W poniedziałek rano niebo zakryły kłęby szarych chmur. Pierwsze krople deszczu opadły na ziemię, a ostatnie promienie słońca całkiem zniknęły. Javier stał przy swojej szafce próbując znaleźć w niej pracę domową z chemii z ostatniego tygodnia. Niepokojąca myśl zawitała w jego głowie: Oddał ją do biblioteki w wypożyczonej książce? Westchnął, zatrzaskując metalowe drzwiczki. Niemal podskoczył, gdy zdał sobie sprawę, że za nimi czaił się Nicolas Wolf.
- Cześć – zagaił blondyn, posyłając mu szeroki uśmiech. Nie widział w nim żadnego podobieństwa do Alejandry. Zaczynał się zastanawiać, czy są biologicznym rodzeństwem.
- Cześć – odpowiedział ostrożnie Javier, niecierpliwie wpychając zeszyt do torby. Chciał iść do biblioteki, żeby odzyskać swoje zadanie domowe. Miał nadzieję, że nikt jeszcze nie wypożyczył książki, w której mógł być jego esej.
- My się jeszcze nie znamy – kontynuował bez zażenowania Nick. Wyciągnął rękę w stronę Solano: – Mam na imię Nicolas Wolf. Jestem rok młodszy.
Javier z nieukrywanym zdziwieniem uścisnął dłoń chłopaka. Przyglądał mu się niepewnie, jakby Wolf był odbezpieczonym granatem.
- Javier Solano – przedstawił się, nie mając nic do dodania na swój temat. Wyglądało na to, że Nick wiedział, w której klasie jest Javier. Wolf przestąpił z nogi na nogę i poprawił plecak na ramieniu.
- Mój kuzyn Matt mówił, że jesteś świetny z matematyki. Pani Higgins cię uwielbia. – Nie był skrępowany, ale Javier miał wrażenie, że Nick bardzo ostrożnie dobiera słowa. Gdy wspomniał o Matthew, Javier zdał sobie sprawę, iż jego zdolność notowania obecności na matematyce kończyła się na Alejandrze. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, w mętnych przebłyskach wspomnień, że Alejandra siedzi obok Matta.
- Hmm… Dzięki.
- Mam problem z matematyką. Ogólnie rozumiem wszystko, ale gdy idę do tablicy na geometrii ogarnia mnie całkowita ciemność. Nie potrafię obliczyć dosłownie nic. Jakiś tematów chyba nie rozumiem… tak w pełni i nie bardzo wiem jak sobie z tym poradzić. Jakby mi coś umykało… Do tego pani Higgins mnie nie znosi. Z premedytacją niszczy mnie na każdych zajęciach.
Javier był przekonany, że nie tylko jego. Sam mógł wiele na ten temat powiedzieć. Poprawił okulary na nosie, czekając na puentę wywodu Wolfa.
- Wiem, że proszę o dużo, ale… może mógłbyś mi dać korepetycję? – Nieśmiały ton zupełnie nie pasował do Nicka. Wolf był wyższy od Javiera, dobrze zbudowany i uśmiechał się jak model z reklamy pasty do zębów.
- Hmm… Jasne. Nie ma sprawy. – Javier usłyszał własny głos zanim zdążył przemyśleć prośbę o pomoc. Znajomość z Nicolasem Wolfem była bardzo obiecującą nagrodą.
- Może dzisiaj?
Nicolas odzyskiwał pewność siebie, a zadowolenie z pomyślnego dla niego rozwiązania sprawy wpłynęło na jego poszerzający się uśmiech.
- Kończę o trzeciej, jeśli ci to nie przeszkadza. Może umówimy się w jakiejś kawiarni?
- Kiepsko się skupiam w takich miejscach – przyznał z rozbrajającą szczerością Nick. Zasępił się na chwilę. Z lekko otwartymi ustami patrzył w nieokreślony punkt za oknem. Wyglądało to, jakby w myślach przeszukiwał listę miejsc, które byłyby odpowiednie na tę okazję. Po chwili na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. – Może być u mnie w domu?
Javier miał wrażenie, że jego żołądek wywinął salto i ścisnął się niczym suszona śliwka. Dostał propozycję przyjechania do domu Nicolasa i Alejandry Wolf. Nie potrafił się oprzeć pokusie zobaczenia świata Alejandry.
- Jasne.
- Fantastycznie – klasnął entuzjastycznie w dłonie, posyłając Javierowi kolejny uśmiech. – Masz GPS’a?
Gdy Javier przytaknął, Nicolas wyciągnął zeszyt z plecaka i szybko napisał na wolnej stronie adres swojego domu. Wyrwał kawałek kartki i podał ją Solano.
- Wielkie dzięki, że się zgodziłeś. Widzimy się później! – Z tymi słowami na ustach obrócił się i uderzając twardo butami o podłogę zniknął za zakrętem korytarza. Javier wziął głęboki wdech i oparł się o szafkę. Taka propozycja zrobiła na nim dużo większe wrażenie, niż się spodziewał. Wyrwał się z zamyślenia, gdy uświadomił sobie, że otacza go kompletna cisza przerywana jedynie miarowymi uderzeniami kropel deszczu o szyby. Bez zastanowienia puścił się biegiem w stronę sali od angielskiego. Prosił opatrzność o to, by pan Walters był w dobrym humorze i wybaczył mu spóźnienie.
Pan Walters nie miał dobrego humoru, ale darował Javierowi spóźnienie, kwitując to tym, że nawet najlepszym uczniom zdarza się coś takiego. Solano zajął wolną ławkę pod oknem i gdy lekcja rozpoczęła się na dobre wyciągnął swojego iphone’a. Schował telefon pod ławką i włączył GPS’a. Uważnie wstukał adres podany mu przez Nicka i czekał, aż strona się załaduje. Dom Wolfów był po drugiej stronie miasta, położony – podobnie jak rezydencja Solano – w lesie. Kilka kilometrów dalej znajdowało się jezioro i skarpa. Poza tym, cały teren był zalesiony.
Javier po raz pierwszy od dawna ze zniecierpliwieniem czekał na koniec zajęć. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, testując do granic możliwości jego cierpliwość. Chwilę wytchnienia dała mu przerwa przed ostatnią lekcją. Spotkał się ze Stilesem i Bradley. Miał cichą nadzieję, że nie będą źli, że muszą wracać autobusem. Deszcz przestał padać, więc Javier odezwał się z większą pewnością siebie:
- Nie obrazicie się, jeśli nie odwiozę was dzisiaj do domu? Przepraszam, że tak w ostatniej chwili…
Stiles wyglądał na równie zaskoczonego, co Bradley, ale nic nie powiedział. Uśmiechnął się jedynie.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała Bradley machając lekko ręką. – Wszystko w porządku?
- Tak. – Po chwili wahania dodał: – Obiecałem Nicolasowi Wolf, że pomogę mu w matematyce.
Wiadomość zszokowała ich tak jak się spodziewał. Wyraz zdziwienia na twarzy Stilesa był niemal zabawny, do momentu aż chłopak przełknął ślinę i zaczął bombardować Javiera szczegółowymi pytaniami. Solano musiał wyczerpująco opowiedzieć o swoim spotkaniu z Nickiem i niemal cytować jego słowa. Przyjaciel był dużo bardziej zazdrosny niż to okazywał. Javier doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chociaż Stiles, Aleja i Nick wychowali się razem, to McGrove nigdy oficjalnie ich nie poznał. Minęły dwa tygodnie, a Javier został zaproszony do ich domu.
Gdy przerwa dobiegła końca Stiles zamilkł i nie odezwał się przez całą lekcję. Bradley też była mniej rozmowna, niż zwykle. Javier obiecał sobie, że wynagrodzi im to; wspólne oglądanie filmów i robienie popcornu powinno poprawić im humor. Pożegnał się z nimi i wsiadł do samochodu. Niebo nieco się rozpogodziło, a deszcz przeszedł zupełnie. Javier położył iphone’a na siedzeniu pasażera i wyjechał ze szkolnego parkingu. Nie potrafił opanować ekscytacji i radości. Nie umiał też sobie wytłumaczyć powodu ich istnienia. Perspektywa wejścia do domu Wolfów napełniała go słodkim uczuciem radości i adrenaliny. Czuł się, jakby przygotowywał się do skoku ze spadochronem albo jazdy samochodem wyścigowym. Nim się spostrzegł, iphone zadzwonił krótko sygnalizując, że jest prawie na miejscu. Javier wyciągnął szyję i po chwili dojrzał parterowy budynek otoczony wysokim ogrodzeniem z metalowych prętów. Brama stała otworem, zachęcając, by wjechał na teren posesji. Dom był biały, z płaskim czerwonym dachem. W oknach stały doniczki z kwiatami, a po lewej stronie znajdował się duży, okrągły klomb mieniący się wszelkimi kolorami. Do domu przyłączony był jeden podwójny garaż. Przez otwarte drzwi, Javier mógł dojrzeć stare audi, terenowego land rovera i lśniący, czarny motor wyścigowy. Zaparkował na drodze by nie zniszczyć zadbanego trawnika. Wziął kilka głębokich wdechów i wysiadł. Przez chwilę podziwiał motor. Nowy, szybki model. Nie wiedział, że Nick jeździ jednośladem. Poprawił czarną koszulę z zawiniętymi pod łokcie rękawami i ruszył w stronę schodków prowadzących na mały ganek. Ledwo nacisnął dzwonek, a drzwi otworzyły się i pojawiła się jasna czupryna Nicka.
- Jesteś. Bałem się, że nie trafisz. – Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając Javiera do środka.
Po lewej stronie wejścia była kuchnia oddzielona od salonu długim stołem. Po dwóch bokach stało sześć krzeseł. Z przedpokoju schodziło się trzema schodkami w dół, do pokoju dziennego, gdzie stała kanapa w kształcie płaskiej litery U i niski stolik do kawy. W lewym rogu, na ścianie wisiał duży telewizor, a po prawej stronie zza wysokich okien widać było drewniany taras. Obok wejścia znajdował się wbudowany w ścianę kominek, a dalej drzwi. Tuż za krzesłami, były schodki z salonu prowadzące do długiego korytarza. Na wysokim, wąskim regale obok kominka stało mnóstwo zdjęć, figurek i książek.
- Czuj się, jak u siebie – mówił ciepło Nick, wchodząc do kuchni. Otworzył lodówkę. – Napijesz się czegoś?
- Wody poproszę – odpowiedział cicho Javier, podchodząc niepewnym krokiem do Nicolasa. W tym samym momencie dobiegły go szybkie kroki i z długiego korytarza wyłoniła się Alejandra. Przełyk Javiera ścisnął się tak, że zabrakło mu przez chwilę tchu. Ubrana w krótkie, obcisłe spodenki i bokserkę lustrowała go z zaskoczeniem zielonymi oczami. Javier przełknął ślinę, modląc się w duchu, by z jego gardła nie wyszedł nieokreślony pisk i powiedział:
- Cześć.
Ku zaskoczeniu Solano to jedno słowo brzmiało wyjątkowo spokojnie i luźno, chociaż wewnątrz niego się gotowało. Alejandra nic nie odpowiedziała, a za jej plecami pojawiła się smukła kobieta w średnim wieku. Javier domyślił się, że to matka Alejandry i Nicka. To po niej młody Wolf odziedziczył rysy twarzy i łagodne spojrzenie.
- Dzień dobry – odezwała się kobieta, schodząc do salonu. Javier zrobił to samo wyciągając rękę. Uścisnęła ją uprzejmie podczas, gdy Aleja nadal stała u wyjścia z korytarza.
- Mamo, to mój kolega Javier Solano – przedstawił Nick, schodząc do matki. – Javier to moja mama Ellena. Alejandrę na pewno znasz.
Aleja westchnęła i zeszła do salonu. Podała Javierowi dłoń. Skóra była ciepła, ale delikatna jak aksamit. Dłoń miała smukłą, ale uścisk mocny. Puścił ją, a ona skrzyżowała ręce na piersi. Figurę odziedziczyła po matce. Obie były smukłe jak gazele i krągłe niczym aktorki z Hollywood.
- To co, bierzemy się do pracy? – zagaił Nick z łobuzerskim uśmiechem, przerywając niezręczną ciszę. Na pytające spojrzenie matki odpowiedział: – Javier obiecał mi pomóc w matematyce.
- Jasne – wydusił Solano, biorąc od niego szklankę z wodą. Upił łyk i z trudem przełknął. Alejandra przyglądała się bratu, jakby nie wiedziała co ze sobą począć.
- Róbcie, co chcecie – odezwała się w końcu i Javier po raz pierwszy usłyszał jej głos. Pozbawiony był jakichkolwiek emocji. Mówiła wyraźnie, ale sprawiała wrażenie, jakby szeptała. Pasowało to do jej chłodnej osobowości. Obróciła się i zniknęła za drzwiami w korytarzu.
- Jeśli będziecie czegoś potrzebowali, to mówcie – zagadnęła ciepło Ellena i uśmiechnąwszy się do chłopców, wyszła do pokoju obok kominka. To była zapewne sypialnia rodziców Nicka.
- Aleja jest okazem ciepła i wrażliwości. – Javier nie był pewien, czy Nick mówi to poważnie czy może żartuje, ale nie zapytał. Posłał mu niepewny uśmiech i usiadł obok Wolfa na kanapie.
Przychodząca, co jakiś czas przez salon Alejandra mocno go rozpraszała. Tracił wątek, mylił się w obliczeniach i plątał mu się język. Nick wydawał się tego nie zauważać. Zadawał Javierowi kolejne pytania, potakując co chwilę. Solano beształ się w duchu, że zgodził się przyjść do domu Nicka. Dobrze wiedział, że obecność Alejandry wytrąci go z równowagi. Poświęcił całą energię starając się nie wyjść na głupka. Swoje wyniki ocenił jako marne.
Nie minęła godzina, gdy Javier odchylił się na kanapie, wzdychając głośno. Patrzył na Nicolasa wymownie, kiedy ten rozsiadał się wygodnie naprzeciw niego.
- Teraz, gdy to wytłumaczyłeś to wszystko rozumiem. Gdy pani Higgins o tym mówiła to jakoś nie bardzo… – odpowiedział szybko Nick, wzruszając ramionami. Uśmiechał się niewinnie jak dziecko, które chce dostać od Mikołaja całą masę prezentów. Javier westchnął i opuścił ręce na kolana.
- Wygląda na to, że moja praca skończona.
Miał nadzieję, że zanim wyjdzie zobaczy jeszcze, chociaż przez chwilę Aleję. Nick natychmiast wyprowadził go z błędu.
- No coś Ty! Nic nie jadłeś. Mam u ciebie dług wdzięczności.
- Nie ma sprawy, naprawdę…
Zamilkł, gdy usłyszał gasnący silnik samochodu przed domem. Nick uśmiechnął się szeroko i wstał z kanapy.
- Chodź, poznasz mojego tatę.
Javier po raz kolejny tego dnia stracił oddech. Pozna wszystkich Wolfów jednego dnia, wątpił by ktokolwiek miał taką okazję. Tworzyli zamkniętą enklawę, do której on nieoczekiwanie uzyskał kartę wstępu. Na krótko, ale to miało duże znaczenie.
W drzwiach pojawił się wysoki mężczyzna o figurze kulturysty. Jego wyrzeźbione ciało otulone było ciemnym t-shirtem i ciężkimi bojówkami. Długie, czarne włosy sterczały w nieładzie we wszystkie strony. Twarz naznaczoną miał bliznami, jak po ospie. Javier rozpoznał w jego oczach to samo spojrzenie, co u Alejandry. Wdała się w ojca.
- Dzień dobry – przywitał się grzecznie Javier, ignorując nieprzyjemny skurcz na karku. Pan Wolf omiótł go twardym spojrzeniem, które Solano dzielnie wytrzymał. Z pomocą pospieszył mu Nick.
- Tato, to Javier Solano – przedstawił, a po chwili namysłu dodał: – Mój dobry kolega. Javier to mój tata Nathaniel.
Nathaniel mierzył Javiera wzrokiem, nie zwracając uwagi na to, że do salonu weszła Ellena i Alejandra. Po dłuższej chwili, która Javierowi wydawała się wiecznością Nate uścisnął wyciągniętą przez niego rękę.
- Cześć – rzucił Nathaniel i puścił Javiera. Ucałował Aleję w czoło, a potem objął Ellenę. Bez żadnego skrępowania pocałował ją prosto w usta, które później otarł kciukiem. Javierowi wydawało się, że po twarzy mężczyzny przemknął cień bladego uśmiechu.
- Skończyliście na dzisiaj? – spytała Ellen, nadal tkwiąc w objęciach męża.
- Tak, Nick świetnie radzi sobie z geometrią. Trochę panikował – odpowiedział szybko Javier, czując się jeszcze bardziej nieswojo w obecności Nathaniela. Ten człowiek przyprawiał go o takie samo skrępowanie jak Alejandra. Brak im było pogodności i empatii, jaka wprost emanowała z Elleny i Nicka. – Będę się już zbierał. Dziękuję za gościnę.
Wydawało mu się, że twarz Nate’a stężała. Nie odważył się jednak dokładniej mu przyjrzeć.
- Nie żartuj, Javier. – Łagodny głos Elleny wypełnił pomieszczenie. – Przygotujemy z Alejandrą coś do jedzenia, a wy rozpalcie grilla.
- Wspaniały pomysł – westchnął Nicolas z błogim uśmiechem. – Umieram z głodu.
Wolfowie nie pozostawili mu żadnego wyjścia. Obie panie udały się do kuchni, a Nick klepnąwszy go w ramię ruszył w stronę tarasu. Okazało się, że nieopodal drewnianego podestu znajduje się długi basen, podobny rozmiarami do tego, na którym trenują olimpijczycy. Po prawej stronie stał duży grill i okrągły drewniany stół z krzesłami od kompletu. Javier bardziej przyglądał się, niż pomagał. Nick trajkotał wesoło o szkole, o korepetycjach z Javierem i pomniejszych sprawach. Atmosfera stała się tak domowa, że Javier zaczął czuć się intruzem. Alejandra nie rozluźniła się, ani na chwilę. Wymieniała zdawkowe zdania z ojcem i z dezaprobatą słuchała brata. Javierowi nie poświęciła, ani chwili, a przy stole usiadła dokładnie na przeciwko niego. Wydawało mu się, że Aleja całą swoją postawą mówi, żeby nie wchodził z butami w jej życie. Zupełnie inaczej zachowywała się Ellen i Nick.
- Powiedz mi, jakie są twoje plany po skończeniu liceum? – zagaiła Ellen, wkładając do ust kawałek żółtej papryki. Dłoń Nate’a błądziła między jej udem, a ketchupem i musztardą stojącymi na stole. Rodzice Javiera nigdy nie okazywali sobie tak uczuć, więc był Wolfami onieśmielony. Z drugiej strony zazdrościł im tego, że mając dwójkę dorosłych dzieci, okazywali sobie uczucia jakby spotykali się dopiero od kilku tygodni.
- Chcę studiować medycynę na uniwersytecie w Oxfordzie – odpowiedział szybko, starając się, by krojona przez niego kiełbaska nie wypadła z talerza na stół. Podniósł wzrok, uśmiechając się blado. – Być chirurgiem.
Nate otarł wargę i sięgnął po szklankę z sokiem. Alejandra w ogóle nie podniosła głowy, jakby te śmiałe plany w ogóle nie robiły na niej wrażenia.
- A co potem? – dopytywała się Ellen, podsuwając mu sałatkę. Podziękował i nałożył kilka liści sałaty.
- Długie lata praktyki, a potem praca w szpitalu. Może uda mi się kiedyś otworzyć własny oddział.
- Mój brat jest lekarzem. To ciężka praca – odpowiedział Nate, wprawiając tym Javiera w zdumienie. Miał niski, mocny głos. Alejandra była jego żeńską wersją.
- To prawda, ale pracuję nad tym od dawna. Wierzę, że dam radę – zapewnił chcąc podtrzymać rozmowę. Głowa rodu wydawał mu się być tak samo tajemniczy jak Aleja. A do tego, co niezbadane zawsze ciągnie najbardziej.
- Pracuje tutaj, w miejskim szpitalu.
Javier mruknął, pochylając się nad swoją kolacją. Ta odpowiedź zbiła go z pantałyku, nie wiedział co dalej mówić. Mógł oczywiście pracować i praktykować w miejskim szpitalu. Praca lekarza wszędzie jest tak samo ciężka.
- Podoba ci się w Mydale? – zapytała nagle Alejandra i Javier po raz kolejny poczuł, że traci grunt pod nogami. Dziewczyna ignorowała go od samego początku, nie liczył, że to się zmieni.
- Bardzo. Nawet, jeśli to małe miasto, to żyje swoim własnym rytmem – odpowiedział, zastanawiając się nad każdym słowem. Chciał tak ubrać zdanie, żeby wciągnąć ją do rozmowy. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł, który natychmiast zrealizował. Z uśmiechem na ustach dodał: – Bardzo przypadła mi do gustu kawiarnia Koontza.
Okazało się, że każde z Wolfów zrozumiało aluzję. Nick i Ellena zaczęli się śmiać, nawet Nate parsknął z rozbawieniem. Na pięknej twarzy Alejandry pojawił się lekki zarys uśmiechu. Javier przyznał sobie w duchu najwyższe odznaczenie.
Rozmowa przeszła na kawiarnię rodziców Nate’a i nim Javier się spostrzegł, swatch na jego ręku wybił jedenastą. Ellena natychmiast uciszyła jego tłumaczenia i przeprosiny. Państwo Wolf pożegnali go uściśnięciem dłoni i słowami Elleny, które napawały go dumą:
- Mam nadzieję, że znowu szybko do nas wpadniesz.
- Dziękuję za zaproszenie, z przyjemnością – odpowiedział, posyłając obojgu szeroki uśmiech. Alejandra pożegnała go w salonie krótkim cześć, ale Javier gotowy był się założyć, że jej ton był odrobinę cieplejszy. Nicolas odprowadził go do mercedesa i gdy Solano wsiadł, oparł się o drzwi, posyłając mu uśmiech przez otwarte okno.
- Fajnie było. Koniecznie musisz do nas jeszcze wpaść – nalegał Nick z niegasnącym uśmiechem, którego Javier w szkole u niego nie widział. Podziękował ponownie i wyjechał na główną drogę. Widział we wstecznym lusterku, jak Nick macha mu krótko, zamyka bramę i wraca do domu. Na ganku czekała na niego Ellena albo Alejandra. Javier ze swoją wadą wzroku nie był wstanie ich rozróżnić z takiej odległości. Uśmiech nie schodził z twarzy Solano, a dobry humor nie opuszczał go przez całą drogę. Włączył radio i ku jego rozbawieniu, z głośników wydobyły się dźwięki piosenki Pointed Sisters I’m so excited. Pomrukując wesoło pod nosem, wcisnął pedał gazu.