#4

1K 72 17
                                    

Przemierzalam właśnie las Kraju Ognia w poszukiwaniu jakiegokolwiek schronienia.
Po kilkugodzinnej wędrówce natrafiłam na jaskinie schowaną w korzeniach drzew.
-Chyba zostanę tu trochę dłużej niż jedną noc-powiedziałam sama do siebie.
Słońce już dawno zaszło, a mi zaczęło robić się zimno.
Postanowiłam opuścić moje tymczasowe schronienie i udać się w poszukiwaniu gałązek na ognisko.
Nieoczekiwanie przede mną pojawiła się dwójka mężczyzn, którzy byli ubrani w czarne płaszcze z czerwonymi chmurami.
-Zaraz, zaraz. Gdzieś już widziałam te płaszcze. To na pewno musi być Akatsuki. -pomyślałam.
-Jestem Itachi Uchiha, a to Kisame Hoshigaki-odparł czarnowłosy.-Przyszliśmy aby zabrać cię ze sobą do siedziby.
-A co jeżeli się na to nie zgodzę-powiedziałam i w tym samym momencie skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Nagle użytkownik Sharingana pojawił się przede mną, a ja po chwili widziałam już tylko ciemność.
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, które nie przypominało mi żadnego z miejsc w których dotychczas byłam.
Chwile później moje oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku i mogłam dostrzec zarys szafy stojącej w rogu pokoju a obok niej było biurko.
Ja sama leżałam na łóżku.
Drzwi do pomieszczenia się otworzyły a w nich stanęła niebiesko włosa dziewczyna.
-Nazywam się Konan. Lider oczekuje na twoje przybycie. Poczekam na ciebie na zewnątrz-odparła po czym wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Podniosłam się z łóżka i udałam się w stronę wyjścia z pokoju.
Razem udaliśmy się do gabinetu w którym już czekał na mnie lider.
Zapukałam delikatnie i po usłyszeniu krótkiego lecz donosi ego słowa-wejść-weszłam do środka.
-Witaj Kuroi. Jestem Pain i chciałbym abyś dołączyła do mojej organizacji.
-A co jeżeli odmówię?
-Nie możesz odmówić No chyba ze chcesz umrzeć.
-Jakby zabicie mnie było możliwe, ale w sumie to i tak nie mam gdzie iść wiec zgadzam się.
-Dobrze. W takim razie Konan zaprowadzi cię do sali głównej abyś zapoznała się z pozostałymi członkami. Ja zaraz do was dołączę.
Przed opuszczeniem gabinetu dostałam płaszcz oraz pierścień ze znakiem Shi (smierć).
Przemierzałyśmy właśnie korytarz.
Po około 10 minutach dotarłyśmy do dość dużego pomieszczenia w którym znajdowało się na oko 6 osób.
Wyraźnie o czymś dyskutowali i nawet nie zwrócili uwagi na nasze przybycie.
-Cisza!-krzyknęła Konan-Pain zaraz tu będzie
Natychmiastowo wszyscy ucichli i odwrócili się twarzami w naszą stronę.
W tym samym momencie na sale wszedł lider.
-Przedstawiam wam Kuroi Uchihę. Od dzisiaj będzie jedną z was wiec mam nadzieje ze się dogadacie. Teraz jej się przedstawcie. A i jeszcze jedno.
Kakuzu, Kuroi od dzisiaj będzie twoją partnerką.-odparł Pan po czym wyszedł z pomieszczenia.
Wszyscy zaczęli do mnie podchodzić i się przedstawiać.
-Cześć jestem Deidara. Co myślisz o sztuce, un?-zapytał chłopak o długich blond włosach i kitce.
-Moim zdaniem sztuka to coś co utrzymuje się przez chwile. Taki ulotny moment jak np. Wybuch. Chyba wiesz o czym mówię?-odparłam
Na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech.
-Jeżeli chcesz mogę ci taki pokaz sztuki pokazać-powiedział z uśmiechem.
-Bardzo chętnie.-Odwzajemniłam jego gest.
-A i tak w ogóle to lepiej uważaj na Kakuzu-natychmiastowo uśmiech zszedł mu z twarzy-z tego co mi wiadomo to zabił wszystkich swoich dotychczasowych partnerów.
-O to nie musisz się martwić. Nic mi się nie stanie.
Po zapoznaniu się ze wszystkimi ruszyłam w stronę mojego pokoju.
Na szczęście pamiętałam drogę.
Weszłam do środka i pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z torby telefon oraz głośnik.
Sparowałam je ze sobą i puściłam moją ukochaną playlistę, bez której nie przeżyje nawet jednego dnia.
Muzykę na pewno było słychać na korytarzu lecz nic sobie z tego powodu nie robiłam.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam przeglądać internet.
Na tym zajęciu spędziłam około 5 godzin.
Nagle drzwi do mojego pokoju zostały wywarzone.
Nawet tego nie zauważyłam.
-Siemka Kuroi. Zapewne się mnie tu nie spodziewałaś. Kuroi? Ej Kuroi?!
Nagle ktoś dotknął mojego ramienia.
Podskoczyłam ze strachu.
Odwróciłam się w stronę tej osoby którą okazał się nie kto inny niż Orochimaru.
-A ty jak zwykle żyjesz w swoim świecie-zaśmiał się lekko.
-Co ty tu robisz?-uśmiechnęłam się szyderczo po czym podałam-Wujaszku.
-Kiedyś cię za tego wujaszka zabije-krzykną na mnie.
-Tak jak ci mówiłam możesz tylko próbować.
Na rozmowach spędziliśmy kolejne kilka godzin.
Nim się obejrzałam była już 23.28.
Człowiek waż postanowił opuścić pomieszczenie.
Wzięłam ze sobą czyste ubrania i ruszyłam pod prysznic.
20 minut później byłam już Umyta.
Wyłączyłam muzykę i udałam się w objęcia Morfeusza.

Jashin moim bogiem  [W Trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz