Chapter Eight

1.8K 129 29
                                    

(Ten rozdział oparty jest głównie na postaci Carolline, by zapoznać was z jej osobą.)


-Co ty mi sugerujesz? - Rudowłosa zirytowana dokonała ostatnich poprawek w fryzurze.

-Ja ci nic nie sugeruje. Mówię, żebyś uważała na tego Tom'a. Dobrze wiesz jakim jest człowiekiem...

-Jakim? Naprawdę nie mam pojęcia o co ci chodzi Carolline. On się zmienił, już nie jest taki jak dawniej.

-Masz rację, zmienił się. Na gorsze. - Przyjaciółka Marie traciła do niej cierpliwość. Nie ukrywała swojej niechęci do ślizgona, jak i tego, że to całe ,,odbudowanie starej przyjaźni" wcale jej się nie podobało. Była pewna, że chłopak coś kombinuje.

-Licz się ze słowami. Riddle żałuje tego, jak mnie potraktował kilka lat temu i...

-Jesteś taka naiwna! Przecież to widać, że mu na tobie nie zależy. Będziesz później żałowała. - Blondynka zdenerwowana opuściła swoje dormitorium, a kroki skierowała w stronę Pokoju Wspólnego. Gdy już zasiadła na miękkej kanapie, otoczyła ją grupa przyjaciół, którzy czekali w napięciu na to, aż blondynka zda relacje z przeprowadzonej wcześniej rozmowy.

-Jak poszło? - Will przerwał męczącą ciszę, za co zgromadzeni byli mu niezmiernie wdzięczni.

-Nijak. Broni go jak lwica młodych. Znowu widzi w nim przyjaciela, heh, ciekawa jestem ile ta "wielka przyjaźń" będzie trwać. - Zdegustowana dziewczyna jedną ręką złapała się za głowę.

-Jak tak dalej pójdzie to wszystko dla niego poświęci. W tym naszą przyjaźń. - Victor opuścił ręce wzdłuż ciała i całym ciężarem opadł na czerwony fotel.

Trójka przyjaciół rudowłosej starała się wymyślić coś, co oddali ją od ślizgona. Martwili się o nią, ponieważ wiedzieli jaki jest Riddle. Dla nich był zwykłym ścierwem. Spokojnie mogli porównać go do mugolskiego niemca, Hitlera.

Blondwłosa dziewczyna powoli przechadzała się po hogwarckich korytarzach. Do piersi mocno przyciskała grubą książkę w bordowej, skórzanej oprawie. Jasne kosmyki łaskotały jej zaróżowiałe od zimna policzki, a chłodny wiatr drażnił jej trupio bladą cerę.
Barwy Gryffindoru dumnie zdobiły jej szatę, która była jej jedynym okryciem w tej chwili. Pod oczami młodej czarownicy widniały delikatne cienie, a same piwne ślepia były zaczerwienione, co sugerowało, że Holmes przed chwilą płakała. Potwierdzały to zaschniętnie ślady łez na twarzy dziewczyny.

Do rozklejenia się doprowadził list, który po obiedzie dostała od ojca. Żałowała, że nie było jej teraz w domu. Nie mogła tak po prostu wrócić do swojej wioski, ponieważ później nie wyrobiłaby z tematem.
Najbardziej żałowała jednak tego, że nie mogła być przy powoli umierającej matce. W liście ojciec Carolline napisał o pogarszającym się z dnia na dzień stanie zdrowia swojej żony.

Blondynka nigdy nie posiadała mocnej psychiki. Była typem osoby delikatnej, kruchej i słabej. Problemy jakie runęły na nią, jak i na jej rodzinę powoli ją wykańczały. W dodatku coraz częstsze kłótnie z Marie... Nie miała na to siły, straciła chęci do wstawania rano z łóżka.
Jednak robiła to dla nich. Dla swoich przyjaciół, którzy za wszelką cenę próbowali wspierać blondynkę. Nieświadoma sytuacji w jakiej znajdowała się piwnooka, była tylko Collins. Gryfonka nie miała kiedy powiedzieć o tym swojej przyjaciółce, ponieważ ta ostatnio, spędzała każdą wolną chwilę z Tom'em.

Riddle.
Na samo to nazwisko dziewczynie robiło się niedobrze. Nienawidziła go i nie umiała tego ukryć. Nie potrafiła jednak postawić się postrachowi szkoły. Dlaczego? Ponieważ pochodziła z mugolskiej rodziny. Ślizgoni, którzy murem stali za czarnowłosym, zniszczyliby jej życie, gdyby ta zrobiłaby cokolwiek naprzeciw chłopakowi.

Nawet nie zauważyła kiedy nogi same pokierowały ją na wieżę astronomiczną.
Patrząc na pierwsze gwiazdy, które pojawiały się na ciemno-niebieskim niebie, poczuła dziwny spokój ogarniający jej ciało. Chyba znalazła swoją "Oazę Spokoju".

Tymczasem w pokoju wspólnym gryfonów atmosfera była dziwnie napięta.

-Jak ona mnie ostatnio irytuje! Wszystkiego się czepia, w dodatku jak staram się z nią pogadać normalnie, to ta strzela focha i później muszę ją przepraszać! - Zdenerwowana rudowłosa chodziła w te i we wte. Jej narzekań wysłuchiwać musiał Will, który starał się ją ignorować zatapiając wzrok w lekturze.

-Nie interesuje się moimi problemami. Gdy próbuje jej o nich powiedzieć to "wielka pani Carolline" oczywiście wyłącza się i ma wszystko w dupie! Pieprzona egoistka. - W tym momencie Vetter nie wytrzymał. Z głośnym trzaskiem zamknął książkę, którą czytał i wlepił w Marie mordercze spojrzenie.

-To ty jesteś egoistką! Myślisz tylko o swoich problemach i nie pomyślisz, że ktoś również może je mieć! - Szatyn podniósł się gwałtownie, o mało niewywracając krzesła. -Car codziennie budzi się ze strachem, że już nigdy nie zobaczy swojej matki! Żyje w lęku przed ślizgonami, którzy w każdej chwili mogą przyczepić się do niej za jej pochodzenie, a ty masz czelność jeszcze mieć do niej pretensje?! W dodatku o takie rzeczy?! - Will założył na ramię torbę i westchnął ciężko. -Zmieniasz się w niego Collins.

Ruszył w stronę swojego dormitorium, zostawiając zszokowaną rudowłosą w pokoju wspólnym.

-Czy to moja wina?

Gryffindor's Heart || Tom Riddle (ZAWIESZONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz