Część 10 "Słodka tajemnica" [Rozdział 3]

206 22 3
                                    

Wydarzenie na parkingu sprawiło, że Alejandra znowu zaczęła traktować Javiera jak powietrze. Następnego dnia po tym zajściu, wyjątkowo, widywał ją dużo częściej niż zwykle. Za każdym razem posyłał jej lekki uśmiech, a ona z właściwą dla siebie obojętnością ignorowała jego uprzejmość. Inaczej, niż Nick. Jego pogodną twarz zawsze przyozdabiał uśmiech, gdy mijali się z Solano na korytarzu.
- No, no… Takie znajomości – dogryzł mu Stiles, gdy Nicolas minął ich z krótkim cześć na ustach. Javier wywrócił oczami, sznurując usta. Nie miał ochoty na te słowne potyczki, a Stiles był w wyjątkowo dobrej formie. Wydawało się, iż poczuł ulgę, że wizyta w domu Wolfów niczego nie zmieniła. Nawet u tak pogodnej osoby jak Stiles, zazdrość potrafi wziąć górę nad innymi emocjami.
- Mówiłam ci – dodała Bradley, wzruszając ramionami. Javier spojrzał na nią sceptycznie, ale nie odpowiedziała. Takie złośliwości zupełnie do niej nie pasowały. Zachowanie przyjaciół zaczynało go męczyć, więc gdy nadeszła ostatnia lekcja, z ulgą pożegnał ich na korytarzu. Oni udali się w stronę sali od biologii, a on na fizykę.
- Witam państwa. – Pan Granger rozpoczął zajęcia z lekkim opóźnieniem, kończąc krótkie powitanie serią kaszlnięć. Oczy miał przekrwione, a na biurku stało pudełko z chusteczkami. – Jak widzą państwo, nie jestem w najlepszej kondycji. Przygotowałem wam zestaw zadań, który macie wykonać na lekcji. Kto skończy zostawia rozwiązania u mnie na biurku i może iść do domu.
Te kilka zdań mówił bardzo zmiennym głosem, co chwilę tracąc i odzyskując mowę. Na koniec wytarł nos i podał dziewczynie z pierwszej ławki plik kartek, by je rozdała. Javier usiadł w drugim rzędzie i zabrał się do pracy, od razu, gdy dostał zadania. Wszystkie z wyjątkiem jednego były dla niego bardzo łatwe. W ostatnim motał się i mylił, by w końcu metodą prób i błędów dojść do właściwego wyniku. Wstał i oddał kartkę, jako pierwszy.
- Zdrowia, do widzenia – pożegnał się z nauczycielem, który kiwnął jedynie głową i ponownie wydmuchał nos. Solano wyszedł z klasy i bez pośpiechu przemierzał opustoszały korytarz. Było kilka minut przed piątą, mało kto był jeszcze w budynku, nawet na lekcji.
Po chwili namysłu postanowił zaczekać na Bradley i Stilesa w samochodzie, a nie pod klasą, jak na początku założył. Wyjął w szafki krótką, skórzaną kurtkę i nie zapinając jej na suwak, wyszedł z budynku.
Wydawało mu się, że ktoś stoi nieopodal jego samochodu. Poprawił okulary, ale w dalszym ciągu nie był w stanie ocenić, czy czterech chłopaków stoi obok jego mercedesa. Kilka razy, gdy podjeżdżał pod szkołę parę osób śmiało się z jego starego auta. Obawiał się, że Lance, ku uciesze reszty zawodników swojej drużyny, rozbije mu szybę albo przebije oponę. Mógł też napisać coś obraźliwego. Wziął głęboki wdech, poprawił torbę na ramieniu i nie zmieniając tempa, szedł w stronę swojego wehikułu. Czuł, że serce mu przyspiesza, gdy dojrzał dwóch wyrostków, opierających się o jego czerwone cudo. Oblizał nerwowo wargi, obchodząc czyjś skuter. Nie zamierzał stchórzyć. Nie chciał się też bić. W głowie układał monolog, w którym uprzejmie prosi o zostawienie jego i należącej do niego własności.
Miał wrażenie, że coś ciężkiego opadło mu na pierś, gdy znajdując się zaledwie dwa samochody od mercedesa stanął oko w oko z jasnowłosym chłopakiem. Rozsądek kazał mu uciekać, ale nogi odmówiły posłuszeństwa.
- Javier? – zagadnął łagodnie chłopak. Miał na oko dwadzieścia pięć lat i oczy tak ciemne, że niemal czarne. Solano nie zdobył się na żadną odpowiedź. Stał w miejscu, czując, że zaraz dostanie takie lanie, że wyląduje w szpitalu. Aleja miała rację mówiąc, żeby się nie wtrącał, pomyślał zdruzgotany. Jednak na słuchanie rad było już za późno. – Chodź, przejedziemy się.
Mroczki pojawiły mu się przed oczami. Całą siłą woli skupił się na nogach, by zrobić choć krok. Bezskutecznie, strach całkiem go obezwładnił.
- Javier – łagodny głos zdradzał naglącą nutę. – Nie róbmy scen, proszę.
Dwóch towarzyszy jasnowłosego podeszło do niego. Jeden z nich położył mu rękę na ramieniu i zmusił do ruchu. Jasnowłosy i jego towarzysz usiedli na przednich siedzeniach dużego jeepa, a Javiera wcisnęli między pozostałych dwóch na tylne miejsca. Gardło paliło go, a ręce trzęsły się ze strachu. Aż tak bardzo go rozjuszył wczorajszą interwencją? Do głowy przyszło mu, żeby przeprosić, ale nawet na to nie miał tej odrobiny odwagi. Jasnowłosy łagodnie wykręcił i wyjechał z terenu szkoły. Gdy mijali otaczające ich drzewa wydawało się Javierowi, że jadą do Wolfów. Mniej więcej w połowie drogi chłopak skręcił w prawo i zanurzyli się w lesie. Wyboista, piaszczysta droga prowadziła w głąb gęstwiny. Przez całą drogę nikt się nie odezwał, a Javier modlił się, by ta podróż wreszcie się skończyła. Czekanie wykańczało go nerwowo, wolał już dostać cięgi i mieć to z głowy. Nawet, jeśli spędzi kilka tygodni w szpitalu. Przez myśl przeszło mu, że Bradley i Stiles pewnie skończyli już lekcje. Odetchnął w duchu, ktoś na pewno będzie go szukał. Zostawił samochód na parkingu, więc kiedy przyjaciele zobaczą, że go nie ma będą czekali. Po godzinie zaczną się niepokoić i pewnie zadzwonią do niego do domu. Z drugiej strony, czy zdążą go znaleźć w tym lesie zanim zabije go wewnętrzny krwotok?
Samochód nagle szarpnął, tak że Javier musiał przytrzymać okulary na nosie.
- Wysiądźmy – zadecydował jasnowłosy, otwierając drzwi. Javiera mdliło od tych uprzejmości. Jego kompani wysiedli i obaj czekali, aż wybierze jedną ze stron. Wykaraskał się z samochodu, przyciskając torbę do biodra. Rozejrzał się dookoła i stłumił w gardle jęk. Nieopodal zaparkowany był ciemnobrązowy samochód terenowy. Kilka metrów od nich znajdowały się trzy, duże głazy, a obok na zwalonym pniu siedziały trzy osoby.  Wśród nich rozpoznał Matta. Nogi się pod nim ugięły, miał mętlik w głowie. Wielokrotnie widział go na korytarzu i chłopak nie wydawał mu się nigdy agresywny. Minę jak zawsze miał znużoną i obojętną. Obracał w dłoniach telefon, który schował do kieszeni, gdy jasnowłosy do niego podszedł. Javierowi przez chwilę przeszło przez myśl, żeby napisać smsa do Stilesa jednak zaniechał tego. Iphone był zbyt duży i nieporęczny, a poza tym, dwóch chłopaków, którzy siedzieli z nim z tyłu w samochodzie nie opuszczało go na krok.
- Ian… – zaczął Matt, wstając. Wyglądał na zagubionego. Przeczesywał palcami włosy unikając Javiera.
- Za ile będą? – spytał Ian, ignorując jasne włosy opadające mu na twarz. Matthew westchnął i ponownie wyciągnął telefon.
- Za jakąś godzinę, może czterdzieści pięć minut – odpowiedział cicho chowając urządzenie do kieszeni spodni. Ian westchnął przeciągle. Zadarł głowę do góry i zamknął oczy. Po chwili klasnął w dłonie i obrócił się w stronę pozostałych pięciu towarzyszy i Javiera.
- Mamy mnóstwo czasu. Usiądźmy. – Choć głos miał spokojny, jego słowa nie brzmiały jak prośba. Jeden z mężczyzn popchnął delikatnie Javiera w stronę pnia. Usadzono Solano, a po jego obu stronach mężczyzn z samochodu.
Javier nie wiedział na kogo, albo na co czekają, ale w głowie pojawiła mu się nieproszona myśl, że będzie ofiarą jakiegoś rytuału. Zobaczył za dużo i ślad po nim zniknie. Zamknął na chwilę oczy, po czym znowu je otworzył. Nie widział w końcu tak wiele. Tylko Iana grożącego Alejandrze. Zastanawiając się, to policja nawet nie uznałaby tego za groźby karalne. Oparł czoło na dłoniach i wbił wzrok we własne trampki. Stiles i Bradley niedługo zaczną się niepokoić. Czas działa na jego korzyść. Taką przynajmniej miał nadzieję.
Wydawało mu się, że spędził na pniu nie godzinę, ale całą wieczność, gdy w końcu usłyszał warkot silnika. Ian opierający się o płaski głaz również podniósł głowę. Światła reflektorów słabo przebijały się przez nadchodzący zmierzch. Wszyscy wstali, jeden z mężczyzn złapał Javiera za łokieć i zmusił do podniesienia się. Solano słyszał zbliżające się kroki. Przyszła więcej, niż jedna osoba. Brzuch bolał go z nerwów, cudem nie zwymiotował na własne buty. Podobnie jak Ian i reszta, wypatrywał zbliżających się ludzi.
Poczuł nieskończoną ulgę i zdumienie, gdy zza górki wyłonił się Nick, Alejandra, Nathaniel i Ellen.
- Co chciałeś Ian? – Głos Alejandry był ostry i stanowczy. Patrzyła na jasnowłosego z nieukrywaną podejrzliwością. Mężczyzna uśmiechnął się sztucznie i obrócił w bok, patrząc na Solano.
- Nick – wydusił Javier, nie rozpoznając własnego głosu. Nieprzyjemne uczucie w żołądku nie opuściło go, gdy Wolf mu nie odpowiedział. Cała czwórka obserwowała go z szeroko otwartymi oczami.
- Ian – głos Alejandry diametralnie się zmienił. Wystąpiła krok do przodu, nie spuszczając oka z Javiera. Była blada, Solano nie upatrywał tego, jako dobrego znaku.
- Ostrzegałem cię – zaczął twardym głosem, wychodząc na środek. Stanął pomiędzy nią, a pozostałymi mężczyznami. – Nawet nie raz. Puściłem w niepamięć to, że chciałaś mnie okłamać. Dałem ci szansę, a ty nic z tym nie zrobiłaś.
Javier niczego nie rozumiał. Wodził wzrokiem po Wolfach niepewny, czy przybyło jego wybawienie czy też wyrok. Nate był spięty, ale słowem się nie odezwał. Za lekko wyciągniętą w bok ręką chował bladą Ellenę. Nick też milczał, ale podszedł o krok, by stanąć obok siostry.
- Wiem – zaczęła powoli Aleja. – To się nie powtórzy.
- Oczywiście, że się powtórzy! – żachnął się Ian i machnął ręką, jakby odganiał od siebie słowa dziewczyny. Ta zacisnęła usta, prawie nie oddychała. – Jesteś tak samo butna i bezczelna jak twój ojciec. Mój tata miał z Natem takie same problemy, jak teraz ja mam z tobą. Dopiero, gdy dostał nauczkę to się opamiętał.
- Nie! – krzyknęła Aleja i ruszyła do przodu. Matt złapał ją w pasie i odciągnął do tyłu.
- Może wtedy się czegoś nauczysz – warknął Ian, a stojący nieopodal niego towarzysz złapał Javiera za kark. Uchwyt był tak silny, że torba spadła mu z ręki i tylko dzięki szczęściu nie zgubił okularów.
- Ona da radę! – odezwał się Nick. Ian spojrzał na niego marszcząc brwi. – Nie powiesz, że jest tak silna jak tata. Ukaż ją!
- Tak! – szepnęła Alejandra, wyszarpując się z objęć Matta. Na twarzy chłopaka widać było cierpienie. Javier zdał sobie sprawę, że Silverowi zależy na Wolf i sprawianie jej bólu było jednoczesnym ranieniem samego siebie.
- Uwierz, że nie sprawia mi to przyjemności – westchnął Ian, a Javier nie był pewien czy mówi do niego, czy do Wolf. Nim jednak zdążył rozeznać się w sytuacji Ian złapał Alejandrę za włosy i wymierzył jej kopniaka prosto w brzuch. Z ust Javiera i Elleny wydarł się krzyk. Solano szarpnął, ale mężczyzna trzymał go mocno. Wolf utrzymała równowagę, a chwilę później Ian uderzył ją łokciem prosto w kręgosłup. Upadła na ziemię, ale nawet nie pisnęła. Było dla niego niepojętym dlaczego się nie broniła. Dlaczego Nate i Nick stali bezczynnie, patrząc jak Ian ją katuje?
- Zabijesz ją! – wrzasnął Solano, starając się wyswobodzić z uścisku. Na próżno. Cios za ciosem spadał na Aleję, a jej rodzina nie robiła nic by to powstrzymać. Javier czuł bezsilną złość.
Ian złapał ją ponownie za włosy, dźwignął z kolan i z rozmachem uderzył nią o drzewo. Bezradnie próbowała osłonić twarz rękoma. Jasnowłosy puścił ją, a ona osunęła się na ziemię. Siedziała ze spuszczoną głową, a Javier był pewien, że już nie oddycha. Serce mu zamarło.
- Aleja, powiedz mu. – Ian chwycił dłonią jej podbródek i uniósł. W coraz gęstszej ciemności Javier nie widział jej twarzy. Gdyby mógł ją zobaczyć, na pewno opuściłaby go reszta odwagi. Dziewczyna milczała. Ian zamachnął się i uderzył ją w twarz. Upadła na ziemię, uderzając głową o twarde podłoże. Ellen nawet nie powstrzymywała łez. Nick tracił panowanie nad sobą. Przestępował z nogi na nogę, a szczęka drżała mu niebezpiecznie. Gdy uczynił nieznaczny gest, jakby chciał ruszyć na pomoc siostrze Matt otoczył go ciasno ramieniem, zmuszającym tym samym, by pozostał na miejscu.
- Kurwa! Powiedz mu! – wrzasnął Nick, zaciskając mocno pięści. Nie odrywał oczu od szatynki, ale podobnie jak ojciec nie pospieszył jej z pomocą.
- Aleja. – Ostrzegawczy głos Iana był tak samo niepokojący, jak jego uprzejmość. Ukucnął obok Wolf, wzdychając głęboko. Jego usta wykrzywione były w grymasie złości.
Alejandra podźwignęła się najpierw na łokcie, a potem usiadła. Opierała się ręką o suche liście, by znowu nie upaść. Zakaszlała, a z jej ust wypłynęła krew. Splunęła i otarła wierzchem dłoni wargi.
- Kocham cię – powiedziała cicho. Głowę miała spuszczoną, a jej ciało chwiało się od wymierzonych razów. Javier zamrugał powiekami zupełnie zdezorientowany. – Kocham cię, Javier.

Werewolf FullmoonWhere stories live. Discover now