Rozdział dwunasty

1.3K 140 85
                                    

Następnego ranka miał nadzieję uniknąć spotkania z Louisem. Dlaczego Tomlinson tak utrudniał mu życie, dlaczego nie chciał przyjąć „nie" za ostateczną odpowiedź?

Harry czuł się jak w pułapce, nie będąc przygotowanym na taki obrót spraw.

Postanowił zrobić cotygodniowe zakupy i odwiedzić przy okazji rodziców. Pomyślał, że psy się ucieszą z takiej wyprawy. Idąc, bacznie uważał, żeby nie spojrzeć w stronę domu. Wpuścił psy do samochodu, usiadł za kierownicą i przekręcił kluczyk w stacyjce. Samochód nie zareagował. Spróbował jeszcze raz i jeszcze raz. Bez powodzenia. Zdesperowany wysiadł i podniósł maskę, mimo że nie miał pojęcia, czego tam szuka. Nie zauważył żadnych zwisających przewodów, wszystko wydawało się być w najlepszym porządku.

– Coś się stało?

Aż podskoczył na dźwięk wysokiego głosu, który dobiegł zza jego pleców. Obrócił się i spojrzał prosto w oczy Louisowi. Rozdrażniło go to, że serce podeszło mu do gardła.

– Nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić. Dziękuję za zainteresowanie – odparł zimno, szukając ratunku w złości.

Louis był tego dnia w wytartych dżinsach i żółtej bawełnianej koszulce, która podkreślała jego sylwetkę. Spojrzenie miał jasne i czyste, jakby zbudził się wiele godzin temu.

– Na mechanice samochodowej też się znasz, co? Feministka bez skazy. Czy w ogóle jest coś, czego nie potrafisz?

Odwrócił się i z powrotem schronił w czterech ścianach domu.

Harry pożałował swego niezrównoważonego zachowania. Wciąż nie miał zielonego pojęcia, co robić, a przekreślił szansę pomocy. Przypomniał sobie ojca, który borykał się z takim samym problemem. Z całej siły oparł się na masce, rozbujał samochód i wskoczył do środka, żeby przekręcić kluczyk.

Czuł się idiotycznie, miał bowiem świadomość, że Louis najprawdopodobniej obserwuje go przez okno. W dodatku silnik i tym razem nie zaskoczył. Bezradnie walnął pięściami w kierownicę.

– Nadal kłopoty? – Louis jednak się pojawił.

– Co to może być? – jęknął Harry.

– Przekręć kluczyk, muszę posłuchać.

Styles niechętnie wykonał polecenie.

– Rozrusznik.

– Tyle to i ja wiem.

– Pewnie się zablokował.

– Już bujałem samochód.

– Wiem, widziałem – powiedział to z ironicznym uśmiechem.

– Sam spróbuj.

Wyraźnie nie wymagało to od niego wysiłku, ale skutku też nie przyniosło.

– Dokąd jedziesz?

– Po zakupy.

– Podwiozę cię.

Harry zignorował propozycję.

– Potem wybierałem się na cały dzień do rodziców.

– Nie ma powodu, żebyś zmieniał plany. Jestem do twojej dyspozycji.

– Nie musisz poświęcać mi swojego czasu – odpowiedział Styles z kwaśną miną.

– Rzeczywiście, nie muszę – odparł obojętnie Louis – Po prostu chcę. Poczekaj chwilę, przebiorę się i pojedziemy.

– A psy? – Harry nie sądził, żeby mężczyznę ucieszyli tacy pasażerowie w eleganckim BMW.

– Na pewno będą grzeczne. Położę koc na tylnym siedzeniu.

W pułapce [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz