Rozdział 25

1.6K 88 7
                                    


Amber

Najzabawniejsza w całym wyjeździe była postawa chłopaków. Kłócili się o to, który jest najlepszym survivalowcem, który jest najtwardszy, ale jak doszło co do czego, to siłują się z rozłożeniem namiotów dobrą godzinę. A postępów nie widać.

- Zaklepuję to miejsce! - krzyczał po raz setny Marshall stojąc pod jedną z sosen. Nawet nie przyniósł z auta wszystkich swoich rzeczy, nie miał pojęcia jak się zabrać za rozbicie obozu, ale ON ZAKLEPUJE TO MIEJSCE. 

- Zamknij się, nikt nie chce twojego głupiego miejsca. - mruknął Aiden dopasowując do siebie części szkieletu namiotu. Siedział na ziemi z nogami rozwalonymi w dwie różne strony i z wytkniętym językiem łączył kolejne patyczki. Wyglądał jak przerośnięty, mały chłopiec pracujący nad nowym zestawem klocków lego. 

- Amber! Gotowe! - odwróciłam się w stronę, z której dobiegł głos mojej dziewczyny. Rachel stała z rękami założonymi na biodra, nad idealnie postawionym namiotem. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam z powrotem, by zobaczyć miny chłopaków. 

Gdybyśmy byli postaciami kreskówek, trzeba by było zbierać ich szczęki z ziemi. 

- Tak jest, moja dziewczyna rządzi. - powiedziałam podchodząc do Rache i obejmując ją ramieniem. Nie wiedziałam czy mam paranoję i wydaje mi się, ale byłam w tamtym momencie pewna, że blondynka wzdrygnęła się. Podniosłam głowę, by na nią spojrzeć. 

- No pewnie, że tak. - Rachel uśmiechnęła się ukazując idealnie białe ząbki. Nie dałoby się tego po niej poznać, ale przysięgłabym, że ułamek sekundy wcześniej była zmieszana i... conajmniej zdegustowana. Poczułam ukłucie w brzuchu. 

Nie, nie mogłam wymyślać sobie jakiś niedorzecznych rzeczy. Kocham Rachel, a ona mnie. Było to dla mnie tak niewyobrażalnie piękne, że aż niemożliwe i zaczynałam sobie stwarzać w głowie jakieś idiotyzmy. 

Jakby na potwierdzenie moich myśli, Rachel pochyliła się i pocałowała mnie delikatnie. Uśmiech od razu wpełzł na moje usta i wszystkie wątpliwości odeszły w zapomnienie. 

- Dobra dobra, wystarczy tych czułości. - Erin właśnie wyrzuciła na środek naszego obozowiska  patyki i kawałki znalezionego w lesie drewna. - Nie zapominajcie, że są wśród was single. Chyba nie chciałybyście żebym rzuciła się w rozpaczy do oceanu, co? - Dziewczyna odgarnęła krótkie kosmyki ciemnych włosów i spojrzała na nas pytająco. 

- Spokojnie, jeśli czujesz się samotna, szepnij mi tylko słówko. Nie pozwolę żebyś marzła nocami. - Marshall stanął obok Erin obejmując ją swoim wytatuowanym ramieniem. Nie przestawał się szczerzyć patrząc to na Erin, to na nas. 

- Oh domyślam się Marsh. Bardzo dziękuję za twoją propozycję i będę o tym pamiętać. 

Momentalnie wymieniliśmy we czwórkę porozumiewawcze spojrzenia. Z tego co wiem Scott i Aiden już się założyli, kiedy oni się zejdą. 

- Dobra, my tu gadu gadu, ale zaraz zupełnie się ściemni, a wy nie będziecie mieli gdzie spać. - Powiedziała Rachel wydostając się spod mojego uścisku i ruszyła w stronę chłopców. - pomogę wam z tymi namiotami, jeśli rozpalicie ognisko. Chyba, że to też was przerasta...? - Scott i Aiden siedzący obok siebie przechylili głowy w prawo w identyczny sposób i spojrzeli na blondynkę sarkastycznie. Ich ego musiało naprawdę strasznie ucierpieć, ale w końcu usiedli nad drewnem, a Rache zajęła się namiotami. 

- Erin, masz swój namiot? - spytałam podchodząc do dziewczyny. Zawahała się chwilę i zaczęła czegoś szukać w pamięci. 

- Na pewno mam śpiwór, karimatę i plecak. - wymieniała powoli - Ty i Rachel macie jeden namiot, Aiden śpi razem z Marshem, a Scott ma osobny tak? - potwierdziłam ruchem głowy. - Poczekaj, poszukam w samochodzie, musiałam przecież wziąć ten namiot. 

Nic już nie ogarniamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz