Zasnęłam wtulona w bok Camili i wszystko byłoby okej, gdybym po przebudzeniu nie miała założonych kajdanek. Zmarszczyłam brwi czując metal zaciśnięty na moich nadgarstkach. Z wielkim trudem usiadłam, co swoją drogą wyglądałoby komiczne gdyby ktoś mnie obserwował. Nie miałam pojęcia która jest godzina, ale skoro jeszcze miałam zapalone światło, a na mojej szafce nie było ani śladu kolacji, musiało być przed dziewiętnastą. Na tyle, na ile mogłam przeciągnęłam się i usiadłam na krześle. Tutaj naprawdę można było zwariować. Nieskazitelnie białe ściany, zero okien, tylko ciężkie, metalowe drzwi i jaskrawe światło jarzeniówki, od którego bolały oczy. Nawet żadnego pająka, który byłby ciekawym towarzyszem, pomijając moją arachnofobię. Nudziłam się, strasznie się nudziłam, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Gdybym chociaż nie miała tych cholernych kajdanek, to mogłabym poćwiczyć czy coś, ale one to wszystko uniemożliwiały. Zawsze byłam samotnikiem, ale aż taka samotność mnie dobijała. Byłam już zmęczona psychicznie i obolała. Nie wiem jak długo spałam w tej niewygodnej pozycji, ale to zdążyło się odbić na moim samopoczuciu. Nagle zza drzwi usłyszałam kroki, ktoś się zatrzymał, a potem był tylko zgrzyt zamka i skrzypienie otwieranych drzwi. Byłam pewna, że to Camila, bo na samym początku zaznaczyła, że tylko ona może wchodzić do mojej celi, więc wstałam z krzesła i z niecierpliwością patrzyłam kto wejdzie do środka. Okazało się, że miałam rację, gdy usłyszałam jej ciche:
-Kurwa.
Nie odzywałam się czekając na to co zaraz się wydarzy i na cholerne wyjaśnienia dlaczego mam na nadgarstkach kajdanki. Uniosłam wyżej głowę i zmieniłam minę na obojętną, żeby ukryć fakt, że cieszę się z jej wizyty, a pokazać swoje niezadowolenie ze skrępowania mnie w trakcie snu.
-Ooo, nie śpisz? - Zapytała z uśmiechem, gdy zauważyła, że stoję kilka kroków od niej, ale uśmiech spełzł z jej ust, w momencie, w którym zobaczyła moją minę. -Przepraszam. - Akurat tego się nie spodziewałam. - Musiałam to zrobić, bo zajrzał tu jeden ze strażników i zapytał co robię. - Odłożyła tackę z parującym posiłkiem na stolik, a potem podeszła do mnie i rozpięła kajdanki. - Bardzo cię boli? - Przesunęła kciukami w miejscach, gdzie jeszcze chwilę temu były metalowe obręcze, a potem złożyła delikatne pocałunki na obu moich nadgarstkach.
-Było mi niewygodnie. - Powiedziałam cicho.
-Wiem, wiem. - Przeniosła dłoń na mój policzek. - Nie chciałam tego robić, ale to była jedyna sensowna wymówka na tamten moment, kochanie. - I tym momencie jej wybaczyłam, chyba byłam jej zbyt uległa, wystarczył dotyk i czułe słówko i zrobiłabym dla niej wszystko. Przymknęłam oczy i westchnęłam.
-Rozumiem.
-Więc nie jesteś zła? - Zapytała ostrożnie.
-Nie. - Spojrzałam w te czekoladowe oczy, w których malowała się wyraźna ulga.
-Cieszę się. A teraz zjedz, bo wystygnie, a musiałam się nieźle namęczyć, żeby to tutaj wnieść. - Usiadła na krześle i pociagnęła mnie na swoje kolana.
-Która godzina?
-Dwudziesta druga. - Objęła mnie ramionami w talii.
-Dlaczego dopiero teraz dostałam kolację?
-Bo nie chciałam cię obudzić i zarazem wzbudzić podejrzeń, bo długo u ciebie przesiaduję, no i to moja kolacja. Twoja jest już dawno zjedzona, przez jakąś randomową osadzoną.
-A czemu mam zapalone światło?
-To akurat nie będzie działo się zbyt często. - Zaczęła tłumaczyć. - Kazałam się wszystkim wynieść z oddziału, tłumacząc to tym, że jeszcze nie dostałaś nauczki i że chcę to zrobić bez zbędnych świadków.
-Posłuchali? - Zdziwiłam się, przecież to śmierdziało na kilometr.
-Zawsze słuchają. - Uśmiechnęła się dumnie.