Marie była dzisiaj wyjątkowo wyspana i spokojna. Razem z grupką swoich gryfońskich przyjaciół wywinęła psikusa ślizgonom. Pozmieniali im kolor włosów, a niektórym głosy i sposób wysławiania się. To pozwoliło jej chociaż na chwilę zapomnieć o dzisiejszym spotkaniu z "królem węży".
Nie miała z nim dzisiaj ani jednej lekcji, z czego była niezmiernie szczęśliwa. W dodatku "świta" Riddle'a została przegoniona przez ulewę, którą Collins wywołała w Wielkiej Sali idealnie nad ich głowami.
Oczywiście nie została przyłapana.
Takie żarty były jej codziennością. Przez te kilka lat w tej szkole nigdy jej nie nakryli na robieniu takich dowcipów.Godziny mijały niebywale szybko, a stres gryfonki rosnął z każdą minutą coraz bardziej. Dlaczego tak bardzo bała się porozmawiać z Tom'em?
Przecież to zwykła, kulturalna rozmowa na błoniach. Co może się stać?Jej stres osiągną zenitu, gdy stanęła naprzeciwko ślizgona. Zachowała pomiędzy nimi dystans około czterech metrów.
-Nie gryzę. - Tom zaczął powoli podchodzić do rudowłosej, na co ta się cofała. Robiła to automatycznie. Jej podświadomość najwyraźniej postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wyczuwała zagrożenie ze strony młodego czarodzieja.
-Nie byłabym tego taka pewna. - Burknęła pod nosem. Wzrok nadal miała tępo utkwiony w swoim exprzyjacielu.
-Boisz się mnie? - Rozbawiony chłopak zatrzymał się, co uczyniła również gryfonka.
-Wolne żarty! - Prychnęła zawstydzona błękitnooka i zaczesała do tyłu spadające na jej czoło włosy.
-W takim razie, dlaczego się cofasz? - Riddle założył ręce na piersi, padawczo przyglądając się czarownicy.
-Bo śmierdzisz. - Odparła bez zastanowienia. Skłamała, jednak nie mogła powstrzymać się od tej złośliwej uwagi. W końcu taka natura rudej.
-Ha ha. Bardzo śmieszne. - Chłopak niby zirytowany prychnął głośno, jednak na ustach widniał mu rozbawiony uśmiech.
-Nie boję się ciebie Riddle. Co to za brednie? - Na potwierdzenie swych słów podeszła do niego tak, że tym razem odległość między nimi mierzyła zaledwie metr. - Teraz do rzeczy. Po co mnie tu "zaprosiłeś"?
-Chciałem porozmawiać i... Zakopać topór wojenny. - Tom odwrócił wzrok w stronę jeziora. Te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. Gdyby nie fakt, że nauczyciele zaczęli coraz bardziej lubić gryfonke, Riddle nigdy by tego nie zaproponował.
Prawdę mówiąc zlęknął się na myśl, że nie byłby tym "ulubieńcem" nauczycieli.-Piłeś, czy nawdychałeś się oparów z eliksirów? - Collins była szczerze zdziwiona. Nigdy nie sądziła, że usłyszy coś takiego z ust chłopaka.
- Dlaczego tak myślisz? W końcu kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi, nie może być tak jak kiedyś? - Ślizgona męczyło dziwne uczucie. Gdzieś w środku bolało go to, że kłamał Marie prosto w oczy.
-Nie, nie może. - Położyła ręce na swoich biodrach i kontynuowała. - Myślisz, że po tylu latach możesz tak po prostu zapytać o "zakopanie toporu wojennego"? - Złość powoli narastała w jej drobnym ciałku, co spowodowało drżenie różowych warg i bladych dłoni dziewczyny.
-Ja tylko... - Riddle nie mógł dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ uniemożliwiła mu to rudowłosa.
-Co ty tylko? Nienawidzę cie Tom i nie będę tego ukrywać. To ty wszystko zniszczyłeś, to przez ciebie straciliśmy kontakt. - Oddech Collins przyśpieszył, a jej oczy zaszły słonymi łzami. - Dla mnie jesteś skończony. Nie naprawisz tego.
Ślizgon z niedowierzaniem przyglądał się zapłakanej dziewczynie. Dziwne uczucie w jego sercu nasiliło się, a on sam był jak przykuty do ziemi.
-Nie rozmawiaj już ze mną na ten temat, w ogóle ze mną nie rozmawiaj. - Marie Przetarła oczy rękawem szaty, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Tom dopiero teraz zaczął sobie uświadamiać, jak wtedy zranił swoją przyjaciółkę. Przestał odzywać się do niej z dnia na dzień, w dodatku obrażał ją i wyzywał od zdrajców krwi.
-Chcesz czy nie, będę walczyć o to co zepsułem...
CZYTASZ
Gryffindor's Heart || Tom Riddle (ZAWIESZONE)
FanfictionZastanawiało was kiedyś jak cienka jest granica pomiędzy przyjaźnią, a nienawiścią? Jest ona cieniutka jak nitka, którą najmniejsze szarpnięcie może zerwać. Jeszcze cieńszą granice tworzą miłości i nienawiść. "Do zakochania jeden krok" jak to maw...