Dla Javiera Solano przeprowadzka do małej mieściny niedaleko Oakland nie miała żadnego znaczenia. Rozumiał ojca, dla którego nowa inwestycja była najważniejsza. Julian, starszy brat Javiera, zniósł to dużo gorzej. Pewna pozycja w grupie przyjaciół, dobra dorywcza praca i studia były czymś, z czego stratą nie umiał się pogodzić. Nawet, jeśli oznaczało to zyski finansowe dla całej rodziny. Tym bardziej, że ojciec nie kupił apartamentu w sercu Oakland. Felipe zapłacił niewielką sumę amerykańskich dolarów za ogromną willę osadzoną w lesie w Mydale. Najbliższe sąsiedztwo oddalone było od rezydencji Salono o pięć kilometrów. O ile Javierowi było to obojętne, o tyle Julian tracił już zupełnie cierpliwość do pomysłów Felipe. Senior rodu był znanym w Nowym Jorku inwestorem, a także biznesmenem. Imał się wielu projektów, jednakże jego priorytetem był angaż w strefę budowlaną. Jego racjonalne podejście do życia oraz gospodarki zaowocowało dorobieniem się fortuny, a także udanym życiem prywatnym. Poślubił piękną, śniadoskórą panią architekt, a potem los obdarzył go dwoma synami, o czym marzy wielu majętnych potentatów. Potomkowie rokowali doskonale - przyszły biznesmen i lekarz. Ten niewysoki mężczyzna o lśniące łysinie na czubku głowy pozostawał pogodnym człowiekiem, pomimo zdobytego bogactwa. Był dumny ze swojej schludnie przyciętej bródki i równych wąsów. Uprawiane towarzysko sporty sprawiły, że był w dalszym ciągu bardzo lubiany i, choć przekroczył pięćdziesiątkę, nadal miał świetną figurę.
Nowa rezydencja rodziny Solano była gotowa do zamieszkania pod koniec września i wtedy Javier, Julian i Felipe sprowadzili się do Mydale. Rosalio, matka braci Solano i jedyna kobieta w domu, przyjechała ponad dwa miesiące wcześniej by dopilnować modernizacji zniszczonego domu. Była projektantką wnętrz z zawodu i choć od dawna nie pracowała zmysł artystyczny pozostał. Odznaczała się smukłą sylwetką o obfitych kształtach typowych dla Brazylijek. Duże, ciemne oczy obaj synowie odziedziczyli właśnie po niej. Niestety pewność siebie i doskonałą prezencję w genach otrzymał tylko Julian.
Ukochany, stary mercedes Javiera został zaparkowany na białych kamyczkach tuż przed jednym z czterech garaży wybudowanych specjalnie dla potrzeb motoryzacyjnych rodziny Solano. Każde z nich posiadało jeden samochód, a Julian jeszcze motor. Rezydencja składająca się z parteru i pierwszego piętra rozciągała swoje skrzydła niczym ptak, wyraźnie kontrastując z okalającym ją lasem. Javier dostał duży pokój wraz z łazienką i garderobą we wschodnim skrzydle rezydencji. Rosalio i Felipe zajęli kilka pokoi w zachodnim skrzydle, a Julian wybrał pokój tak, by być jak najdalej od Javiera i rodziców.
Ród Salono dotknęła choroba większości zamożnych rodzin - z zewnątrz wydawali się kochającą, wspierającą się familią, jednak wewnątrz odgradzali się od siebie grubymi murami tajemnic i prywatności. Jedynie Rosalio potrafiła zaskarbić sobie uśmiech każdego z Solano. Żyli pod jednym dachem jak zupełnie obcy sobie ludzie, których łączy jedynie nazwisko. Szczególnie oziębłe stosunki łączyły braci. Julian był wysoki, miał atletyczną sylwetkę i uśmiech, którym potrafił zdobyć wszystko co chciał. Poza tym, odziedziczył po ojcu zmysł do interesów. Potrafił zyskać na każdej transakcji. Był lubiany przez rówieśników, gdyż nie był skąpy i sypał dowcipami jak z rękawa. Jasnobrązowa skóra i ciemne oczy przyozdabiały ostre rysy twarzy młodego mężczyzny. Obcięty był krótko, a na piersi wytatuował swoje życiowe motto: "Carpe diem". Nie był skory do nauki, jednak rodzice nie martwili się, że nie ukończy studiów. Lubił ekonomię, a papierek był potrzebny, żeby Rada Nadzorcza firmy ojca zgodziła się na zatrudnienie go na wysokim stanowisku. Javier różnił się od brata, nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Twarz miał pełniejszą, a długie, czarne włosy opadały mu na czoło. Tak jak Julian miał brązowe oczy i śniadą karnację, a na nosie osadzone duże okulary w grubych, czarny oprawkach. Był trochę niższy od brata i dużo szczuplejszy. Nauka przychodziła mu z łatwością. Uczył się chętnie również języków. Dziwactwem, z powodu którego Julian bardzo często mu dogryzał, było ubieranie się na codzień w koszule, swetry i kamizelki od garniturów. Obaj żyli obok siebie, wychodząc z założenia, że jeden nie ma prawa wtrącać się w życie drugiego.