Rozdział pierwszy

2.9K 182 149
                                    


OOPS, I DID IT AGAIN

Znowu napisałam jakieś coś, zamiast się zająć tłumaczeniami.

Byłam chora, trochę mi się nudziło i tak oto powstało to wspaniałe dzieło :D

Obiecuję się poprawić, jak tylko ogarnę swoje życie (mam nową pracę i stresuję się nią, tak, że ciężko mi się skupić na tłumaczeniach, ładnie proszę o wybaczenie).

Miłej lektury państwu życzę. I proszę dać znać w komentarzach, co sądzicie :)

P.S. Kompletnie nie znam się na łodziach mieszkalnych, więc jeśli coś pokręcę w trakcie pisania, to proszę mnie poprawić :D

P.S.2. Rozdziały będą się pojawiać jakoś dwa razy w tygodniu.

P.S.3. Dzięki @Kondziolina za okładkę i za jakże cenne uwagi co do treści :D




*******************************************************


Harry szedł energicznym krokiem między opuszczonymi magazynami, potrząsając długimi, czekoladowymi lokami. Na ramieniu miał wielką skórzaną torbę, a w ręku niósł walizkę. Wakacje w Hiszpanii udały się mu znakomicie, ale mimo to cieszył się z powrotu. Za chłopakiem biegły dwa psy, Skye i Lady, także szczęśliwe, że są już u siebie. Uśmiechnął się, rzuciwszy okiem na kanał. Bardzo lubił swój nowy, pływający dom. Ileż spokoju było w tym wodnym szlaku przecinającym Anglię! Kiedyś tego kanału używano do transportu węgla, piachu i różnych towarów, teraz poruszały się po nim przede wszystkim łódki wycieczkowiczów. Z tyłu za Harrym pozostało Stonely, rozrastające się miasteczko w hrabstwie Staffordshire, tutaj jednak, ledwie sto metrów dalej, świat był całkiem inny. Wchodziło się do królestwa piękna, przyrody i zatrzymanego czasu.


Harry zmarszczył brwi; uśmiech zastygł na jego twarzy, zauważył bowiem, że na wodzie brakowało wielu łodzi. Sąsiedzi często wypływali na dzień, tydzień czy nawet miesiąc, ale zniknięcie niemal wszystkich jednocześnie było czymś niesłychanym.


Stał przez chwilę, przyglądając się pustym cumowiskom. Nawet psy zdawały się wyczuwać coś złego, trącając go nosami w rękę i spoglądając na niego ciepłymi, brązowymi oczami.


– Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie – powiedział do nich.


Jego rodzicom nie podobał się pomysł, by zamieszkał w tym miejscu sam. Robin twierdził, że syn niepotrzebnie się naraża i ustąpił dopiero wtedy, kiedy Harry zgodził się wziąć z sobą oba psy. Okazały się wspaniałymi towarzyszami.


– Jak wakacje, Haz? – odwrócił się, słysząc te słowa.


– Świetnie, George, dziękuję.


Spod pokładu łodzi wyłoniły się ramiona i opalona, łysa głowa, otoczona wianuszkiem siwych włosów. Szaroniebieskie oczy patrzyły na Harry'ego spomiędzy siatki drobniutkich zmarszczek. George Miller był już na emeryturze, ale przez całe życie pracował na kanale jako przewoźnik. Miał na sobie biały podkoszulek, przez który biegły szelki. Z kącika ust niezmiennie zwisała mu fajka.


– Dużo się tutaj działo – powiedział ponuro.


– Właśnie widzę – Harry podszedł do niego i postawił walizkę na ziemi – Gdzie są wszyscy?


– Odpłynęli – odparł George, wzruszając kościstymi ramionami.


– Jak to odpłynęli? – zmarszczył brwi – Dokąd? Czemu?

W pułapce [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz