- Okularniku, cały weekend spędzisz na imprezach, jak rozumiem? – rzucił na powitanie Julian, zajmując miejsce na wiklinowym krześle obok młodego Solano. Niebo było bezchmurne, a w ogrodzie dalej kwitły kwiaty, więc Rosalio zadecydowała, że śniadanie zostanie podane na tarasie. Javier rzucił bratu beznamiętne spojrzenie znad krawędzi szklanki, dając mu tym do zrozumienia, że nie pozwoli się sprowokować.
- Daj bratu spokój – westchnęła matka, przerzucając strony pisma z poradami dla architektów. Już nawet Felipe obserwował każdy jej gest z niepokojem, w obawie, że żona zechce po raz kolejny poprawić wizerunek rezydencji.
- To było tylko pytanie – bronił się Julian, posyłając matce słodki uśmiech. Rosalio nawet nie podniosła głowy. Felipe często się z nią sprzeczał z tego powodu. Uważał, że za bardzo matkuje Javierowi i wtrąca się w sprawy między braćmi.
- Jak wam minął tydzień? – spytał Felipe, kończąc tym samym wszystkie scysje. Jego spojrzenie najpierw padło na panią domu. Rosalio zaczęła ze szczegółami opowiadać w jakich sklepach była, co widziała i co zamierza kupić. Potem poinformowała o zmianach, które zamierza wprowadzić w wystroju, a na końcu wspomniała o tym, że poznała żonę burmistrza Mydale. Są umówione we wtorek na kawę. Javier grzecznie zadawał matce pytania i wykazywał zainteresowanie, którego zupełnie nie czuł. Straszy z braci zaś przyjął taktykę „niech matka się wygada”; próbował wtopić się w krzesło i milczał jak zaklęty. Felipe natomiast pomrukiwał z uznaniem co kilka zdań, nie odrywając oczu od pięknej kobiety. Następnie głowa rodziny rozpoczęła swój monolog o przebudowie centrum handlowego, a także planach budowy nowego mostu i modernizacji dróg. Dzięki znajomościom Felipe Solano zmonopolizował okoliczne budowy.
Julian jak zwykle był przy rodzicach bardzo oszczędny w opowieściach. Potwierdził, że zaaklimatyzował się na uczelni, że ma fajnych znajomych i jutro idzie z kolegą do klubu Oakland.
- A ty, Javier?
- Mam fajnych znajomych – rozpoczął najmłodszy Solano, ignorując kpiący uśmiech brata. Od wtorku, kiedy Julian zobaczył Bradley nie przechodził obok Javiera bez pytania o „jego dziewczynę”. Nie było w jego wypowiedziach nigdy uprzejmego tonu, jedynie rozbawienie i pogarda. – Szkoła też jest naprawdę dobra, jestem zaskoczony wysokim poziomem. No i, zaakceptowali mój plan zajęć.
- Brawo, kujonie – żachnął się Julian, wywracając oczami.
- Pilnuj się – ucięła Rosalio, karcąc starszego syna spojrzeniem. Chłopak wzruszył ramionami, ale nie powiedział już ani słowa.
- Bardzo się cieszę, bo zostaniemy tu na długo – podsumował Felipe, składając gazetę. Wstał od stołu i wrócił do rezydencji. Javier w milczeniu dokańczał swoje truskawki. Zamierzał się niedługo wyprowadzić i rodzice bardzo pochwalali ten pomysł. Felipe obiecał, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i Javier dostanie się do jednej z najlepszych uczelni w kraju, albo za granicą, on i Rosalio pokryją koszty jego studiów i utrzymania. Był bardzo dumny z obu synów. Julian pomimo wielu wad i zbytniej lekkości ducha miał smykałkę do interesów. Ojciec widział w nim swojego następcę w firmie.
Nadszedł upragniony weekend, więc Javier spakował najpotrzebniejsze rzeczy do torby i odpalił swoje ukochane auto. Zamierzał trochę pozwiedzać, w tygodniu nie miał na to czasu. Poprzedniego wieczora wydrukował z internetu kilka przydatnych adresów, w tym księgarni, biblioteki, Starbucksa, kilku restauracji i basenu. Oprócz tego zlokalizował kompleks ogólnodostępnych boisk i dojście do jeziora Mydale. Pod koniec dnia planował zabrać Bradley na spacer, może pojadą do szkoły po Stilesa. McGrove choć był rezerwowym, którego nigdy nie wybierano, skrupulatnie chodził na wszystkie treningi. Również takie, które odbywały się w weekend.