Rozdział XV: List pełen skrywanych uczuć

56 11 2
                                    

Początkowa niechęć wobec pozostania w rodzinnym domu matki nieco się zmniejszyła, kiedy zacząłem dostrzegać oczywiste korzyści, wynikające z kontaktu z mieszkającymi tu krewniakami. Strofowany na każdym kroku, uczyłem się zasad i manier, nabierając niego ogłady. Nie czułem się już wyłącznie jak antylopa wrzucona między stado wygłodniałych lwów, chociaż nie sądziłem, bym prędko pozbył się nabytych manier. Mimo wszystko, większość życia spędziłem z dala od arystokratów i niełatwo było wyplenić ze mnie zachowania, nieprzystojące osobom wysoko urodzonym.

Moja obecność w domu babki miała sprowadzać się do jak najszybszego zapoznania się z zebranymi przez ród zapiskami, niestety, kobieta usilnie starała się przeszkodzić mi w uskutecznianiu swoich zamiarów, co przypisałem jej niechęci do mojego wyjazdu, który, wraz z postępami, nieuchronnie się zbliżał. Nie miałem serca jej powiedzieć, że nie zostanę tu dłużej niż zaplanowałem... czemu relacje międzyludzkie musiały być taki skomplikowane?

Bywały chwile, kiedy żałowałem przyjazdu, zwłaszcza w momentach, kiedy niemalże dochodziło do ujawnienia mojej tożsamości. Ciężko było zapanować nad euforią, która ogarnęła babkę, na całe szczęście miała w sobie jeszcze nieco rozsądku, który nakazywał jej zachować milczenie. Jednak nie to było we wszystkim najgorsze.

Spędzałem czas głównie w bibliotece, ślęcząc nad stosami pergaminów, których stopniowo ubywało ku mojej uldze. Właśnie w jednym z tych momentów, kiedy cisza i spokój były najbardziej pożądane, zjawiła się, uśmiechając w tajemniczy sposób, od którego zadrżałem. Nie trudno było zgadnąć, że coś planowała.

– Przybędzie dzisiaj moja przyjaciółka – oznajmiła, kładąc pomarszczoną dłoń na moim ramieniu. Spojrzenie skierowałem na srebrny sygnet, zanim stwierdziłem, że elegantsze byłoby patrzenie na swojego rozmówcę. – Będzie jej towarzyszyć córka, o rok od ciebie starsza, jeśli dobrze pamiętam, ale pomyślałyśmy, że przyda ci się towarzystwo dobrze ułożonej panny.

Zesztywniałem momentalnie, posyłając jej zaskoczone spojrzenie. Mój umysł próbował zanalizować dostarczone mu informacje. Słowa towarzystwo i panna obijały się w uszach, zapowiadając zbliżający się ból głowy. Tyle by było, jeśli chodzi o spokój.

– Jak sobie życzysz, babciu – odpowiedziałem, kiedy zorientowałem się, że zapadła nieprzyjemna cisza. Nawet bez znajomości reguł grzeczności wiedziałem, że moje zachowanie nie było stosowne. Wypadało odpowiedzieć. Powoli zaczynałem rozumieć, jak ciężkie życie musiał wieść Salazar, podporządkowany tym zasadom przez całe życie. – Nie jestem dobrym kompanem, jak zapewne zauważyłaś, nie wiem zatem, czy to dobry pomysł skazywać ją na moje towarzystwo – dodałem z nadzieją, że zrozumie aluzję, iż nie mam najmniejszej ochoty z nikim się zapoznawać.

– Nie bądź zbyt surowy wobec siebie, kochanie. – Rozpromieniła się i poklepała mnie po policzku. Byłem na straconej pozycji. – Chciałabym, abyś poznał ją z jednej, prostej przyczyny: to niesamowita, młoda panna, dopiero co wprowadzona do towarzystwa, a niejedna dama mogłaby uczyć się od niej kurtuazji. Jest czarująca i piękna, ponadto mądra z niej kobieta. To jest towarzystwo dla ciebie – zakończyła, a ja ledwo stłumiłem westchnienie, kiedy żwawym krokiem wyszła z pokoju, pokrzykując na służbę.

Pochyliłem się, skupiając na nowo na rozwiniętym pergaminie i zacięcie robiłem notatki, chociaż myślami odpływałem daleko stąd.

Parsknąłem, potrząsając głową. Myślenie o nim doprowadzi mnie w końcu do szaleństwa, pomyślałem, kładąc twarz na stole i przymykając oczy. Mimo wszystko, uśmiechnąłem się, pozwalając pogrążyć dalej w przesyłanych mi obrazach.

– Jeżeli to jest szaleństwo, to chcę w nim zatonąć – wymamrotałem do siebie, czując, jak zmęczenie przejmuje nade mną kontrolę, odrywając mnie od dotychczasowego zajęcia. Zegar tykał, ale niech mnie diabli, jeżeli nie chciałem odpłynąć myślami daleko stąd.

Lwie Serce. Historia Godryka Gryffindora.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz