Część 4 "Witamy w Mydale" [Rozdział 1]

370 25 0
                                    

Felipe spotkał się ze Stilesem i Bradley po raz pierwszy i powitał ich z gościnnością godną królewskiego gospodarza. Osobiście oprowadził ich po rezydencji, poczęstował sokiem ze świeżych pomarańczy i zapewnił, że są mile widziani o każdej porze dnia i nocy. Zbyt późno Javier spostrzegł, że Julian wprowadził ojca w błąd – Felipe był przekonany, że Bradley jest, lub będzie jego dziewczyną. Javierowi pozostało już tylko porozmawiać z ojcem w niedzielę, gdy odwiezie oboje przyjaciół do miasta. Lubił Bradley i uważał, że jest ładna, ale nie pociągała go; nie wyczuwał żadnej chemii między nimi. Byli po prostu dobrymi przyjaciółmi.

- Ten twój kolega, Stiles, to dobry człowiek, ale trochę nierozgarnięty… – mruknął z zakłopotaniem Felipe, gdy Rosalio razem z Bradley, pod okiem Stilesa, robiły wielkie puchary lodowo-owocowe. Javier wzruszył ramionami, nie odpowiadając nic. Stiles okazał mu życzliwość, a ponad to w jakiś pokrętny sposób lubił tego szałaputę. Był dokładnym przeciwieństwem Javiera. Młody Solano zawsze miał wszystko dobrze zorganizowane; idealnie ułożone, a momentami stawał się niemal nudny. Stiles zawsze miał przygotowany jakiś żart, nawet jeśli nie do końca udany, to potrafił rozluźnić każdą napiętą atmosferę. Javier zupełnie bezwiednie, musiał wszystko z góry zaplanować, a Stiles uczył go spontaniczności. Choć Solano nigdy nie pozwoliłby sobie na bycie tak niezorganizowany, to sam przed sobą przyznał, że powinien czasem odpuścić to wszechogarniające planowanie.

- Javier, skarbie, kupiłam nachos, ale sosy musicie zrobić sobie sami – odezwała się Rosalio biorąc z blatu dwa puchary lodowe. Jeden podała mężowi, a w drugim zanurzyła swoją łyżeczkę. Z gracją skosztowała skomponowanych przez siebie pyszności i skinęła głową. – Dobre. Miłej nocy, moi drodzy.

Felipe posłał im lekki uśmiech i oboje z żoną, udali się na taras. Javier oparł się o kuchenną wysepkę i westchnął.

- To co, mogą być nachos?

- Jeszcze pytasz? – wydusił Stiles, pochłaniając kolejną porcję lodów. Bradley szturchnęła go i usiadła na krześle barowym.

- Masz piękny dom – odezwała się po chwili, ze wzrokiem wbitym w deser. Javier wiedział, że Bradley nie była bogata, ale nie przeszkadzało mu to. Czuł się tylko trochę nieswojo, gdy musiał sprzeczać się z nią o każdy rachunek w kawiarni albo w kinie.

- Mama pracowała kiedyś w wystroju wnętrz. Dalej bardzo lubi upiększać nasze domy – odpowiedział w końcu Solano, sięgając do lodówki po składniki do sosów. Zamierzali zjeść nachos kupione dla Juliana, ale Javier zbytnio się tym nie przejmował. Taka mała uszczypliwość pod adresem brata bardzo mu odpowiadała.

Bradley przeprosiła ich i wyszła do łazienki. Javier odczekał chwilę, aż usłyszał trzask drzwi i obrócił się do przyjaciela. – Powiedz mi, o co chodzi z tą pełnią i nie chodzeniem do lasu?

Stiles zacmokał i przerwał jedzenie, po czym obrócił się przodem do Solano.

- W lesie coś jest, to wiadomo. Ludzie czasami znikają. Niekiedy ciała są odnajdywane, ale najczęściej przepadają bez wieści – odpowiedział powoli, starannie dobierając słowa. – Wuj Bradley, brat jej mamy, tak zniknął. Część rodziny uważa, że uciekł do innego stanu, ale rodzice Bradley są przekonani, że zabito go gdzieś w lesie. Policja po wielu dochodzeniach znalazła dowody na to, że w każdą pełnię wyznawcy szatana składają pewnego rodzaju hołd. To jakiś kult, albo coś podobnego. Ciężko cokolwiek ustalić, bo nie w każdym miesiącu ktoś ginie. Nie w tym samym miejscu. Od kilku lat nie było żadnego tajemniczego morderstwa. Władze podejrzewają, że ci wyznawcy szatana składają w ofierze tych, którzy zbliżą się do miejsca odprawiania modłów. Mówi się, że potrafią nawet omamić zwierzęta. Podczas pełni, i nie tylko, wilki wyją i sarny uciekają do miasta – wyrzucił z siebie, opierając się o stół. Po chwili dodał już wesołym głosem: – Ludzie z liceum opowiadają sobie, że mieszkają tam wilkołaki i wampiry. Słyszałem nawet plotkę o Boogeymanie.

Werewolf FullmoonWhere stories live. Discover now