Z zamyślenia wyrwało go stukanie w szybę. Wyprostował się jak struna, oddychając z ulgą, gdy po stronie pasażera wsiadł Nick. Minę miał zatroskaną i niepewną.
- I jak?
- Co jak? – mruknął Javier, pozwalając mu położyć na swoich kolanach drugie śniadanie, zeszyty i telefon. Sięgnął po omacku po torbę leżącą na tylnym siedzeniu i zaczął powoli pakować swoje rzeczy. Nie spieszyło mu się na lekcje.
- Z tobą.
- Jestem.
Nicolas wywrócił oczami i rozparł się w fotelu. Czujnym wzrokiem badał wszystkie posunięcia Solano. Javiera zaczynało to drażnić.
- Wróciłeś na jedną lekcję.
Javier już nawet nie zapytał, skąd Wolf zna jego rozkład zajęć. Wolał tego nie wiedzieć. Położył lewą rękę na torbie, a prawą poprawił okulary. Patrzył gdzieś przed siebie, starając się zrozumieć wszystko to, co usłyszał kilkanaście minut temu. Nade wszystko chciał być sam.
- Potrzebuję przestrzeni, Nick – odpowiedział w końcu zmęczonym głosem. Spojrzał na Wolfa, a ten przytaknął z niechęcią. Otworzył drzwi i wyszedł z samochodu. Javier odczekał chwilę i zrobił to samo. Widział jak Nicolas wchodzi do szkoły, oglądając się za siebie. Żałował, że on nie ma relacji z Julianem takich, jak Nick z Aleją. Wolf martwił się o siostrę, co Javier doceniał i rozumiał, ale na dany moment, chciał być jak najdalej od wszystkich wilków. Powlókł się do budynku i ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy zajął miejsce między Bradley a Stilesem w sali od plastyki. Poczuł, że wszystko wraca do normy. Stiles uskarżał się na ilość prac domowych, a Bradley skrobała ostatnie linijki notatek dla niego. Przyjął je z wdzięcznością i schował do torby.
- I co, działa?
- Działa? – spytał z roztargnieniem Javier. Bradley uśmiechnęła się i szturchnęła go w rękę.
- Samochód Juliana. Nie śpij!
- Działa, działa.
Podczas ostatniej lekcji i drogi powrotnej ze szkoły był obecny ciałem, ale nie duchem. Swoją świadomość zostawił na podjeździe domu Wolfów, razem z Alejandrą. Pożegnał się z przyjaciółmi i pod pretekstem nadrobienia zaległości wywinął się z wyjścia do kina. Oboje nie byli zadowoleni, ale wykazali się zrozumieniem, za które Javier był im dozgonnie wdzięczny.
W domu zjadł obiad, by nie prowokować Teresy i wysłuchał po raz kolejny wściekłego monologu Rosalie za swoje wczorajsze zachowanie. Ze stoickim spokojem przeprosił i z torbą szkolną na ramieniu wszedł na górę. Zamknął się w swoim pokoju i rzucił na łóżko. Przez myśl mu nawet nie przeszło, by odpowiedzieć na maila Emmy. Co miałby jej napisać? Związałem się z najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Tylko podczas pełni, czasem nie jest sobą. Próbował odrobić lekcje, ale nie był w stanie wykonać najprostszego obliczenia. Nie umiał też skupić się ani na Murakamim, ani na tekstach zadanych przez pana Waltersa. Napełnił wannę, zrzucił z siebie ubranie i zanurzył się w gorącej wodzie. Nie minęło nawet kilka minut, a jego ciało przyjemnie się rozluźniło. Jego myśli wypełniła pustka. Podniósł się dopiero, gdy ręce i nogi pokryła gęsia skórka. Kończyny miał jak z ołowiu. Wycierał się jak transie, powoli i bardzo dokładnie. Naciągnął na siebie czarną koszulkę i długie, szare spodnie od dresu. Przechodząc przez pokój zgasił światło, włączył odruchowo budzik i nakrył się kołdrą. Zasnął od razu.
Zerwał się w środku nocy z uczuciem, że ktoś jest w pokoju. Okulary leżały na szafce, więc po omacku zapalił lampkę. Na skraju łóżka ktoś siedział. Zanim zdążył krzyknąć, nieznajomy położył mu palce na ustach. Były długie i chłodne, znajome.
- Cii… Martwiłam się – usłyszał szept Alejandry. Wypuścił powietrze z płuc i sięgnął po Ray-bany. Opuściła dłoń i poprawiła się na łóżku. On również usiadł, przyciągając do siebie kołdrę. Cieszył się, że ma ciemną karnację, bo czuł wypływający na twarz rumieniec. Przykrył się do pasa i przeczesał palcami czarne włosy.
- Co ty tutaj robisz? Jak… – Zmarszczył brwi próbując zmusić mózg do myślenia. Alejandra ubrana była w obcisłe czarne jeansy i skórzaną kurtkę. Włosy spięła w lekki warkocz, który spływał jej po ramieniu i piersi. Zagryzła wargę i spojrzała wymownie na otwarty balkon.
- Czytałaś Zmierzch? – spytał cicho z lekką ironią, opierając głowę o ścianę. Posłała mu uśmiech, którego nigdy u niej nie widział. Był szczery i tak szeroki, że sięgał jej chłodnych, zielonych oczu. Cieszył się, że siedzi, bo nogi miał jak z waty.
- A myślisz, że skąd wzięłam ten pomysł?
Javier pokręcił głową i spojrzał na zegarek.
- Czy ty w ogóle śpisz? – Poprawił kołdrę zły na siebie, że nie włożył czegoś innego, niż dres. Czuł się idiotycznie.
- Mało. Nie potrzebuję wiele snu. Jedna noc na cztery dni mi wystarcza – wyjaśniła ostrożnie. Palcami rysowała niezidentyfikowane kształty na prześcieradle. Na twarz opadł jej kosmyk włosów i Javier całą siłą woli powstrzymał się, żeby go nie odgarnąć za ucho. Nagle naszła go pewna myśl. Czując suchość w gardle spytał:
- Ile razy już u mnie byłaś?
Aleja zawahała się i śledząc uważnie jego reakcję odpowiedziała:
- Codziennie. Od kiedy cię poznałam.
Javier po raz kolejny stracił dech. Zaczął się gorączkowo zastanawiać, czy nie zostawił gdzieś brudnych skarpetek i w czym spał. Zdusił w piersi rozpaczliwy śmiech, gdy przypomniało mu się, że kilkakrotnie założył bokserki.
- Przepraszam, martwiłam się – powtórzyła szybko, oblizując wargę. Kiedy to robiła, albo ją zagryzała Javier czuł delikatne ssanie w dole brzucha. – Nie mam twojego numeru telefonu.
- No tak – wydusił, starając się oswoić z myślą, że od prawie dwóch tygodni Alejandra przychodzi w nocy do jego pokoju. Byłby na pewno szczęśliwszy, gdyby wtedy nie spał.
- Nie chciałam cię obudzić – szepnęła, a po chwili dodała: – Masz bardzo duży dom.
- Cud, że znalazłaś mój pokój.
- Czułam twój zapach – odpowiedziała tak cicho, że bardziej wyczytał to z jej ruchu warg niż usłyszał. Pokręcił głową i sięgnął po telefon. Podał jej iphone’a.
- Wpiszesz mi swój numer? – zachrypiał, ciągle przekonywując swoją racjonalną stronę, że to nie jest sen i Alejandra Wolf naprawdę siedzi na jego łóżku. Posłała mu szeroki uśmiech i zrobiła to, o co prosił. Widział, jak wyciąga swój telefon i puszcza sygnał z jego iphone’a. Usłyszał wibracje i Aleja się rozłączyła. Przez chwilę pisała coś na dotykowym ekranie, po czym oddała Javierowi jego komórkę. Poprawił okulary i opatrzył jej numer nazwą Alejandra Wolf. Położył telefon na stoliku i spojrzał na Aleję. Obserwując jej zatroskane oczy miał wrażenie, że wszystkie jego wczorajsze rozterki są błahe i nieważne. Ta zjawiskowa piękność chce się z nim spotykać i tylko to powinno się dla niego liczyć. Spojrzał na zegarek, było dwadzieścia po trzeciej.
- Mogę tu zostać? Lubię patrzeć jak śpisz – szepnęła, a Javier po raz pierwszy, od kiedy jest w Mydale dziękował w duchu ojcu, że kupił tak wielki dom. W ich apartamencie w Nowym Jorku Julian już dawno by ich usłyszał.
- Nie zasnę kiedy tu będziesz – odszepnął ze słabym uśmiech. Czy ta dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że każdy centymetr mojego ciała płonie, kiedy jest obok? pomyślał Javier.
- Przepraszam. – Słyszał w jej głosie rozczarowanie. Poczuł ukłucie winy i już chciał cofnąć wypowiedziane słowa, gdy Aleja wstała. Powoli, ostrożnie wyciągnęła ręce i zdjęła mu okulary. Słyszał, jak odkłada je na szafkę obok. – Połóż się.
Jak kukiełka wykonał jej polecenie, powoli osuwając się na poduszkę. Czuł, jak ognik w dole brzucha przybiera na sile. Aleja zgasiła światło i wyprostowała się.
- Śpij dobrze. Będę jutro w szkole – dodała cicho. Widział jak się obraca. Jej zamazana sylwetka oddalała się w stronę balkonu na tle słabego światła księżyca. Zamrugał by poprawić ostrość, a gdy otworzył oczy, jej już nie było. Wypuścił głośno powietrze z płuc. Obrócił się na bok, tak by widzieć okna. Mrużył powieki czekając, aż Aleja znowu się pojawi. Po kilku minutach zapadł w głęboki sen.
Gdy rano zadzwonił budzik, szybko go wyłączył i usiadł na łóżku. Założył okulary i chwycił telefon. W książce adresowej na pierwszym miejscu widniało imię Alejandra Wolf. Wciągnął powietrze ze świstem i odłożył iphone’a. Naprawdę tu była. Wstał i podszedł szybkim krokiem do balkonu. Wychylił się i bacznie przyjrzał ścieżce usypanej z białych kamyczków oraz krótkiej, zadbanej trawie. Nie zauważył nic nadzwyczajnego. Wziął po raz kolejny głęboki wdech i wrócił do pokoju. Miał wrażenie, że ktoś inny ma władzę nad jego ciałem, gdy się ubierał i pakował swoje rzeczy. Ciągle przywoływał obraz Alejandry, siedzącej na brzegu jego łóżka. Kosmyk włosów opadający na jej piękną twarz i szeroki uśmiech. Nagle zapragnął znaleźć się w szkole. W momencie, gdy chwycił klamkę z zamiarem wyjścia na korytarz uderzyła go myśl, która prawie zwaliła go z nóg. Jak powie swojemu przyjacielowi, że spotyka się z dziewczyną, w której on się kocha od dziecka? Oparł się lewą ręką o drzwi i zamarł. Stiles mu tego nie wybaczy. Nie może mu powiedzieć, że Alejandra go kocha, bo zmusiły ją do tego jej wilcze geny. Nawet w jego głowie brzmiało to absurdalnie. Pojawiła się myśl, że chociaż Stiles był pierwszy, a on pojawił się w Mydale dopiero niedawno, to też miał prawo się zakochać. Nic nie poradzi na to, że urodził się w Nowym Jorku, a nie w Mydale. Zrezygnowany otworzył drzwi i zszedł na dół. Cokolwiek by nie powiedział, w oczach McGrove będzie zdrajcą.
Jadąc w stronę centrum miasta, skąd codziennie odbierał Stilesa i Bradley, obmyślał jak powiedzieć o wszystkim przyjacielowi. Stworzył kilka wariantów, wszystkie wydały mu się chybione, gdy zatrzymał samochód pod kamienicą. Był tchórzem. Dałby wszystko by uniknąć tej rozmowy.
Spośród wszystkich możliwości, jakie przyszły mu do głowy wybrał jedną: unikanie Alejandry. Starał się siedzieć w mało widocznych miejscach, nie opuszczał klasy w trakcie przerwy, a do toalety chodził podczas zajęć. Chciał spotykać się z Alejandrą i dalej przyjaźnić się ze Stilesem. Odwlekanie rozmowy, która była nieunikniona, tworzyło iluzję współgrania tych dwóch biegunów. Był doskonale świadom tego, że nie pogodzi zażyłości z Alejandrą, ze znajomością ze Stilesem. Brak mu było jednak odwagi by postawić wszystko na jedną szalę. Niemal krzyknął, gdy po dwunastej poczuł wibracje na udzie. Wyciągnął telefon i odczytał wiadomość od Alejandry.Widziałam Twój samochód na parkingu, jesteś w szkole, prawda?
Przetarł palcem wskazującym i kciukiem oczy. Bardzo chciał się z nią znowu spotkać, ale w tym momencie czuł się przez nią osaczony.
Tak. Pójdziemy gdzieś po lekcjach?
Nie czuł się na siłach, by tłumaczyć, dlaczego jej unika. Tak samo, jak nie czuł się na siłach, by porozmawiać ze Stilesem.
Może pójdziemy do Koontza?
Odetchnął z ulgą, gdy w wiadomości nie pojawiły się żadne kolejne pytania na temat jego nieobecności, czy też obecności, w szkole. Szybko wystukał wiadomość i wysłał. Już nie mógł się doczekać kiedy po nią przyjedzie. Pomimo trudnego charakteru Alejandry i zawiłej sytuacji, perspektywa spędzenia z nią czasu przyprawiała go o przyjemne mrowienie w brzuchu. Odchylił się w krześle, patrząc nieprzytomnie na kreślony białą kredą zawiły wzór. Póki co, matematyka pozwoli mu zająć myśli czymś innym niż zdrada i wyjątkowo skomplikowana dziewczyna.