16. Karaluch

159 14 0
                                    

Pięć lat zajmuję się Judal'em i razem przemierzamy ten wielki świat, odwiedzając chyba już większość Państw i innych nacji. Ten mały jest niestety strasznie dziecinny, nawet jeśli ma już dwanaście lat. Nie raz przez to miałam małe problemy, czy on, ale dawaliśmy sobie razem radę. Przez ten cały czas mogłam widzieć jego szczery i szeroki uśmiech, coraz częściej i słyszeć jego szczęśliwy śmiech. Te kilka lat były dla nas obu czymś nowym i byliśmy zadowoleni z naszego towarzystwa i tych przygód. Nauczyłam młodego pisania i czytania, by w razie czego mógł sobie pomóc sam. Judal strasznie się do mnie przywiązał i nie odstępuje mnie nawet na krok, bojąc się co może się stać, kiedy ja zniknę. Nie przeszkadza mi to, w końcu Sin też taki był. Tylko, że on skakał dookoła mnie i denerwował, a ten karaluch jest bardziej spokojny i jak na razie opanowany. Do tego okazało się, że jest czarodziejem i widzi to całe Rukh. Nigdy nie zapomnę jego miny, jak się dowiedział, że ja ich nie widzę, ale potrafię czarować. On też nie wie kim jestem na prawdę, ale chyba jemu powiem, by nie popełnić błędu jak w przypadku Sin'a. Tylko niech najpierw dojrzeje jeszcze trochę, na razie mogę mu tylko zdradzi część mnie, która coraz bardziej chce wyjść na zewnątrz. Moja moc wzrasta z każdym miesiącem, a moje zdolności się rozwijają. Dzięki temu byłam w stanie w końcu zamrozić mój wiek i moje ciało, bym się nie starzała. Jest to bardzo podobne do mojej ubłaganej nieśmiertelności, która czeka na mnie gdy tylko znajdę swoje powołanie. Wtedy nic mnie nie zrani. Jedyna rzecz, która mnie na razie zabije, to ja sama, inny Bóg lub Święty Miecz Bogów. Ale to by znaczyło, że jakiś inny Bóg musiałby zejść do tego świata, a to jest nielegalne. Wczoraj wykonałam to ciężkie zaklęcie, przez co moja magiczna moc jest prawie na wyczerpaniu i musiałam się położyć spać, choć zwykle chodzę raz na tydzień. Ten mały karaluch nieźle się zdziwił, ale dzielnie na mnie uważał i pilnował, by nikt mi nie przeszkodził. Sama uczyłam go używać swojej mocy, zauważając, że ma jej niepohamowane ilości. To nas odróżnia. Ja muszę czekać jeszcze na ten czas, aż nie będę musiała czerpać mocy z siebie, a z zewnątrz. 

Otworzyłam powoli zaspane oczy, patrząc na drzewo, w którym się znajdujemy. Z tego co czuję, to nadal nie odzyskałam swojej pełnej mocy, mając jej na prawdę niewiele. Co znaczy, że w razie niebezpieczeństwa będę musiała się posługiwać moją drugą połową, której nie za bardzo lubię i cały czas chce się wyrwać na zewnątrz. Powoli denerwuje mnie to uczucie bestii w swoim środku, która rozdziera cię pazurami i przyprawia o ból w całym ciele. Jeżeli tak dalej pójdzie, to będę zmuszona jednak ją wypuścić i zabić przynajmniej pół jakiejś wioski. Kiedyś nie miałam problemu tak jak teraz, pracując w barze, gdzie zabijałam przegranych, a później walcząc w Sasan. Jednak w ciągu tych pięciu lat wstrzymywałam się, nie chcąc by młody brał ze mnie pod tym względem przykład. Jeszcze pomyśli, że zabicie kogoś jest najlepszym rozwiązaniem, co nie jest prawdą. Staram się mu to wmówić i jak na razie działa, bo to on mnie głównie powstrzymuje przed rozerwaniem na strzępy jakiegoś idioty, który nas obraził lub coś nam "przez przypadek" zrobił. Ten karaluch jest na prawdę mądry i często mam wrażenie, że to raczej on dba o mnie niż ja o niego.

Poczułam ruch obok mnie i łaskoczące mnie czarne włosy. Ten karaluch też polubił spanie na mnie, używając mnie jako poduszki, a w szczególności moich piersi. On na prawdę przypomina mi moją pchłę. Niestety są w jakimś stopniu do siebie podobni, jeżeli chodzi o nasze relacje i zachowanie. Zaczęłam go głaskać po plecach moją nadal skutą w łańcuch dłonią, patrząc w górę, na konar drzewa w jakim jesteśmy. Mieliśmy kilka problemow ze znalezieniem jakiegoś miejsca do spania z dala od miasta i to było jedyne. Szybko się z tym uporaliśmy, sprzątając w środku i rozkładając futra zwierząt, by mieć ciepło w nocy. Nigdy się nie spodziewałam, że pewnego dnia będę żyć w pniu drzewa, ale jest tu strasznie wygodnie. Ale mimo tego długiego czasu, nadal nie zdjęłam swoich łańcuchów, czując się do nich za bardzo przywiązana. Mam wrażenie, że nosząc je odpokutuję za wszystko co zrobiłam. 

- Karaluchu. - mruknęłam, czując jak jeszcze bardziej się wtula w mój brzuch.

- Jeszcze chwilę. - ziewnął i zanurzył głowę w moich piersiach. 

Westchnęłam ciężko, bardziej okrywając go futrem i zaczynając głaskać po głowie. Strasznie czuła się zrobiłam. Tylko go rozpieszczam i się o niego martwię. Trzeba to zmienić.

- Bo cię zrzucę. - zmarszczyłam brwi, nie zaprzestając poprzedniej czynności.

- Okrutna. - prychnął i w końcu ze mnie wstał, siadając obok i jeszcze raz ziewając. - One-san, lepiej się już czujesz? - spojrzał na mnie czule, na policzkach mając lekki odcień różu, który pojawia mu się zawsze z rana.

- Mogło być lepiej, ale będzie dzisiaj ciężko mi używać magii. - westchnęłam, wstając do siadu i czując od razu ból w swoim środku. Cholera!

- One-san? - młody położył mi swoją dłoń na ramieniu.

Spojrzałam na niego, na co on się wystraszył i odskoczył ode mnie. A jednak to wychodzi ze mnie na zewnątrz. Patrzył w moje oczy ze strachem, który jednak po chwili zniknął. Zdziwiłam się, bo akurat takiej reakcji się nie spodziewałam. Myślałam, że raczej ucieknie, zacznie krzyczeć jaki to ze mnie potwór i mnie zostawi. Zamiast tego on przysunął się do mnie bliżej i się przytulił, twarz chowając w zagięciu mojej szyi. Moje serce przestało bić, co jest normalne dla mnie w tym stanie. Powoli podniosłam ręce, zauważając moje czarne szpony, na których widok się skrzywiłam. Starając się nimi nie przejmować, objęłam delikatnie młodego, nie chcąc go przez przypadek skrzywdzić.

- Co ci jest, one-san? Złapałaś jakąś chorobę? Ktoś ci coś zrobił, że tak wyglądasz? - mówił zatroskany w moje ramię.

- Nie, karaluchu, ja już taka jestem. Jestem potworem. - mocniej go do siebie przytuliłam, czując jak się powoli uspokajam.

- Dla mnie nigdy nie byłaś potworem. Nawet jeśli czasami jesteś straszna i zimna. - zaśmiał się i odsunął kawałek, by na mnie spojrzeć. - Kocham cię, one-san, nawet jeśli byłabyś najgorszym potworem tego świata. Tyle razy mi pomogłaś w ciągu tych kilku lat, więc nie wierzę, że mogłabyś mi coś zrobić. Nie znam cię przecież od wczoraj i wiem jaka jesteś, dlatego nie uważam cię za potwora. - uśmiechnął się szeroko, rzucając się po tym od raz na moją szyję.

Uśmiechnęłam się lekko, czując się od razu spokojna i widziałam jak moje pazury znikają. położyłam się z powrotem, mocno obejmując mojego małego karalucha. Najwyraźniej się do mnie przywiązał, skoro tak reaguje. Niestety, ale on też stał się dla mnie ważny. Prawie tak samo jak ta pchła, która co chwilę coś sobie robi i się rani, według swojej bransolety.

- Też cię kocham, karaluchu. - pocałowałam go lekko w czoło, zasypiając prawie na nowo.

Wyrzucona |Magi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz