Miłość w Hogwarcie I

551 18 0
                                    

To był zwykły dzień...zwykły dla wszystkich poza mną. Dzisiaj po raz pierwszy miałam wsiąść do pociągu Hogwart Express. Byłam szczęśliwa i podekscytowana.
Mam 17 lat, większość uczniów przyjeżdża do Hogwartu w wieku 11. Boję się, że nie zostanę zaakceptowana jako nowa, boję się, że uczniowie Slitherinu będą mnie
wyzywać od szlam (nie wiedząc jakiej jestem krwi), boję się, że nie zyskam nowych przyjaciół. Obawiam się, że będę gorsza od innych, w końcu nie umiem tyle co oni.
Od zawsze mama mówiła mi ,,Kate, jesteś wyjątkowa". Kiedy byłam mała mówiłam jej „Mamo, przecież jestem normalna, przeciętna."
Dopiero gdy miałam 9 lat zaczęły dziać się dziwne rzeczy. W szkole dzieci często śmiały się ze mnie, mówiły: O patrzcie dziwadło idzie!, Hahaha, co ty masz na sobie?
Bolało mnie to i denerwowało, czasami mówiłam sobie pod nosem żeby ktoś się potknął i wywrócił, żeby to z niego się śmiali, tak też się działo. Byłam pewna, że to przypadek,ale kiedy podrosłam mama powiedziała mi, że płynie we mnie krew czarodzieja. Nie chciałam w to uwierzyć, mimo, że miałam tylko 11 lat nie byłam rozmarzonym i naiwnym dzieckiem, zawsze twardo stąpałam po ziemii.
Pewnego sobotniego poranka mama zabrała mnie na ulicę Pokątną. Tłumaczyła mi wszystko. Co gdzie można kupic, co powinnam miec jako prawdziwa czarodziejka. Poszłyśmy do Olivandera i kupiłyśmy dla mnie różdżkę.
Zawitałyśmy jeszcze do księgarni Esy i Floresy żeby kupić typowe podręczniki dla czarodzieja. Kiedy wróciłyśmy do domu zabrałam się za naukę zaklęć. Bardzo szybko się uczyłam, widziałam dumę w oczach mamy. Tata był nieświadomy, był mugolem. Zresztą, i tak prawie go nie znałam. Mieszkał z nami, ale ciągle kłócił się z mamą. Nie wychodził z pokoju, prawie nie rozmawialiśmy, ale nie przeszkadzało mi to, przywykłam do tego, wiedziałam, że to przez alkohol jest taki. Mama opowiadała mi, że kiedyś był zupełnie inny pracował, pomagał jej, był cudowny, ale te czasy minęły, teraz dla mojej mamy liczyłam się tylko ja i mój talent, który po niej odziedziczyłam. Podczas nauki opowiadała mi o Hogwarcie, kochała to miejsce
Została przydzielona do domu Ravenclaw. Pamiętała dokładnie każdego nauczyciela i ucznia, którego tam poznała, mówiła, że spędziła tam najlepsze lata swojego życia. Bardzo chaciałam tam pojechać, ale mama
powiedziała, że lepiej dla mnie będze, jeżeli będę uczyć się póki co w domu, że tak będzie bezpieczniej. Co roku przychodził do nas...do mnie ten sam list. List z Hogwartu. List, który mógł odmienic moje życie. W tym roku przyszedł znowu. To był fantastyczny dzień.
Obudziłam się rano, ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie, gdzie czekała już na mnie mama z listem w ręku.
Uśmiechnęła się do mnie i wręczyła mi list mówiąc już czas. Nie mogłam przestać się uśmiechać, wyściskałam ją i pobiegłam do swojego pokoju przeczytac treść zawiadomienia.
Dni do wyjazdu mijały bardzo szybko, odwiedziłam z mamą kilka razy ulicę Pokątną kupując wszystko co było mi najbardziej potrzebne. Dzień przed wyjazdem wszystko spakowałaśmy i skrupulatnie sprawdziłyśmy.
I oto jestem w dniu, który ma wywrócić moje życie do góry nogami.

********************************

Jest 8:00, jestem już umyta i ubrana, zeszłam na dół i razem z mamą wyszłyśmy z domu. Dojechałyśmy do dworca taksówką. Kierowca zdziwił się kiedy zobaczył, że wsiadam do samochodu z olbrzymim rudym kotem,
ale przecież każdy w Hogwarcie ma swojego pupila. Kiedy doszłyśmy na peron mama powiedziała, że muszę wbiec w ścianę. Spojrzałam na nią z politowaniem.
- Mamo, chyba nie sądzisz, że jestem taka naiwna, nie mam 4 lat.
- Kochanie, zaufaj mi.
- No dobrze...
Zaczęłam biec, zacisnęłam mocno ręce na wózku i zmknęłam oczy przygotowując się do zderzenia z czerwoną cegłą. Ku mojemu zdziwieniu nic takiego nie miało miejsca. Moim oczom ukazał się peron pełen uczniów.
Za mną była moja mama.
- Zobacz ile ludzi, a ja nikogo nie znam...
- Spokojnie Kate, będzie dobrze- mama uśmiechnęła się pocieszająco.
- A co jak nie? Co jeżeli nikt mnie nie zaakceptuje?
- Kochanie, jesteś wspaniałą osobą, nie ma osoby, która by cię nie polubia.
- Dziękuję
- Jeżeli nie będziesz wiedziała gdzie masz usiąść, albo będziesz w podróży czegokolwiek potrzebowac idź do wagonu Gryffindoru, oni zawsze ci pomogą.
- Mamo...A co jeżeli będą wyzywać mnie od szlam, mimo iż nią nie jestem?
- Kate, jesteś mądra, jeżeli ktokolwiek cię tak nazwie, jestem pewna, że będziesz umiała mu sensownie odpowiedziec. Widzisz, czarodzieje czystej krwi od czarodziejów mieszanej niczym się różnią, wyglądają tak samo, mają takie możliwości i prawa. Pamiętaj, nie daj sobą pomiatać.
- Spokojna głowa, już ja im pokażę- uśmiechnęlam się znacząco.
- Moja krew. Leć już bo odjadą bez ciebie, kocham cię córeczko- przytuliła mnie
- Ja ciebie też mamo.
Nie zastanawiając się wsiadłam do pierwszego lepszego wagonu mając nadzieję, że trafię na Gryffonów. Jakież było moje zdziwienie kiedy ujrzałam srebrno-zielono-czarne godło Slytherinu. Pomyślałam, że muszę być odważna, zobaczymy, co ma być to będzie.

Szukałam wolnego przedziału, szłam wzdłuż wagonu starając się nie patrzeć na innych uczniów. Wkońcu znalazłam wolny przedział, no prawie...siedział tam czarnoskóry chłopak
stwierdziłam, że raz kozie śmierć i otworzyłam drzwi. Nie pytając go o zdanie po prostu usiadłam pod oknem na przeciwko niego. Czułam na sobie jego wzrok, ale uparcie wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Minęła minuta, otworzyły się drzwi, do środka wszedł wysoki blondyn o stalowych oczach.
- Co ty tu robisz?- zapytał mnie ze złością.
- Aktualnie siedzę- odpowiedziałam ze spokojem w głosie.
- To widzę, ale dlaczego TUTAJ?
- Bo było wolne miejsce, jak pewnie się domyślasz.
- Wynocha stąd!- powiedział podniesionym tonem.
- A to teren prywatny?- powiedziałam rozglądając się po przedziale
- Uuuuuuuu- odezwał się czarnoskóry- odważna- zachichotał.
- Niby dlaczego?- skierowałam wzrok na niego- przecież to pociąg należący do Hogwartu, a ja jestem jego uczennicą, więc w czym problem?
- Nie kojarzę cię, więc na pewno nie jesteś ze Slytherinu- powiedział blondyn- więc bądź tak miła i wyjdź stąd.
- Ja ciebie też nie kojarzę, nie mam pojęcia kim jesteś, więc zanim zaczniesz czegokolwiek ode mnie wymagać, mógłbyś się przedstawić.
Oboje spojrzeli na mnie jak na nienormalną, nie wiedziałam dlaczego, coś zrobiłam nie tak, mam coś na twarzy?
- Nie wiesz kim jestem?- chłopak naprawdę się zdziwił
- Nieszczególnie- odezwałam się ze znudzeniem w głosie
- Nazywam się Draco Malfoy- powiedział wyniośle- i to MÓJ przedział- dodał.
- Miło mi, ja nazywam się Kate i nie widzę, żeby TWÓJ przedział był podpisany.
Draco czerwienił się ze złości a mulat postanowił przejąc pałeczkę.
- Nazywam się Blaise Zabini. Miło mi cię poznać.
- Mi również- uśmiechnęłam się.
- Widzisz, to jest przedział Slitherinu i nie możesz tu byc jeżeli jesteś z innego domu.
- Wiem, ale aktualnie nie jestem do żadnego przydzielona.
Chlopcy znów poważnie się zdziwili.
- Nie wyglądasz na pierwszoroczniaka- powiedział Blaise
- Hahaha- szczerze się zaśmiałam
- I z czego się tak cieszysz szlamo- syknął blondyn
- Ej, weź usiądź bo ci ciśnienie skacze i nie rzucaj obelgami na prawo i lewo, to, że jesteś ze Slitherinu nie oznacza, że masz prawo mnie obrażać.- powiedziałam bez cienia złosci.
- Jestem Draco Malfoy i nie będziesz mi rozkazywać!
- Tak, wiem jak się nazywasz, nie musisz mi tego przypominac DRACO MALFOYU- powiedziałam i zaśmiałam się, a razem ze mną czarnoskóry.
- Już cię lubię Kate. Nawet ja boję się tak bardzo zachodzić mu za skórę- uśmiechnął się.
Spojrzałam na Malfoya. Miał czerwone policzki i lekko zmrużone oczy od złości. Nie obchodziło mnie za kogo się uważa, nie chciałam niepotrzenych kłótni...
- To dlaczego nie jesteś przyjdzielona do żadnego domu a jesteś uczniem Hogwartu? Przecież to niewykonalne.- powiedział Balise
- To proste, jestem nowa, to będzie mój pierwszy rok. Przez parę lat uczyłam się w domu, aż nareszcie mama postanowiła, że pojadę do Hogwartu.
- Mam nadziję, że trafisz do naszego domu Ruda- Blaise uśmiechnął się szczerze.
- Miło mi, że tak mówisz, ale szczerze myślę, że Slitherin nie jest dla mnie.
- Dlaczego? Masz gadane, jesteś odważna i nie boisz się zajść za skórę nawet Malfoyowi.
- Ale w waszym domu, bez urazy oczywiście, jest zbyt dużo...zła- uśmiechnęłam się niepewnie- może i mam cechy odpowiednie dla Slithrinu, jestem sarkastyczna, lubię dogryzać,
ale jestem też rozsądna i uczynna. Dlatego myślę, że tiara przydzieli mnie do Ravenclav.
-Diable, nie za dobrze ci się rozmawia z tą szlamą?- syknął blondyn
-Draco uspokój się, przecież jest w porządku.
- Ej! Już raz ci powiedziałam, że nie życzę sobie takich obelg, nic o mnie nie wiesz- powiedziałam rozzłoszczona.- Jeżeli ci coś nie pasuje to stąd wyjdź, nikt ci każde tu siedzieć - dokończyłam.
Draco wyszedł bez słowa.
- Dlaczego on taki jest? Uprzedzony? Okej może nie jestem czystej krwi, ale czy to czyni mnie gorszą? Nie, wiec o co chodzi?
- Widzisz...Smok jest specyficznym człowiekm, został wychowany tak, że liczy się ze zdaniem czarodziejów czystej krwi, tylko i wyłącznie. Jego ojciec jest powszechnie znany i szanowany
więc nikt Malfoyowi nie zachodzi za skórę bo się go boją, a raczej jego ojca, który ma dobrą reputację, prawda jest taka, że on nigdy nie zwróciłby sie do niego o pomoc, ponieważ
zostałby uznany za pierdołę, która nie umie sobie poradzić w życiu.
- Rozumiem, to trochę smutne. Źle mi z tym, że tak na niego naskoczyłam, wiem, że mnie obraził, ale czuje, że jest samotny i boi się wielu rzeczy, boi się tego, że wszyscy przed nim drżą i tylko dlatego jest akceptowany, przez dzisiejsze wydarzenie zobaczył pewnie, że osoba która go nie zna uważa go za zwykłego ucznia, który nie ma żadnych immunitetów bo ma wysoko postawionego ojca.
Myślę, że jest niemiły bo wie, że inaczej nie utrzyma reputacji, ale to tylko taka maska, za którą ukrywa swoje emocje. SAdzę, że tak naprawdę jest dobrm czlowiekiem.
- Wiesz co ja myślę Ruda?
- Nom?
- Myślę, że z takim sercem jakie masz powinnaś byc Gryffonką- uśmiechnął się szczerze.
- Dziękuję, ty też powinieneś awansować conajmniej do Hufflepuff.
Oboje zaczęliśmy się smiac.

Miłość w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz