#3

505 40 4
                                    

Obudziłam się jak zwykle ze wschodem słońca.
Do mojej pierwszej lekcji zostały jeszcze 2 godziny wiec niespiesznie się ubrałam.
Nałożyłam czarny top, tego samego koloru spodnie, buty shinobi a na szyi zawiesiłam naszyjnik z symbolem Jashina.
Włosy spięłam w kitka zostawiając grzywkę zasłaniającą pół twarzy.
Na buzie naciągnęłam czarną maskę, a na ręce rękawiczki bez palców i ruszyłam w stronę pobliskiego lasku aby trochę odetchnąć.
Spędziłam tam 2 godziny co znaczy ze byłam spóźniona do akademii.
Nic sobie z tego nie robiłam.
Ruszyłam powolnym krokiem w stronę szkoły.
Weszłam do klasy jak gdyby nigdy nic i nie zwracając uwagi na innych usiadłam z tyłu przy oknie w pustej ławce.
Cała lekcja mi minęła na patrzeniu się w okno.
Zadzwonił dzwonek na przerwę.
Wszyscy opuścili sale.
Zostałam tylko ja i nauczyciel.
Nie zwracałam uwagi na to ze coś do mnie mówi.
Mój wzrok nie odrywał się od okna.
Może to zabrzmi dziwnie lecz na tym zajęciu mogłabym spędzić cały dzień bo bardzo mnie to uspokaja.
Odgania moje myśli od tego ze mogłabym kogoś z klasy poświecić.
Nagle poczułam ze ktoś łapie mnie za ramie.
Odwróciłam się w stronę tej osoby którą okazał się mój nauczyciel.
-Możemy porozmawiać?-zapytał
-Nie mamy o czym-odparłam oschle na co on się zdziwił.
-Chciałbym spotkać się z twoimi rodzicami
-To jest niemożliwe, od dawna już nikogo nie mam.
-Jak to możliwe?!
-Normalnie. Proszę teraz mi wybaczyć ale muszę już iść.
Opuściłam sale zostawiajac w niej zdezorientowanego nauczyciela.
Ruszyłam do lasu znajdującego się kawałek za wioską.
Siedziałam na drzewie i próbowałam się uspokoić.
-Dlaczego musiał poruszać temat mojej rodziny? Nienawidzę go za to-wrzasnęłam na całe gardło.
Nagle wyczułam czyjąś obecność wiec wyciszyłam swoją czakrę najbardziej jak tylko mogłam i teleportowałam się do "domu".
-Mam nadzieje ze nie usłyszał tego co mówiłam-powiedziałam sama do siebie.
Udałam się do mojego pokoju i położyłam się na łóżku.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Nad ranem gdy się obudziłam zeszłam na dół do kuchni aby przygotować sobie śniadanie.
Wyczułam czyjąś obecność. Nie odwracałam się tylko odparłam.
-Czego chcesz Orochimaru?!
-Czyli jednak mnie znasz?
-A jak tu nie znać jednego z trójki legendarnych Sanninów.
-Co racja to racja. A co się stało z twoim opiekunem?
-Nie żyje a co?
-Kto go zabił?
Irytujący człowiek.
-Ja, bo miałam go dość. Przy nim nie miałam ani chwili wytchnienia. Niech zgadnę to ty kazałeś mu trenować mnie na maszynę do zabijania?!
-Nie mylisz się. Jak zawsze bystre z ciebie dziecko
-Ja ci zaraz dam dziecko. -odparłam najzimniej jak potrafiłam.
Chwyciłam nóż leżący na blacie i lekko drasnęłam jego skórę.
Po jego policzku spłynęła kropla krwi.
-Tylko na tyle cię stać?!-zaśmiał się szyderczo.
Nic mu się odpowiedziałam tylko oblizałam ostrze z czerwonej cieczy.
Moja skóra zmieniła kolor na czarny z białymi elementami symbolizującymi kości.
Na jego twarzy wymalował się jednocześnie strach jak i podziw.
Na ziemi własną krwią wymalowałam znak Jashina.
Nożem przebiłam sobie przedramię.
Z tego samego miejsca u Orochimaru zaczęła lecieć krew a on starał się zatamować krwawienie.
-Chyba wiesz co się stanie jak przebije serce?!-zapytałam jednocześnie szyderczo się uśmiechając.
-Jesteś dużo silniejsza niż przypuszczałem. Jeżeli chcesz mogę nauczyć cię kilku technik.
-W sumie to i tak nie mam nic ciekawego do roboty wiec nich ci będzie.

Raz w tygodniu przychodził do mnie aby uczyć mnie co rusz to nowej techniki.
Szybko je opanowywałam co bardzo dziwiło Orochimaru.
Ukończyłam akademie i w tym czasie opanowałam dużo technik oraz poznałam Kabuto czyli podwładnego Sannina.
Od naszego senseia cała drużyna dostała zgłoszenia do egzaminu na chunnina.

Nastał właśnie dzień egzaminu.
Cieszyłam się bo słyszałam ze Kabuto będzie startował a nie widziałam się z nim już dobre kilka miesięcy.
Razem ze swoją drużyną byłam już na miejscu.
Zobaczyłam w tłumie dobrze znaną mi postać, która zaczęła kierować się w stronę mojej drużyny.
-A wiec to wy jesteście tegorocznymi kotami?!
Wszyscy odwrócili się w stronę szarowłosego.
-Kabuto-rzuciłam się chłopakowi na szyje.
Wszyscy patrzyli na nas z niedowierzaniem.
No trudno się dziwić.
Rzucam się człowiekowi na szyje i jeszcze się przy tym uśmiecham.
-Dawno to my się nie widzieliśmy, Kuroi.
-Trochę za tobą tęskniłam. Lepiej powiedz co u wujka bo ostatnio się z nim nie widziałam.-odparłam złośliwie się przy tym uśmiechając.
-Przecież wiesz ze on nie lubi jak go tak nazywasz.
-Ale ja lubię mu dokuczać.
-Oj uwierz ze pewnego dnia on cię za to zabije.
-Jakby nie wiedział ze jest to nie możliwe.

Jashin moim bogiem  [W Trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz