Rano obudziły go promienie słońca, wpadające do pokoju przez otwarty balkon. Uśmiechnął się do siebie szeroko. W myślach ciągle miał wspomnienia wczorajszego dnia. Nieoczekiwana prośba Nicka i grill spędzony z Alejandrą. Mógł sycić nią oczy, tak długo, jak żaden chłopak w szkole. Nie obiecywał sobie nic, ale jej śliczne, zielone tęczówki ciągle były jedynym obrazem jaki widział, gdy zamknął powieki. Pamiętał dokładnie jej lekki uśmiech i dźwięk głosu. Nigdy nie spotkał nikogo tak idealnego. Nie było niczego, co by w niej zmienił. Alejandra Wolf była jego Carmen Electrą – niedostępną, perfekcyjną i milcząco przyzwalającą na podziwianie swojej osoby. Gdy się podniósł, jego wzrok padł na laptopa i uczucie radości przysłoniły wyrzuty sumienia. Kolejny dzień nie odpisał Emmie. Zaczął zadawać sobie pytanie, czy zawsze taki był? Czy zawsze musiała to znosić? Z nieco zepsutym nastrojem powlókł się do łazienki. Buzująca w nim radość wyrwała go ze snu na chwilę przed budzikiem. Miał więc czas na spokojny prysznic i niespieszne śniadanie. Przygotowywał się też do salwy pytań ze strony Stilesa. Nie pomylił się. Gdy tylko drzwi za McGrove i Bradley zamknęły się, a oni zajęli swoje miejsca w samochodzie, chłopak zaczął sondować go na każdej płaszczyźnie dotyczącej Wolfów. Rozpoczął od tego, czy Alejandra była w domu. Po tym jak skupiony na manewrach samochodem Javier potwierdził pomrukiem, Stiles wstrzymał na chwilę oddech. Chwilę później Solano znalazł się pod ostrzałem pytań i ciekawskich spojrzeń. Bradley z dezaprobatą kręciła głową, przez większość czasu odwrócona w stronę okna. Nawet w drodze do klasy usta Stilesa nie zamykały się. Dla Javiera powtarzanie tego wszystkiego nie miało sensu i męczyło go. Ciężko było słowami oddać wagę spojrzeń i odcień atmosfery panującej w domu. Było to coś, co trzeba było samemu przeżyć, żeby zrozumieć.
Pomimo usilnego tłumaczenia sobie w duchu, że grill był zwykłym gestem uprzejmości, a Nick naprawdę potrzebował pomocy z matematyki, Javier czuł podekscytowanie podczas całej pierwszej lekcji. Zerkał na GPS’a, gdzie ciągle zapisany miał adres domu Wolfów. Chwilami odpływał myślami na drugi koniec miasta. Był tak nieprzytomny, że dopiero w połowie przerwy zdał sobie sprawę, że zostawił przygotowane przez Teresę drugie śniadanie w samochodzie. Westchnął z irytacją, karcąc się w duchu.
- Idźcie do sali. Dogonię was – rzucił do Stilesa i Bradley, po czym szybkim krokiem skierował się w stronę bocznych drzwi. Otworzył je i przeszedł chodnikiem przez kawałek zieleni, by po chwili znaleźć się na parkingu. Za jego plecami rozległ się słaby dźwięk dzwonka, obwieszczającego początek zajęć. Zaklął pod nosem, mijając kolejne samochody. Podniósł głowę i zatrzymał się w półkroku. Kilka metrów od niego, pod szatnią koło boiska stały dwie osoby. Javier zmarszczył brwi, wytężając wzrok. Wśród nich rozpoznał Alejandrę. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak o włosach tak jasnych, że niemal białych, tłumaczył jej coś energicznie. Alejandra pokręciła głową i odpowiedziała coś krótko. Reakcja jej rozmówcy była natychmiastowa: chwycił ją mocno za gardło i przyparł do muru. Aleja odruchowo złapała dłonią jego przegub, ale nie szarpała się. Nogi same zmusiły Javiera do szybkiego marszu.
- Ja nie żartuję, Aleja. Masz dwadzieścia cztery godziny, albo… – warknął chłopak, grożąc jej palcem drugiej ręki.
- Zostaw ją! – krzyknął Javier, nie czekając, aż znajdzie się koło nich. Dystans między nimi zmniejszał się, ale chłopak wyglądał na rozwścieczonego i Solano nie chciał zwlekać z interwencją. Udało się. Jasnowłosy opuścił rękę, rzucając mu rozdrażnione spojrzenie. Nim Javier do nich doszedł, oprawca ponownie uniósł palec i patrząc Alejandrze prosto w oczy, powiedział:
- Pamiętaj.
Minął Javiera bez słowa i wsiadł do czarnego Saaba. Silnik zamruczał i z wprawą rajdowego kierowcy jasnowłosy wycofał, po czym wyjechał ze szkolnego parkingu. Solano odprowadził go wzrokiem, czując, że jego serce powoli odzyskuje właściwy rytm. Strach o Alejandrę zaskoczył nawet jego.