końcu bez swojej laski. Dzięki mojej mocy byłam w stanie powiązać go z drewnianą protezą, którą było akurat łatwo zrobić. Połączenie było trudniejsze. Wdziałam jak go boli, ale mi się udało i kiedy tylko się przyzwyczaił, zaczął chodzić normalnie. Byłam wtedy na prawdę szczęśliwa, że mogę im jakoś pomóc.

- Ratujesz nam życie, Mari-chan! - zaśmiał się, odpakowując przyniesione jedzenie i od razu biorąc coś, siadając z powrotem na piasku. - Jeszcze chwila, a zjedlibyśmy wszystkie ryby!

- Bo zawsze zapominacie wziąć czegoś ze sobą! Muszę potem was szukać po całym mieście! - oburzyłam się, zakładając ręce na biodra i patrząc na nich zirytowana.

- Wybacz, wybacz... - pociągnął mnie za rękę i posadził obok. - Teraz też powinnaś coś zjeść. - znowu się zaśmiał, jedną ręką mnie obejmując, drugą dalej jedząc.

- Tatusiu, zabierzesz mnie następnym razem? - zapytał nagle Sin, który zwykle czeka tutaj na swojego ojca.

- Nie ma mowy. Tylko byś mi przeszkadzał. - odpowiedział od razu z uśmiechem, na co się zaśmiałam.

- Ty sknero! Czemu nie mogę?! - krzyknął i zaczął szarpać za ubranie swojego ojca.

- Mówiłem, tylko byś mi przeszkadzał. Nie wpuszczę dziecka na pokład. - westchnął i starał się zachować spokój.

- Sin, zamknij się już. Nie popłyniesz i tyle. Poczekaj jeszcze kilka lat i nie opędzisz się od pracy. Ciesz się jeszcze swoim dzieciństwem, puki je masz. - powiedziałam, opierając się o ramię Badr'a i jadłam dalej swoją bułkę.

- Ty też jesteś przeciwko mnie, one-san? - oburzył się, wskazując na mnie palcem.

- Oboje chcemy żebyś jeszcze poczekał z pracowaniem. Podrośnij jeszcze trochę i zaczniesz ze mną żeglować. - pogłaskał go po głowie, mnie dalej obejmując.

- Co ty wyprawiasz?! - usłyszeliśmy czyjś niski głos obok nas.

Spojrzeliśmy w jego kierunku, widząc grupkę zwykłych mieszkańców z opatrunkami i brudnych. Czyli będą kłopoty. Jeżeli tylko tknął mojego Sin'a, który jest dla mnie jak brat, lub Badr'a, to pożałują. Nikt nie będzie mojej rodziny nękać.

- Chyba można jeszcze łowić ryby? - powiedział spokojnie, uśmiechając się, co ich tylko zirytowało.

- Łowić ryby?!

- Co za bezczelność!

- Za grosz w tobie wstydu, ty przeklęty ekspatriancie!

Słyszałam obelgi rzucane w kogoś, kto jest mi bliski i jest mi jak ojciec, którego zawsze chciałam mieć. To mnie bolało. Sin jeszcze nie wie za bardzo o co chodzi, ale widać po jego twarzy, że jest zmieszany całym tym zajściem.

- Każdy oddaje serce dla kraju, a ty co?! Łowisz sobie ryby, jak gdyby nigdy nic?! - jeden z nich zaczął biec w naszą stronę wściekły.

- Dość. - powiedziałam spokojnie, a mężczyzna zawisł kilka metrów nad ziemią.

Wstałam z piasku, patrząc na niego pustym wzrokiem. Był przerażony i zaczął machać nogami i rękami na wszystkie strony, myśląc pewnie, że mu to pomoże. Nawet nie wie jak się myli. Inni ludzie, którzy z nim byli, zaczęli też biec w naszą stronę. Głupie stworzenia myślą, że mu pomogą? Jak głupim trzeba być, by wierzyć w coś takiego? Zbliżając się do mnie, tylko podzielili los swojego kolegi, wisząc teraz w powietrzu.

- Jak śmiecie mówić coś takiego o moim... tacie? Nie jesteście warci nawet by koło niego stać, wy nędzne, ludzkie istoty. - warknęłam, odrzucając ich od nas, nie zwracając uwagi nawet na to jak go nazwałam.

Usłyszałam śmiech Badr'a za sobą, czując zaraz jego ciepłą i dużą rękę na swojej głowie. Zaskoczona odwróciłam się do niego, widząc jego szczery uśmiech i jak patrzy na mnie swoim spokojnym wzrokiem. Skierował zaraz po tym swoje spojrzenie na grupkę leżących kilka metrów od nas ludzi.

- Wybaczcie, jednak moja córka tak reaguje, gdy ktoś zaczyna opowiadać o wojnie z takim zamiłowaniem i z taką pasją. Sam aż musiałem się zaśmiać, gdy o tym usłyszałem. - zaczął mnie głaskać po głowie, co bardzo lubię. - Przykro mi, ale nie interesują mnie już sprawy państwowe. Skupiam się raczej na przyziemnych sprawach. - wzruszył ramionami, ale jego słowa zdenerwowały tych idiotów jeszcze bardziej.

- Ty draniu... Skończ chrzanić! - krzyknął i zaczął biec z powrotem w naszą stronę.

- Nic się nie uczą. - mruknęłam.

Tym razem od razu wrzuciłam go do wody, jak najdalej, by miał trudniej dopłynąć do brzegu i by istniała możliwość zjedzenia go przez rekiny. Nikt nie będzie żałować takiego śmiecia jak on, więc mogę sobie na to pozwolić.

- Maria... - westchnął, zaczynając mocno czochrać moje włosy, co znienawidziłam od kiedy pierwszy raz to zrobił. Dobrze o tym wie i dlatego to robi zawsze, kiedy zrobię coś źle. - Co ci mówiłem o samodzielnym karaniu innych? - zaczął naciskać na moją głowę, będąc poważnym.

Zaśmiałam się jedynie nerwowo, odwracając wzrok, kiedy tylko się zaczął uśmiechać w bardziej przerażający sposób. Nie wiedziałam, że nawet on może mieć taką stronę.

Wyrzucona |Magi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz